Artykuły

Nasączeni toksynami

Blaszana klatka. Przez perforację w zardzewiałych ściankach nie­wiele widać. Chyba ktoś siedzi na krześle. Ktoś inny chyba stoi obok. Po chwili rozsuwają się boczne panele. Na krześle siedzi Mężczyzna Młodszy. Sie­dzi, bo jest doń przywiązany. Ma zakneb­lowane usta. Obok stoi Mężczyzna Star­szy. W dłoni trzyma pistolet.

Tę sytuację, otwierającą "Toksyny", Krzysztof Bizio powtarza w pięciu epizodach. Zmieniają się tylko pozory: in­ne miejsce, odwrócone role, przestrojo­ny rejestr języka i maniery postaci, gwałt fizyczny zastąpiony szantażem. Każdo­razowo jednak MM i MS nasączeni są toksynami przemocy. I jako tacy są "za­aresztowani" przez scenograficzną me­taforę Marka Brauna. To klatka wiążą­ca dzikie bestie.

W tak ogołoconej przestrzeni szcze­gólne zadanie spada na aktorów: tylko ich kunszt może wykreować szereg fik­cyjnych rzeczywistości. Bronisław Wrocławski (MS) prowadzi swoje ko­lejne wcielenia równo i pewnie, spaja­jąc następujące po sobie epizody. Utrzymuje wykreowaną w pierwszej scenie postać znerwicowanego dżen­telmena, któremu gorset wychowania nie daje ponieść się histerii.

Odmienny pomysł na grę ma Sambor Czarnota (MM): w każdej scenie diame­tralnie zmienia swojego bohatera. Wystar­cza do tego kilka charakterystycznych ge­stów. Żołnierski dryl - to beniaminek kor­poracji. Rozbiegane spojrzenie, bujane ru­chy - diler narkotyków i fan hip hopu. Obsesyjne zapinanie suwaka przy swetrze oraz przygładzanie dłonią grzywki - wy­chowanek domu dziecka.

Obsadzając tych aktorów w "Toksy­nach" reżyser Wiesław Saniewski okazał się mężem opatrznościowym. "Utrudnio­na" konstrukcja sztuki przysłużyła się po­szukiwaniu niestandardowych środków aktorskich. A podobieństwo fizyczności aktorów, którą zdaje się dzielić tylko wiek, a także ich wartkiej mowy, ostrego gestu, temperatury emocjonalnej - stało się wymarzonym ekwiwalentem prze­mienności ról, jaką projektuje dramat. Sceniczne partnerstwo Wrocławskiego i Czarnoty przynosi wręcz metafizyczne odczucie podwojenia, uskrzydlające be­hawioralny tekst Bizia.

Dlatego oglądając "Toksyny" w Jaraczu nie czujmy się rozkosznie bezpieczni, my, widzowie rzymskiego cyrku, pozornie od­grodzeni od tych walk gladiatorów rze­czoną klatką. Bo jej ściany otwierają się, zawłaszczając nas do świata przemocy - i już pozostają otwarte. Warto rozejrzeć się wokół i w swoich prześladowcach odnaleźć własne ofiary - zdają się przekony­wać twórcy spektaklu. Przemienność tok­sycznych ról dotyczy wszystkich. W przerwach pomiędzy kolejnymi run­dami zmagań aktorzy, pozostając na lek­ko wyciemnionej scenie, są dokładnie tak jak my. Tak samo wkładają marynarki, tak samo wiążą krawaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji