Odrobina Kerna na co dzień
Bywają przedstawienia, które ogląda się po prostu z rzyjemnością. Trudno zaliczyć je do wybitnych i łatwo skrytykować, ale nie sposób nie zauważyć ich specyficznego uroku. Takie właśnie jest Stare pianino, takie są piosenki Ludwika Jerzego Kerna.
Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale siłą i słabością nowohuckiego przedstawienia jest… autor. Piosenek Kerna, ułożonych w niemal godzinny spektakl, niestety nie udało się połączyć fabularnie. Każda jest minidziełkiem, a starania Marty Stebnickicj, by tworzyły spójną całość, na niewiele się zdają. Łącznikiem jest co prawda stojące na środku sceny i pełniące różne funkcje stare pianino, ale doprawdy trudno mówić tu o jakiejś dramaturgii. Kern jest najwyraźniej niesceniczny, a co więcej, jego piosenki odśpiewane łącznie trochę tracą. Każda z osobna jest perełką, wszystkie razem – ot, zgrabną składanką. A jaki z tego wniosek? Ano taki, że Stare pianino należy traktować jak rodzaj recitalu, a nie teatralny spektakl. Przy takim podejściu widać niemal same plusy, a już na pewno znacznie łatwiej poddać się urokowi utworów Kerna.
Mamy więc odśpiewaną zespołowo Cichą wodę z muzyką Adi Roznera i Kirasjerów Tadeusza Dobrzańskiego, mamy Stare pianino Leo Ferré i zabawnie odegraną przez Martę Bizoń Piosenkę niepoprawnej optymistki. Jest także Park Jerome’a Kerna i Serenada z muzyką Piotra Hertla. Miłośnicy nieco innej muzyki też coś dla siebie znajdą – choćby Kerna w wersji rapowej…
Niewątpliwy atut przedstawienia to czwórka dobrze śpiewających aktorów. Obok już wymienionej Marty Bizoń występują: Rafał Dziwisz, Piotr Piecha i Jarosław Szwec. Szkoda tylko, że z powodów wymienionych powyżej nie mają okazji do pełnego zaprezentowania swych aktorskich możliwości. Wszystko jednak przed nimi, choćby dlatego, że aktorskie śpiewanie ma niezmiennie wielu zwolenników. Na razie wespół z Martą Stebnicką dali publiczności odrobinę Kerna, przypominając tak popularne piosenki jak słynna Cicha woda.