Artykuły

Operacja się udała: pacjent śpiewa

Reanimacyjne zabiegi podjęte przed niespełna dwoma laty przez nowego dyrektora Teatru Ludowego, zaczynają przynosić efekty. Namacalnym tego dowodem jest wystawienie Opery żebraczej Johna Gaya. Spektakl, choć ma sporo niedostatków inscenizacyjnych, jest dzięki świetnej muzyce Jana Kantego Pawluśkiewicza, bardzo dobremu śpiewowi większości aktorów i kilku niezłym scenom, wart tego szaleństwa, jakim jest dzisiaj spędzenie trzech godzin w teatrze.

W Operze żebraczej występuje zarówno spora legia cudzoziemska, jak i cały szwadron miejscowych. Kilka pierwszoplanowych ról ma podwójną obsadę. Doprowadza to do bezpośredniej i „korespondencyjnej” rywalizacji aktorów. Część tej rywalizacji widziałem w dwóch premierowych przedstawieniach w piątek i sobotę. Honoru gospodarzy najlepiej broniła w nich Aldona Jankowska (Lucy), która w pierwszy wieczór miała sprostać Beacie Rybotyckiej ze „Starego” (Polly). Niezwykła ekspresja i ruchliwość Jankowskiej stanęła do walki ze zniewalającą, chłodną siłą Rybotyckiej, żywioł groteski, z poetyką pastiszu. Kiedy jednak w sobotę naprzeciw Jankowskiej pojawiła się zbyt naiwna Polly Barbary Szałapak, bezlitosna odtwórczyni roli Lucy owinęła ją sobie dookoła palca. Biedny Rafał Dziwisz (Macheath) był pod takim wrażeniem jej niszczącej siły, że wypadł z rytmu symbolicznej sceny rozbierania się, zdjął buta wraz ze skarpetką i z drugim, na wpół zdjętym kozakiem na nodze przedreptał zrezygnowany wzdłuż sceny. Temu młodemu, nieźle śpiewającemu aktorowi, dobrze zrobi terminowanie u zaproszonego współodtwórcy roli Macheatha Marka Litewki.

Poza wymienioną parą do zaproszonych gwiazd należą: Krzysztof Jędrysek (Peachum), Andrzej Mrowiec, Edward Lubaszenko (Lockit), Alicja Bienicewicz (Pani Peachum).

Chociaż w pierwszej części pojawia się dwukrotnie na scenie luksusowy fiat 126p — wersja kabriolet — to jednak dopiero po przerwie wszystko nabiera rumieńców. Zasługa to ciekawszej scenografii i ulokowania tutaj większości najlepszych scen spektaklu. Napisana przez piwnicznego Maestro muzyka sprawia, że i na pierwszą część nie warto się spóźnić. Krakowski kompozytor umiejętnie porusza się po świecie pastiszu i parodii muzycznej, z niezwykłą łatwością przychodzi mu też tworzenie szlagierów.

A Opera żebracza? Jest oczywiście dobrym pretekstem do „wyciągnięcia” całego czaru teatru. Szkoda, że próbom ujmowania nas tym czarem przeszkadzają całe okresy zadyszki i bezruchu scenicznego, braku pomysłów reżyserskich. Widać to dobrze w statycznej i wziętej chyba przez artystów zbyt poważnie scenie finałowej.

Mam nadzieję, że umiejętne lawirowanie Jerzego Fedorowicza między komercją, a wymogami stawianymi teatrowi będzie na tyle przebiegłe i roztropne, że myśl o niezawodnych produktach firmy The Konopia Ltd nie przerodzi się w marzenie o osobistym z nich skorzystaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji