Artykuły

Czy Bóg jest kobietą?

"Drugi upadek albo Godot akt III" w reż. Jacka Jabrzyka w PWST w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Gorzej już być nie mogło. Godot okazał się kobietą. Vladimir i Estragon przez czterdzieści lat czekali po prostu na babę. I to, żeby jakąś porządną. Ale nie, ta jest pusta w środku, zwyczajny manekin, na dodatek wypindrzony jakiś i migający światełkami. Miał być Bóg, miała być Śmierć, a tu masz babo placek. Samuel Beckett pewnie by się zdziwił, Vladimir i Estragon zwyczajnie się wściekli, bo czy po to tkwili tak długo w jednym miejscu przy wyschniętym drzewie, żeby teraz widzieć, jak za jednym zamachem spada na ziemię głowa Boga? "Drugi upadek albo Godot akt III" Sylviane Dupuis, którego premiera odbyła się w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, to przewrotna kontynuacja "Czekając na Godota", sceniczny żart, wyśmienicie przygotowany przez Jacka Jabrzyka.

Student IV roku Wydziału Reżyserii z jednej strony nie miał łatwego zadania. W role Vładimira i Estragona wcielili się jego dwaj profesorowie, Jerzy Trela i Jerzy Stuhr. Z drugiej - miał szczęście, bo wytrawni aktorzy wnieśli ze sobą sceniczne doświadczenie, sprawiające, że od pierwszych sekund spektakl nie tylko intryguje, ale i bawi. Bohaterów zastajemy w sytuacji kończącej sztukę Becketta, kiedy już powiedzieli "Chodźmy" i zasiedli na wyschniętym konarze. Czekają, acz każdy robi to na swój sposób. Vladimir Jerzego Treli siedzi jak skała, nieporuszony, jakby medytował. Estragon Jerzego Stuhra wierci się, nie potrafi spokojnie wytrzymać ani chwili. Przynajmniej zjawiłby się Chłopiec i powiedział, że Godot nie przyjdzie. Ileż do cholery można czekać i czekać? Ale w tym czekaniu jest przynajmniej jakaś nadzieja.

Jednak i ona zostanie bohaterom odebrana, gdy na scenie zjawi się ziemski wizerunek Godota, Prouheze Agnieszki Schimscheiner. Bardziej już zakpić sobie z nich nie było można. Szlag trafił całą misternie tworzoną przez dwa tysiące lat literaturę, w której to Bóg był mężczyzną. Trzeba będzie wszystko pisać od początku, tym bardziej, że ma to swoją przewrotną logikę. To nie Bóg stworzył kobietę z męskiego żebra, ale to Kobieta Bóg urodziła mężczyznę.

Estragon widzi w niej matkę. Grający go Jerzy Stuhr od tego momentu wpada w coraz bardziej komediowe tony, a na dodatek okazuje się, że ma homoseksualne skłonności, co widać, kiedy stara się przytulić do Vladimira. Ten odsuwa się od niego, a Jerzy Trela robi to w taki sposób, że nie można powstrzymać się od śmiechu, cały czas usiłując zachować przy tym powagę. Nawet kobieta go specjalnie nie ekscytuje. Na jej punkcie wariuje niewidomy Pozzo (Edward Dobrzański), który z powodu ziemskiego ideału strzela sobie w łeb. To przeważa szalę. Postaci zaczynają się buntować. Ktoś przesadził. Nie mają już na co czekać, wszystko straciło sens.

I wtedy zjawia się Autor o głosie Krystiana Lupy. Czas najwyższy, żeby przywrócił porządek, bo przecież zawalił się teatralny świat postaci. Ale Autor oświadcza im, że są wolni. Nie ma ściany między mmi a widownią. Mogą sobie iść. Tylko, że gdy przez tyle lat się czekało i miało się na coś nadzieję, nie można jej bezkarnie porzucić. Vladimir i Estragon siadają na proscenium i przypatrują się nam, widzom. A później powoli wracają na swoje drzewo, bo czekanie jest lepsze niż życie w zwariowanym świecie, w którym Bóg może okazać się kobietą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji