Artykuły

Pochwała wygłupu

Szekspir bez podwójnego dna - skory do błazenady, przebieranki i szczerego śmiechu - zawitał na scenie Teatru Ludowego. Wystrojonego w skrzące się dowcipem słowa przekładu Stanisława Barańczaka, przyprowadził go tu Jerzy Stuhr.

Jest to już trzecie reżyserskie spotkanie Stuhra z wielkim stratfordczykiem. Oba poprzednie miały miejsce również w Ludowym. Najpierw była komedia – Poskromienie złośnicy, grane z brawurą w foyer i na scenie, wraz z aktorami zajmowanej przez widzów. Później – Makbet, przedstawiana również pośród publiczności tragedia, której Stuhr nadał tempo filmowego montażu.

Teraz zabrał się za rozchichotanie Wesołych kumoszek z Windsoru. Ta zabaw na sztuka prawi o tym, jak jedni udają drugich po to tylko, żeby utrzeć nosa innym, udającym, że są lepsi niż są. O głupich pyszałkach i cnotliwych acz złośliwych białogłowach i wreszcie o tym, jak kolor i dobór sukni może zadecydować o szczęściu.

Kluczową postacią tej bezpretensjonalnej komedii jest sir John Falstaff, opój i chwalipięta, który, znajdując się w finansowych tarapatach, postanawia rozkochać w sobie równocześnie dwie mężatki. U Stuhra tę rolę gra Dariusz Gnatowski – człowiek słusznej postury i takiejż tuszy, z radością życia, miłością do ludzi – wymalowanymi na twarzy.

Tego wizerunku Gnatowski w sztuce nie retuszuje – raczej promieniuje nim na innych. Dlatego wszelkie ucierania nosa i damsko-męskie spory służą w tej inscenizacji czystej zabawie. Jej orędownikiem jest nawet pan Ford, który w kreacji znakomitego Andrzeja Franczyka baw i tak samo skutecznie gdy jest tryskającym energią, zazdrosnym mężem. jak i wtedy, kiedy dla zmylenia tropów przedzierzga się w ślamazarnego pana Strużkę.

Każdym słowem wywołuje huragany śmiechu Krzysztof Gadacz. Stary, sprawdzony farsowy greps – struganie kaleczącego mowę Francuza, wykonuje po mistrzowsku. Z podobnych źródeł humoru czerpie, grający walijskiego plebana, Tomasz Wysocki.

Publiczność, której udziela się rubaszność Stuhra, cieszy się z każdego żartu, nie zważając na jego przystojność i „klasę”. Bawi więc ją różowy strój i mowa wystylizowanego na przedstawiciela mniejszości seksualnej pazia Falstaffa (Wojciech Szawul), deliryczny monolog oberżysty (Tomasz Schimscheiner), imponujący topless Gnatowskiego, a nawet przydługi finałowy balet przebierańców.

Najbardziej jednak ruchliwym i śmiechogennym aktorem tego widowiska jest słowo Stanisława Barańczaka. W jego przekładzie koncept goni koncept, kalambury, homonimy i wszelkie inne gry językowe prześcigają się w szczytnym dziele masowania przepony widza.

Wybredny odbiorca, który chciałby zawsze w Szekspirze wyśledzić drugie dno, pomacać za jego sprawą pępek wszechświata. być może będzie narzekał. Ja odpowiem – Stuhr w tym przedstawieniu prochu nie wymyślił, bo proch już był, ale za to parę razy nieźle wystrzelił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji