Artykuły

A oni wciąż przychodzą

Kiedyś się mówiło, że jest coś takiego jak słowiańska dusza. Mówiło się tak zresztą głównie na zachodzie Europy, a już szczególnie we Francji – w odniesieniu do Rosji i wszystkiego, co się Francuzom wydawało Rosją, a więc i Polski po trosze.

Dusza słowiańska (nie polska! tę zwerbowano niedawno do walki politycznej) widziana z tej perspektywy przejawiała się za pomocą melancholii głównie, ale z domieszką smutnego uśmiechu, lubiła sobie poszaleć, ale tak na ogół była łagodna i cicha. A mościła zaś sobie ona gniazdko zarówno w ciałach arystokratów, jak i tak zwanych zwykłych ludzi.

Oglądana przez ten pryzmat sztuka Siemiona Złotnikowa Przyszedł mężczyzna do kobiety wydaje się kwintesencją duchowej, rosyjskiej słowiańszczyzny: ludzie w niej zwyczajni, ich sprawy też zwykłe, choć uczucia gorące, a westchnienie, które towarzyszy obserwacji ich spotkania, miesza się ze śmiechem, i to wcale nie tak znów smutnym.

Takie spojrzenie na człowieka nazywane też bywa po prostu ludzkim. Bo smutek nie jest tu ostateczny, natomiast śmiech jest wyrozumiały i bez kpiny.

Nic dziwnego, że słodko-gorzka komedia Złotnikowa, urodzonego w 1945 roku w Samarkandzie, podobała się nie tylko Rosjanom – choćby z tego względu, że były to czasy wielonarodowego ZSRR – a i Europejczykom, ale także w USA, Meksyku i Japonii. U nas zaś podobała się od razu (prapremiera polska odbyła się w 1986 w Łodzi) i podoba do dziś! Wystawiano ją już kilkanaście razy, a przedstawienie w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, o którym chciałbym tu napisać, jest jej najnowszą polską realizacją.

Ale że i w Teatrze Współczesnym miało premierę (w roku 2016), i to tak udaną, że spektakl ów, po czterech latach eksploatacji wspomaga właśnie swój macierzysty teatr w trudnych czasach (po?) pandemii, trafiając do bieżącego repertuaru, skorzystam z okazji i na koszalińską inscenizację spojrzę też poprzez szczecińską.

* * *

Zacznijmy od tego, że tak w Koszalinie, jak i w Szczecinie – spektakl grany jest na scenie kameralnej (we Współczesnym – była to najmniejsza z jego scen – Teatr Mały, w Bałtyckim – niewielka Scena na Zapleczu, będąca w tym przypadku chwilę Sceną Inicjatyw Aktorskich). Ale poza tym – oba dość mocno się różnią.

Owszem, spaja je owa „słowiańska dusza” oryginału: i tu, i tam, do samotnej (porzuconej) kobiety Diny, żyjącej szaro swoim szarym życiem, przychodzi samotny (rozwiedziony) mężczyzna, Wiktor, zrobiony przez życie na szaro, ale i na szaro je sobie zamalowujący. A oboje w tym spotkaniu to przyciągają się – swoimi podobieństwami doświadczeń i emocji, to znów odpychają – odmiennością charakterów i oczekiwań. Są więc na scenie przypływy i odpływy, śmiech i łzy, nadzieja i beznadzieja. A finał – zawieszony na… końcowym dzwonku. Dzwonku do drzwi. Bo warto dodać, że rzecz zaczyna się też od dzwonka. Ramy jednego spotkania, stają się ramami dwóch losów.

Tak więc widz zostaje z pytaniem: co będzie dalej z Diną i Wiktorem? Pogodzą się, czy znów pokłócą, połączą się czy odtrącą? Wybierać można według uznania i nastroju, choć nie ulega kwestii, że siłą tego komediodramatu są jego niedopowiedzenia, ale też możliwość oddzielenia fabuły od zawartych w niej pytań.

Śmiejemy się więc, a obojgu bohaterom życzymy dobrze – czyli, żeby się ze sobą zeszli i żyli dalej razem – lecz kiedy poskrobiemy w głębi swego serca, musimy przyznać, że to „razem” nie byłoby chyba jednak wskazane, a i wątpliwe jako happy end. Bo czy Dina i Wiktor naprawdę do siebie pasują? I czy ich różnice nie przemogą podobieństw, tak że wspólne ich życie stanie się kolejnym rozczarowaniem.

Im częściej oglądam Przyszedł mężczyzna do kobiety (koszalińska inscenizacja jest piątą, jaką widziałem), tym bardziej skłaniam się, niestety, do wspomnianych wyżej wniosków. Tyle że mielibyśmy wtedy do czynienia z tragikomedią, tymczasem sztuka Złotnikowa nie jest bynajmniej bajką-zasmucajką. Można sobie przecież powiedzieć, że nie ważne, czy Dina i Wiktor połączą się „na zawsze”, a choćby i na długo, ważne, żeby byli ze sobą szczęśliwi. Chociaż rok, miesiąc, choć przez tę jedną noc.

Realizm tej opowieści, jej życiowość, pozostawia zresztą nie tylko pole do interpretacji i domyślanych po swojemu dalszych ciągów, ale i do uniwersalnego ujęcia sprawy. A w tym przypadku trzeba powiedzieć jedno: rzecz jest o nas wszystkich. Ponieważ każdy z nas tego doświadcza – wszyscy byliśmy kiedyś, jesteśmy dziś, albo będziemy samotni; i nie chodzi tu o samotność w sensie dosłownym. Samotnym można być przecież i wśród ludzi. A kto wie, czy właśnie wtedy nie najbardziej.

* * *

Wracając do tych dwóch konkretnych spektakli.

We Współczesnym mieliśmy do czynienia z parą ludzi, by tak rzec, intensywnych emocjonalnie. Poniekąd dlatego, że bohaterowie zawdzięczali swe charaktery aktorskim predyspozycjom i temperamentom aktorów. Wiktor Arkadiusza Buszki jest tylko na pozór wycofany i kruchy, w istocie bowiem niezwykle wyrazisty, a nawet trochę neurotyczny, ba! okryty cieniem tajemnicy. Dina Joanny Matuszak – przeciwnie – za jej mocno rozbujanym kobiecym ego kryje się napięcie i lęk, i delikatność.

Zderzenie tych osobowości sprawia, że szczeciński spektakl pozostawia więcej furtek niedomkniętych, a jego aura jest chwilami niepokojąca.

Przedstawienie w Bałtyckim wydaje się cieplejsze, a jego bohaterowie bardziej od szczecińskich zwyczajni. Co nie znaczy pospolici. Owszem, wielkich tajemnic nie kryją, a ich zachowanie zdaje się dość przewidywalne, ale oboje sprawiają też wrażenie ludzi bardziej serio. Mocniej osadzonych w rzeczywistości, lecz i bardziej podatnych na jej bezwzględność i okrucieństwo. Można by rzec: od życia oczekują mniej, za to rozczarowują się nim boleśniej.

Dina Żanetty Gruszczyńskiej-Ogonowskiej to kobieta z rodzaju tych, o których mówi się, że udają paniusie, ale wiedzą, czego chcą od życia. Tyle że właśnie wobec takich kobiet – co ukazuje między innymi rola Gruszczyńskiej-Ogonowskiej – powinno się czasem odwrócić kwalifikatory, by rzec, że są one może i damulkami z pretensją, lecz skrzywdzić je wyjątkowo łatwo. Ponieważ cały ten kobiecy sztafaż i pozory niewieściej siły to dla nich kostium, pod którym kryje się ból, poczucie braku wartości i lęk o samotne jutro.

Ciekawie też wypada rola Wojciecha Rogowskiego – jego Wiktor wydaje się być najpierw dość szablonowo ukazanym „facetem”, mężczyzną równie nieciekawym, jak myślenie o nim. Rogowski odsłania go jednak powoli, a wtedy widzimy, że to nie tylko ktoś, komu życie rzuca kłody pod nogi, a on nad tymi kłodami jakoś tam jednak przeskakuje, ale i kawał cholery w gruncie rzeczy, taki z cicha pęk, który w męskim towarzystwie czuje się nie tylko pewniej, lecz i potrafi w nim osiągać przewagę, postawić na swoim. Tyle że zaraz potem przegrać, jako że brakuje mu wewnętrznego przekonania co do samego siebie.

Znaczące są pod tym względem końcowe sceny spektaklu, gdy Wiktor – czując się poniżony i odrzucony – poddaje walkę i wychodzi. Wielki i „męski”, a w istocie zagubiony i słaby. Wtedy właśnie ożywa Dina – której słabość ma w sobie tyle siły, że – jak to kobieta – umie i chce wybaczać.

* * *

Stawiając oba spektakle – grane teraz w Szczecinie i Koszalinie – obok siebie, na forum tej recenzji-refleksji, pomyślałem sobie przez chwilę, jak by to było pięknie, gdyby udało się widzom – Koszalina albo Szczecina – pokazać je naprawdę obok siebie. Jednego wieczora albo dzień po dniu. Taki mały festiwal Simona Złotnikowa, dla porównań wszelkich i pytań różnych… O, to byłoby miłe.

Na koniec zaś zupełnie odejdę od marzeń do biografii. I zwolennikom tezy, że Przyszedł mężczyzna do kobiety to sztuka na wskroś rosyjska, prawdziwe zwierciadło słowiańskiej duszy, powiem tylko tyle: w roku 1990 Złotnikow wyemigrował do Izraela, i tam – zamieszkawszy w Jerozolimie – dalej tworzy teatr. Pisał bowiem zawsze i wystawiał sztuki nie o Rosjanach z małych mieszkanek w małych rosyjskich miastach na dalekiej prowincji, ale o ludziach. A ludzie przychodzą do siebie wszędzie. I na ogół pragną wtedy zostać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji