Artykuły

Tragizm pod gwiazdami wyciętymi z błyszczącego papieru

"Bash" (Cios) w reż. Bartosza Kowalczyka w Teatrze Studyjnym PWSFTViT w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Sztukę "Bash" (Cios) Neil'a LaBute'a tworzą trzy jednoaktówki. W dwu monologach widzowie stają się spowiednikami dwojga współczesnych figur bohaterów antycznych tragedii. Pierwszym jest Agamemnon, wódz wyprawy pod Troję, który poświęcił dla niej swą córkę Ifigenię. W monologu "Ifigenia w Orem" świątynia w Aulidzie, w której dokonała się ofiara, stała się Orem, miastem w mormońskim stanie USA - Utah. Współczesny Agamemnon jest zaś biznesmenem, do którego doszły pogłoski, że ma zostać wylany z pracy. Z premedytacją zadbał więc, by jego paromiesięczna córeczka udusiła się pod ciężką kołdrą. Chciał wykorzystać śmierć dziecka jako kartę przetargową w firmie. Wszystko cicho i bez emocji, tak, jak nie wstając z krzesła z boku sceny opowiada o czynach swojej postaci Piotr Chys.

Bohaterką drugiego monologu jest Medea, czarodziejka z Kolchidy, która z zemsty na Jazonie wymordowała ich synów. Tu została trzynastolatką, do której przystawia się jej nauczyciel. Wspomina ten romans jako dorosła kobieta. W jej sentymentalnej relacji, odtwarzającej perspektywę dziecka, uczucie niezwykłej pary urzeka czystością. Do chwili, w której widzowie dowiadują się, że na skutek niewinnych pocałunków, których słodycz sprawiała, iż zdawały się dopiero co wynalezione, czternastolatka zaszła w ciążę. A pedofil zwiał.

Po kolejnych czternastu latach kobieta aranżuje jego spotkanie z czternastoletnim synem. Upewniwszy się, że ojciec pokochał dziecko, zabija syna w kąpieli, strącając do wanny wpięty do sieci magnetofon. Agnieszka Dulęba-Kasza mówi monolog rewelacyjnie, dbając o uwagę widzów. Z tym samym uśmiechem wspomina pierwsze pieszczoty i wyobraża sobie zrozpaczonego ojca, który skowycze pytanie "dlaczego?" w puste niebo.

To właśnie "Medea raz jeszcze" podsuwa antyczne tropy, bo realizatorzy zataili przed widzami tytuły monologów. Kobieta wspomina prezent, jakim była książka o mitach greckich; przywołuje także starogreckie słowo adakia (choć raczej: ataks~a - bezład).

Na tych dwóch monologach antyk zdaje się kończyć. Trzecia część sztuki LaBute'a to dialog "Stado świętych", w którym para mormonów świętuje rocznicę "chodzenia ze sobą" jadąc na wystawne party do Nowego Jorku. Różnicę podkreśla reżyser Bartosz Kowalczyk. Dialog świetnych Dominiki Biernat i Michała Grzybowskiego zainscenizował w poetyce musicalu, z cytatem z "Tańca z gwiazdami". Z inscenizacyjnych gagów powoli wyłania się przejmująca relacja ze skatowania na śmierć starszawego geja w Central Parku. Po co? Dla zasady. By obrączkę pedzia dać narzeczonej.

Nie wiem, czemu w ostatniej chwili realizatorzy zdecydowali się zagrać spektakl tylko jako pokaz przedpremierowy. To skończone, przejmujące przedstawienie; można by nawet zrezygnować z kilku chwytów, niepotrzebnie przełamujących skupienie. Decyzja Kowalczyka o przemieszaniu jednoaktówek tak, by relacje o mordach nastąpiły tuż po sobie, niemal równolegle, wzmacnia pointę: tragizm trwa. Pytanie: "dlaczego?" jest niestosowne. Tak po prostu postępują ludzie, od zawsze. Nad Małą Sceną Teatru Studyjnego ironicznie błyszczą gwiazdy. Nie ma się co łudzić, że to jest "niebo gwiaździste" Immanuela Kanta, gwarant prawa moralnego. To wiszące na nitkach ozdoby z błyszczącego papieru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji