Artykuły

Rozdawanie bananów

O Poskromieniu złośnicy w reżyserii Jerzego Stuhra właściwie powinien pisać… socjolog. Brzmi to może paradoksalnie, ale zwykłemu opisywaczowi teatru trudno fakty zrozumieć. Na przykład jak wyjaśnić prawdziwe oblężenie kasy Teatru Małego przez tłum młodzieży tuż przed spektaklem? Nie wierzę, aby sprawiło to nazwisko reżysera, a tym bardziej autora… Nie wierzę też w sprawczą moc reklamy, która – nawet najlepiej zorganizowana – tylko w niewielkim stopniu wpływa na zainteresowanie spektaklem i frekwencję. A więc, jak fakt ten wytłumaczyć? Famą, która rozeszła się po Polsce, głoszącą, że Jerzy Fedorowicz robi w Nowej Hucie teatr dla młodzieży, a nawet i z jej udziałem? Może. Choć tak naprawdę nie jestem co do tego przekonana. Już bardziej skłonna jestem wierzyć (choć nie chcę!) w odgórny nakaz szkolnych polonistek… Ale jak w takim razie wytłumaczyć salwy śmiechu podczas spektaklu i końcową owację?

Wątpliwości i pytań nasuwa się wiele, zwłaszcza że tak naprawdę sam spektakl jest dość kontrowersyjną i luźną interpretacją dramatu Szekspira. Ogromny wpływ na ostateczny kształt spektaklu miało swoiste poczucie humoru reżysera, które stało się w równym stopniu walorem i mankamentem przedstawienia. Bardzo dobry, powstały na prośbę Stuhra przekład Barańczaka jest sam w sobie dostatecznie śmieszny i kolokwialny. Dodawanie inscenizacyjnych ozdobników staje się tym samym ryzykowne – powoduje, że spektakl oscyluje na granicy kiczu i dobrego smaku. Rozumiem, że np. przybywający na swój ślub Petruchio w klasycznym stroju punka (z irokezem na głowie włącznie) jest ukłonem w stronę młodzieży, która oczywiście przyjmuje to entuzjastycznie, ale nie wierzę, aby tego typu powierzchowne zabiegi mogły być kluczem do lepszego zrozumienia Szekspira.

Niekwestionowaną zasługą realizatorów i aktorów jest udowodnienie, że Poskromienie złośnicy może naprawdę bawić, i to nie tylko rozsmakowanych w tekstach Szekspira koneserów, ale także wychowaną na zupełnie innych lekturach młodzież. Powstaje jednak pytanie – jakim kosztem? W przedstawieniu z Nowej Huty m.in. kosztem… aktorów. Wszyscy zagrali sprawnie, ale nikt nie stworzył (bo i nie miał możliwości!) naprawdę znaczącej roli. Wymyślona przez Stuhra prawie kabaretowa konwencja sprawiła, że zamiast Kasi i Petruchia na plan pierwszy wysunął się Grumio (Roman Gancarczyk) i salwami śmiechu przy każdym wejściu witany Blondello (Tomasz Schimscheiner)… Seplenienie, przerysowany homoseksualizm czy niewyszukane grepsy są zapewne dla wielu (zwłaszcza nastolatków) wciąż śmieszne, ale czy o to chodzi?

Jerzy Stuhr w zamieszczonym w programie liście do Stanisława Barańczaka napisał: „Chcę, aby bohaterowie tego przedstawienia byli ludźmi dobrymi, którzy tę dobroć odkryją w sobie, odkryją, że szacunek, wzajemne docenienie uczucia, którym obdarowuje nas druga osoba, są wielką wartością”. Przestanie piękne, i być może kiedyś Stuhr wyreżyseruje oparte na nim przedstawienie. Bo Poskromienie złośnicy jest jedynie (a może aż?) niewątpliwie śmieszne, i to dla różnych widzów z różnych powodów. Jednych bawi gra stów i tekstowe niuanse w tłumaczeniu Barańczaka, drugich np. skąpo odziani słudzy i lokaje, różnorakie grepsy i rozdawanie widzom bananów…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji