Artykuły

"Fedra" bez skandalu. Grzeczny i poprawny spektakl Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym.

Grzeczny i poprawny spektakl Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym. Z ulgą należy odnotować to, że Maja Kleczewska decydując się na wystawienie "Fedry", nie posłużyła się nazwiskiem autora, by dopisać mu potężne fragmenty tekstu, jak uczyniła to z "Woyzeckiem" Buchnera, czy "Makbetem" Szekspira. Było to skandaliczne: skrzywdziło autorów, którzy wyszli na grafomanów, i nieuczciwe wobec publiczności, która przyszła na Buchnera czy Szekspira, a nie na reżyserkę o literackich ambicjach.

Tym razem Kleczewska dokonała kompilacji tekstów z różnych epok i literackich porządków, rzetelnie informując, że oglądamy fragmenty Seneki, Enquista i Tasnadiego. Jednak ten scenariusz przypomina o dwuwierszu starego Fredry: zamienił stryjek siekierkę na kijek.

Kleczewska odżegnywała się od posługiwania się tekstem tragedii Racine'a jako tekstem sztucznym, podczas gdy ją najbardziej interesuje prawda.

Mit Fedry, wielkie teksty, które z tym mitem próbowały się mierzyć, zawsze były studiami namiętności. Namiętności ujawniającej się w zetknięciu ze sobą ludzi, w śmiertelnym klinczu. Do tego jednak potrzebne jest zetknięcie się tych ludzi, kontakt, sceniczny dialog. Jeśli mam o coś żal do Kleczewskiej, to o odizolowanie Fedry, Enony, Tezeusza, Hipolita i Arycji. Do tego stopnia, że trudno powiedzieć, kim są dla siebie ci ludzie, co robi Enona, co znaczą dla siebie Arycja i Hipolit. W sterylnej przestrzeni tego przedstawienia nikt z nikim się nie styka, stąd też i namiętności są osobne. Wysiłek, który w rolę włożyła Danuta Stenka, spięte ciało, zaciśnięte gardło wydające skrzek mające być wyrazem skrajnej emocji - przechodzą mimo. Mimo tekstu, mimo odbiorcy.

Zapowiadano, że "Fedra" na Scenie przy Wierzbowej będzie przedstawieniem brutalnym i bezkompromisowym. Ku zdziwieniu Kleczewska zrobiła spektakl grzeczny. Miała się lać krew - skończyło się na widelcu wbitym w dłoń Hipolita. Miała być obyczajowa drastyczność - a była powtarzana do znudzenia miłość oralna. Scena seksualnych harców na stole zastawionym zakąskami nie jest niczym bulwersującym. Szapołowska i Linda kochający się na makowcach w "Magnacie" do dziś szokują silniej.

Z podziwem patrzyłem na ultranowoczesną przestrzeń stworzoną przez Katarzynę Borkowską, na sufit zabudowany kasetonami z nieodzownymi dziś świetlówkami, na dwie biurowe windy, charty, kreacje aktorek. Ta scenografia jest elegancka, niestety zła pamięć podpowiada, że taki biurowiec pojawił się kilka sezonów temu, i to także w "Fedrze" - przedstawieniu Laco Adamika w Teatrze Powszechnym.

U boku Danuty Stenki pojawił się Jan Englert, dyrektor Teatru Narodowego, który w zeszłym roku na znak protestu przeciw pewnemu smakowi opuścił spektakl Jana Klaty. Kleczewska nie Klata, toteż nie tylko nie wyszedł, ale zagrał Tezeusza. Entuzjazm wzbudził kostium dyrektora - różowa marynarka obszyta cekinami. Odnotujmy jednak, że gdy na początku ubrany był tylko w pampersy - prezentował się korzystniej. Tajemnicą przedstawienia w Narodowym jest udział niemowy. Michał Czernecki ściągnięty gościnnie do roli Hipolita zaprezentował katalog ułomności dykcyjnych wymagających wezwania na sygnale logopedy.

Przedstawienie Kleczewskiej jest grzeczną odmianą scenicznej nowoczesności. Takich spektakli będzie coraz więcej, choć żal trochę, że wystawienie innego arcydzieła, czyli "Tartuffe'a" Moliera w tym samym Teatrze Narodowym, dało naszym twórcom tak mało do myślenia o prawdziwej nowoczesności w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji