Artykuły

Aktorka Winnie

"Szczęśliwe dni" w reż. Giorgia Strehlera w Piccolo Teatro di Milano na festiwalu Dedykacja- Beckett w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Kim była Winnie, zanim coś (ktoś) zakopało ją po pas w wypalonej ziemi i poddało rytmowi wyznaczanemu przez dzwonek? Bo kiedyś przecież miała jakieś życie, kiedyś w ogóle istniało jakieś życie, które czasami powraca do Winnie w słabo już rozpoznawalnych strzępach wspomnień, znacznie mniej konkretnych i realnych niż jej obecna sytuacja. Winnie Giulii Lazzarini mogła być aktorką.

Gdy po spektaklu Lazzarini się kłania (tak jak chyba nikt już w polskim teatrze się nie kłania), rozpoznajemy pełne wdzięku, szerokie gesty ramion, rękę miękko kładzioną na sercu, urocze, trochę łobuzerskie uśmiechy. Taka była też Winnie. Pulchna blondynka (tak chciał Beckett) w różowawej sukni z wielkim dekoltem, perłach, z włosami zawiniętymi staroświecko w figlarne różki. W toczku z różowych kwiatów i z dopasowaną do scenografii białą parasolką.

Winnie jest elegancka i jasna, tak jak elegancka i jasna jest jej pustynia. Scena wysypa na bielutkim jak cukier piaskiem, żadnego wymaganego w autorskich didaskaliach kopca. W tym piasku dwie dziury: okrągła, w środku - dla Winnie, kwadratowa, z boku - dla Williego. Zamiast teatralnego malowanego horyzontu - ściana luster, w której miękko odbija się najpierw widownia, a potem biały piasek, Winnie i Willie. Ta śliczna na pierwszy rzut oka, jasno oświetlona plaża szybko staje się duszącą, klaustrofobiczną pułapką.

W pierwszym akcie, gdy Winnie tkwi w dziurze do pasa, Lazzarini jest milą, uroczą, kokieteryjną kobietą. Aktorką, gwiazdą, która zagra w każdych warunkach, nawet tak ograniczających ekspresję jak ta, którą wymyślił Beckett. I to zagrać różnorodnie, zaprezentować wachlarz środków. Umie być kobieca, umie też być błaznem (kobiecy szczebiot zmienia się wtedy w głos młodego chłopca), umie grać formą (może kiedyś grywała w commedia dell'arte...). Jakoś trzeba zagadać i zagrać tę pustkę, tę sytuację. Winnie jest zabawna, gra komedię z całą świadomością efektu. Nic więcej jej nie pozostaje. I jakoś wygrywa - widownia posłusznie śmieje się, wzrusza, bije brawo.

Po przerwie Winnie jest zakopana po szyję. Dzwonek na sen dzwoni coraz częściej. Domagające się wypowiedzenia myśli atakują coraz szybciej. Nie daje się już grać komedii, ale Winnie, choć ma już tylko głowę przyprószoną cukrowym piaskiem, postarzałą i poszarzałą twarz, nie poddaje się. Rozpaczliwie szarpiąca się w pułapce głowa, zamiatająca piasek zmatowiałymi włosami, ustaw pośpiechu wyrzucające strzępy myśli - to groteskowy i przerażający obraz umierania. Winnie jeszcze zaśpiewa -jak bojową pieśń - operetkowe "Usta milczą, dusza śpiewa...". Ale boju nie będzie. Gaśnie światło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji