Artykuły

Faceci w rajtuzach

"Kiss me, Kate" w reż. Macieja Korwina w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Spektaklem "Kiss me, Kate" gdyński Teatr Muzyczny znów pokazał, co potrafi. A potrafi rozbawić widza do łez inscenizacją klasycznego musicalu w konwencji szalonej błazenady. Najnowsza premiera Muzycznego to dobra propozycja na zbliżający się karnawał.

Oficjalną premierę "Kiss me, Kate", jednego z najpopularniejszych musicali Cole'a Portera, zaplanowano na sobotę, ale ze względu na żałobę po tragedii w kopalni Halemba została odwołana. Tym samym uczestnikami mniej oficjalnej premiery była tzw. zwykła publiczność, która kupiła bilety na spektakl niedzielny. Nie sądzę, by ktoś wyszedł z teatru niezadowolony. Przy założeniu, że uczestniczymy w wydarzeniu czysto rozrywkowym, które nie aspiruje do rangi ambitnego przedsięwzięcia artystycznego i raczej nie pobudzi nas intelektualnie, zabawa gwarantowana.

Oparty na szekspirowskim "Poskromieniu złośnicy" musical "Kiss me, Kate", w którym znajdziemy wszystkie składniki najlepszych receptur tego gatunku (wpadające w ucho kompozycje, efektowne sceny zbiorowe, czytelnie zarysowane charaktery, wyraźne konflikty i happy end oczywiście), ma swój rytm i dynamikę. Teatr Muzyczny pokazał wszystko, co ma najlepszego: roztańczony i dobrze przygotowany wokalnie zespół, popisy stepu i zapał młodych aktorów.

Co chwila publiczność jest zaskakiwana dowcipnymi pomysłami inscenizacyjnymi. Może nie są zbyt wyszukane, za to bawią do łez.

Nie sposób nie skojarzyć spektaklu w reżyserii Macieja Korwina (znać rękę realizatora świetnie czującego się w konwencji buffo) z błazeńskimi komediami filmowymi Mela Brooksa. Analogie z "Facetami w rajtuzach" (choćby ze względu na kostiumologiczne pomysły Jerzego Rudzkiego) pojawiają się - rzecz jasna - w pierwszej kolejności.

W wyczarowanym na deskach Muzycznego bajkowym świecie akcja rozgrywa się w dwóch planach: za kulisami amerykańskiego teatru wystawiającego "Poskromienie złośnicy" i na jego scenie, gdzie w trakcie sztuki Szekspira rzeczywistość przeplata się z literacką fikcją. Baśniowe są i kostiumy, i celowo ocierająca się o kicz scenografia. W tej sztuce każdy natrząsa się z każdego. Występujący w głównej roli Rafał Ostrowski (Fred Graham, dyrektor teatru) może nie poraża możliwościami wokalnymi, za to do roli dyrektora Grahama i szekspirowskiego Petrukia pasuje jak ulał - znakomicie odnajduje się w roli amanta i stylu totalnej błazenady. Partneruje mu Alicja Ostrowska (Lilli, była żona Grahama, szekspirowska Katarzyna) obdarzona świetnym głosem i scenicznym temperamentem.

Ktoś powie, że "Kiss me, Kate" to tylko baśń dla dorosłych. Ale kto z nas nie kocha bajek?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji