Artykuły

Neżdana głęboko w podziemiach

Reżyserowi nie udało się stworzyć zgranego duetu, który byłby symbolem człowieka pogrążonego w chaosie naszych czasów - o "Kto otworzy drzwi?" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Bagatela w Krakowie pisze Iga Dzieciuchowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Sztuka Ukrainki Nedy Neżdanej "Kto otworzy drzwi?" w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza zainaugurowała otwarcie "Sceny w podziemiach" w krakowskim Teatrze Bagatela. Nowa scena okazała się klaustrofobiczną i chłodną piwnicą, doskonałą dla prosektorium, w którym odbywa się akcja dramatu. Niestety - miniaturowa przestrzeń obnażyła także brak aktorskiego kunsztu.

Miejsca dla publiczności ustawione w kształcie litery L określają podział na scenę i widownię. Na tym samym poziomie znajduje się wnętrze prosektorium nr 5 - biurko, czarny telefon, krzesła, skąpe oświetlenie w postaci przykrytej drutem okrągłej lampy. Całość przypomina więzienną celę przesłuchań. Spośród trzech par drzwi, środkowe prowadzą do sali, w której spoczywają umarli, pozostałe drzwi to wyjścia. Przy biurku siedzi Wira (Ewa Mitoń), pracownica kostnicy. Ubrana w biały fartuch czyta kobiece pismo i wykonuje ćwiczenia upiększające biust. Po chwili wstaje, by uzupełnić pojemnik z trucizną na szczury, mówi coś do siebie bardzo cicho, publiczność słyszy tylko urywane fragmenty zdań. W końcu zasypia. To najciekawsze kilka minut spektaklu złożone z rozmaitych dźwięków - szurania domowych kapci, mamrotania, szmerów. Nagle ze środkowych drzwi dobiega głośne "Jezus Maria" i pojawia się przykryta prześcieradłem Wika (Małgorzata Piskorz). Wira budzi się i w tym momencie trafiamy do groteskowego świata zawieszonego pomiędzy życiem i śmiercią.

Wszystkie drzwi zostają zatrzaśnięte, nie ma wyjścia, telefon odcięto. Obie kobiety znalazły się w miejscu przeklętym, właściwie niczego nie wiedzą o rzeczywistości, której właśnie doświadczają - kto i dlaczego zamknął drzwi? Zakwestionowaniu ulega samo biologiczne istnienie, nie wiadomo, czy bohaterki to duchy czy jeszcze żywe organizmy. Próbują wyjaśnić sytuację zniewolenia na wiele sposobów - być może wybuchła bomba i prosektorium stało się swoistym schronem przed śmiercionośnym promieniowaniem, może lewica walczy z prawicą, a może jacyś mężczyźni zamknęli kobiety, by móc się z nimi "zabawić"? Kilka razy dzwoni czarny telefon, tajemniczy "oni" mówią, że niedługo przyjadą i trzeba być przygotowanym na najgorsze, w końcu głos w słuchawce oznajmia: "Możecie same wybierać: wyjść albo zostać". Świadomość wyboru otwiera kobietom drzwi.

Neda Neżdana podkreśla zjawisko dyferencjacji w umyśle współczesnego człowieka, co powoduje wewnętrzne rozchwianie, wręcz uniemożliwia podjęcie decyzji. Rozmywa się granica pomiędzy dobrem i złem, zanikają wektory moralne. Jednostka poprzez całkowitą wolność paradoksalnie traci swą autonomię. Bohaterki Neżdany to istoty, które zatraciły zdolność rozpoznawania pierwiastków składających się na świat zewnętrzny, w odizolowanym prosektorium, wśród umarłych, mimo wszystko czują się bezpieczniej. Strach przed uwięzieniem przerodził się w lęk przed wolnością. Gdy drzwi zostają otwarte, Wira i Wika nie rzucają się do wyjścia, sparaliżowane pozostają na swych miejscach, mrużą oczy nienawykłe do dziennego światła. Na pytanie Wiry: "No to co z nami będzie?" Wika odpowiada: "Nie wiem."

Przestrzeń piwnicy i scenografia Macieja Preyera oddają wrażenie sytuacji osaczenia, w jakiej znajdują się bohaterki. Ciemna, surowa scena sprawia, że odczucie zamknięcia dławi i staje się coraz bardziej uciążliwe - zostało to osiągnięte tylko dzięki podziemnemu wnętrzu. Interesująca sztuka o wolności człowieka i jego zagubieniu pośród ogromnej puli wyborów, została niestety spłycona topornym aktorstwem, doskonale widocznym na tak maleńkiej piwnicznej powierzchni. Ewa Mitoń i Małgorzata Piskorz dostrzegły w postaciach Wiki i Wiry tylko jeden możliwy schemat interpretacyjny. Wira Ewy Mitoń jest zatem zmęczoną życiem kobietą w średnim wieku z dwiema skrobankami na sumieniu (co jednak w scenie spowiedzi nie wypada tak dramatycznie), Wika z kolei to tylko pewna siebie "niegrzeczna dziewczynka". Aktorki niewiele wydobyły z bohaterek - stworzyły postaci jednowymiarowe i nieprzekonujące. Naprawdę trudno uwierzyć, że mogą być świadome jakichkolwiek pułapek egzystencji (końcowy monolog Małgorzaty Piskorz to czyste moralizatorstwo). Reżyserowi nie udało się stworzyć zgranego duetu, który byłby symbolem człowieka pogrążonego w chaosie naszych czasów, a o tym właśnie chce powiedzieć Neda Neżdana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji