Artykuły

„Milczenie” Romana Branstaettera po latach

Milczenie Romana Brandstaettera — i to trzeba przede wszystkim powiedzieć — jest powrotem dramaturgii tego znakomitego pisarza po latach jej nieobecności na scenach Krakowa. Nie znaczy to by o niej zapomniano; teatromani Krakowa do dziś żyją wspomnieniami wspaniałego Powrotu syna marnotrawnego w Teatrze Starym z arcydzielną kreacją Janusza Warneckiego. Przed iluż było to laty? Zamilczę… Powrót Brandstaettera, jego obecność na premierze Milczenia uczcili widzowie — dosłownie stłoczeni na małej scenie Teatru Ludowego „Nurt” — długą stojącą owacją.

Spektakl Milczenia w Teatrze Ludowym — od lat kilku pozostającym pod dyrekcją Henryka Giżyckiego — jest debiutem reżyserskim Wacława Jankowskiego z krakowskiej PWST.

Niemała to odwaga ze strony młodego reżysera — sięgnięcie po głośny utwór, napisany w roku 1956, utwór, który przeszedł przez kilkadziesiąt teatrów Europy, Ameryki — nawet Australii — i przez… kilka mniej znanych scen polskich. Przypomnę, że jest Milczenie dziełem dość wyjątkowym w twórczości autora Jezusa z Nazarethu — dziełem umiejscowionym w określonym czasie historycznym, wśród określonych faktów politycznych naszej powojennej historii. Mowa o pierwszej połowie lat pięćdziesiątych… Brandstaetter, który w dziełach swych najchętniej umieszcza człowieka ponad historią — tym razem zanurza go w historii. Nasuwa się tu jedna jeszcze uwaga: na ogół los bywa niełaskawy dla utworów pisanych „ad usum” jakiejś określonej chwili, niszczy je upływ czasu, bohaterowie i ich sprawy bledną i przepadają w niepamięci. Milczenie losu tego uniknęło. I chyba z wielu powodów. I drugie: Roman Brandstaetter w każdym ze swych utworów jest pisarzem racji moralnych. Te zaś nigdy nie bledną. I to właśnie czyni Milczenie sztuką ponadaktualną.

Reżyser spektaklu w Teatrze Ludowym, każę patrzeć widzom na losy bohaterów dramatu przez cieniutką, przeźroczystą zasłonę. Czy ma znamionować to dystans do wydarzeń sztuki, czy też raczej sugerować jakby okno, przez które wglądamy w życie postaci Milczenia? Widzimy zaś mieszkanie — dzieło scenografa Tadeusza Smolickiego — dość mieszczańskie jak na tego rodzaju bohatera; na ścianie wizerunek Częstochowskiej, zapewne symbol religijnej postawy Ireny… Ale jest przecież Wanda, a ta postarałaby się szybko, by wizerunek ten zniknął.

Milczenie jest sztuką kilkupostaciową, jest to więc dramat aktorski. Myślę, że nie w pełni to wygrano na scenie „Nurtu”. Bardzo dobry aktor — Andrzej Gazdeczka — w roli Ksawerego, z góry jakby skazuje swoją postać na porażkę, nie czuje się w nim nawet byłego bojownika, jest słaby, załamany, nie bardzo uwiarygodnia uczucie, jakie żywi dlań Irena. Ta, w wykonaniu Mai Wiśniowskiej, przy bardzo dobrych momentach, nie przekonuje nas – jednak do tego, by rozbudzała gwałtowne uczucia, i to w kilku mężczyznach, jak chce akcja sztuki. Także Janusz Sykutera, nie przemawia szczególnie do widza, jako ofiara dramatu. Wreszcie „zetempówka” Wanda; w tej roli dobra, choć nieco wpadająca w histerię Barbara Szałapak. Właściwie ta Wanda to największa ofiara Milczenia. Co stanie się z nią po samobójczej śmierci ojca, jak żyć będzie mogła z tym poczuciem winy? Te wszystkie pytania pozostają po zapadnięciu kurtyny na scenie „Nurtu”.

Dobrze, że sięgnięto po ten dramat o czasie „kiedy ludzie chcieli być bogami”, dramat będący oskarżeniem historii niszczącej ludzi, tłamszącej ich strachem i spychającej w złe milczenie.

Ten spektakl, nie pozbawiony braków, obudził w nas nadzieję, że pojawią się z nim na scenach Krakowa także inne dzieła twórcy Powrotu syna marnotrawnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji