Artykuły

Ryszard i inni

Ryszard zgładził starszego brata, Jerzego księcia Clarence, ponieważ ten mógł być pretendentem do korony po najstarszym Edwardzie. Przyspieszył zgon króla Edwarda. Z jego rozkazu oprawcy udusili obu małych synów Edwarda, ewentualnych następców tronu. Jemu zawdzięczał śmierć w Tower sędziwy Henryk VI, a i syn Henryka, ostatnia nadzieja Lancasterów, padł z jego ręki. W bliżej niewyjaśniony sposób pozbył się Ryszard żony Anny; tę śmierć zresztą przepowiedział głośno. Potem, już w majestacie purpury, mordował kolejnych wielmożów, którzy mu służyli: Grey, Rivers, Hastings, Buckingham — długa lista ofiar o znanych nazwiskach. Był najbardziej krwawym tyranem na tronie Anglii i jednym z największych morderców wśród władców tego świata. Tak go ukazali potomnym elżbietańscy kronikarze, Polydore, Hall i Holinshed, i tak nam przekazały następne pokolenia historyków. Tak też zobaczył go Szekspir.

Minęło blisko pięćset lat od śmierci Ryszarda. I oto jawne znaki na niebie historii zdają się wskazywać, że przez te pięćdziesiąt lat tkwiliśmy w błędzie. Działające dziś w Londynie Towarzystwo Rehabilitacji Pamięci Króla Ryszarda III, opierając się na najnowszych badaniach historycznych, stwierdzają, iż wszystkie zbrodnie przypisywane dotąd Ryszardowi (a nawet więcej) są dziełem jego pogromcy i następcy, tego, który położył kres Wojnie Dwóch Róż, pierwszego z dynastii Tudorów, Henryka VII księcia Richmond. Tego właśnie, który w finale dramatu Szekspira pojawia się jak anioł — czysty i niosący gałązkę oliwną pokoju i sprawiedliwości.

Fakt ten, przyznacie, wart jest chwili zadumy. Zadumy, powiedziałabym, optymistycznej. Jest w nim coś sprzyjającego łagodzeniu kompleksu pokory, jaki my, prostaczkowie, skłonni jesteśmy pielęgnować w sobie wobec powagi nauki zwanej historią. Niewątpliwie pocieszająca wydaje się również myśl, że ostatecznie za wsze można się jakoś doczekać rehabilitacji.

Wróćmy jednak do Szekspira. Jakaż to ulga zejść z gruntu historii i zanurzyć się w ów byt samoistny jakim jest dzieło sztuki, jakkolwiek by powstało: zgodnie, wbrew czy obok interesów dynastii. Tu jedynym wymaganym dowodem na prawdziwość jest siła kreowania, a brak jednej prawdy bezwzględnie obowiązującej — warunkiem trwałości. Szekspirowski Ryszard III żyje nie tylko z absolutną nonszalancją wobec tożsamości swego historycznego prototypa. Szekspirowski Ryszard III żyje, ponieważ pokolenia mogły i mogą wciąż na nowo wpisywać weń różne swoje mity. Ryszard — diabeł, zbuntowany przeciw boskim prawom i harmonii natury. Wcielenie machiavellowskiego Księcia. Romantyczny demon zła. Patologia tyranii. Ludzka twarz Wielkiego Mechanizmu Władzy. I znów od nowa, od początku. Właśnie w swojej wielości znaczeń i interpretacji dramat sprawdza się jako wartość niezmienna, w której człowiek wciąż próbuje dostrzec i poprzez którą określić swoje własne, ludzkie doświadczenie i doświadczenie swojej epoki.

Znaleźliśmy się w świecie truizmów? A tak, nie mnie o tym przekonywać. Pióro tak jakoś głupio się ślizga i do powtórek z oczywistości prowadzi, a tu by trzeba rzeczowo o premierowej sztuce. Ale skoro zabrnęłam już tak daleko, proponuję zabawić się w jeszcze jedno rozważanie. Gdyby tak, po bohaterze historycznym, zrehabilitować z kolei bohatera szekspirowskiego? Ot, na zasadzie próby interpretacji.

Ryszard jest kilkunastoletnim chłopcem, kiedy pojawia się przed nami jako bohater późniejszego dramatu. Nie w tej sztuce, we wcześniejszej. Jest to akt piąty części drugiej Henryka VI. Szaleje Wojna Dwóch Róż. Młodziutki Ryszard staje wraz z braćmi u boku ojca zbuntowanego przeciw Lancasterom, którzy nieprawnie zagarnęli niegdyś tron Ryszarda II. Dla rodu Yorków król Henryk VI jest uzurpatorem, a przywrócenie potęgi Białej Róży — prawem dziedzictwa historycznego. Ryszarda edukuje pole bitwy, krew i śmierć. Jest odważny, zuchwały, waleczny. Jest zaciekły i konsekwentny, bystry i inteligentny. Inteligentniejszy od starszych braci. Wkrótce, w zmiennych kolejach wojny, dojrzeje na tyle, by podsuwać sposoby walki i polityki własnemu ojcu. Zaczyna oceniać świat i otaczających go ludzi.

Jego brat Edward to babiarz i mazgaj. Na wieść o śmierci ojca zalewa się łzami. „Płacz zmniejsza ludzkich boleści głębiny; Niech dzieci płaczą, lecz ja zemsty szukam” — oto reakcja Ryszarda. Wkrótce przeżyje on jeszcze śmierć małego brata Rutlanda, zamordowanego na rozkaz królowej Małgorzaty. Lekcję uzurpatorstwa, bezwzględności, zdrady, mordu i okrucieństwa ma już poza sobą. Później przyglądać się będzie, jak ich własne, Yorków, zwycięstwo rozcieńczają krótkowzroczna polityka i słabości ukoronowanego brata. Wtedy wyciągnie wnioski. Tylko korona może zaspokoić jego namiętności — jego, upośledzonego przez naturę, szpetnego, ułomnego, którego nie może kochać kobieta. Na razie wciąż czeka i — planuje. „Słucham i milczę, lecz tym więcej myślę” — mówi Ryszard, książę Gloucester. Jest to część trzecia Henryka VI.

Jeśli okoliczności, dzieciństwo, przykład otoczenia i powszechna atmosfera kształtują istotnie człowieka, wzorce Ryszarda mogą mu posłużyć za usprawiedliwienie.

Idźmy dalej. Oto już rozpoczęła się nasza sztuka, Ryszard III. Spróbujmy zatytułować ją tym razem inaczej: Ryszard i inni. Znamy już akt oskarżenia, znamy zbrodnie Ryszarda. Zobaczmy, co przeciw tymi zbrodniom, co przeciw Ryszardowi przedsięwzięli ci, którzy uzurpują sobie miano ofiar. Zajmijmy się innymi bohaterami.

Oto król Edward, który gładziutko przełknął wymyśloną przez Ryszarda wróżbę o grożącej mu literze „J” i prędko wysłał na śmierć brata Jerzego, księcia Clarence. To Ryszard zamordował Clarence’a. Lecz już przedtem skazał go Edward. Nikt z otoczenia nie wstawił się za uwięzionym. Ale po jego śmierci wszyscy płoną świętym oburzeniem. Oto klika Ryszarda i klika królowej Elżbiety, nienawidzące się nawzajem, zjednoczą się natychmiast przeciw zdetronizowanej Małgorzacie, żeby zagłuszyć litanię o własnych występkach. Małgorzata jest pokonana, łatwo wobec niej być odważnym. Oto lord Hastings — będzie służył Ryszardowi, ponieważ ma swoje porachunki z kliką Elżbiety. Oto lord Buckingham — stanie się wspólnikiem większości zbrodni Ryszarda za cenę księstw, obiecanych po małoletnim następcy tronu. Gdy ich nie dostanie, natychmiast odpowie zdradą. Oto lord Stanley — cały czas będzie grał na dwa fronty. Oto komendant krwawego Tower, Brackenbury — dobry Piłat, który umyje ręce.

A kobiety? Anna, której Ryszard zamordował męża i teścia, pójdzie z nim do łóżka. Elżbieta, której zabił brata i wszystkich synów — sprzeda mu córkę. To nobile.

Ryszard jest łotrem z wyboru. Ma odwagę nazwania siebie i swoich czynów. Ci wszyscy inni, uwikłani w zbrodnię, szalbierstwa i podłości, przybierają pozy uciśnionych. Nikt nie czuje się za nic odpowiedzialny. Coś na kształt wyrzutów su mienia znają tu tylko najemni oprawcy. Ryszard gardzi swoim otoczeniem — i ma rację.

Jest jeszcze „lud”, obywatele. Oni nie tylko komentują akcję, występują również jako jej bohaterowie. Jest tu wielka, farsowa scena wyboru Ryszarda na króla. Ryszard udaje, że nie chce. Obywatele udają, że w to wierzą i że oni chcą, że go o to proszą. Poprzednio, między sobą, wypowiadali się o Gloucesterze i przyszłości nader sceptycznie. Teraz grają wspólnie wielką komedię.

W tej scenie u Szekspira lud nie ma już tekstu. Na milcząco więc, biernie, przy zwala, by stało się to, co zostało na górze zaplanowane. Ale Szekspir wziął tę scenę żywcem z kroniki Halla. Obciął tylko kronikarzowi komentarz, co nie znaczy, że nie możemy umieścić go w podtekście:

…„Tak, przeto — mówili ci ludzie — te sprawy to takie gry królów, niby ich sztuki na teatrum, po największej części na podium się rozgrywające, a zwykli ludzie są w nich widzami tylko i mądrzy spośród nich nie wtrącają się do tego, bo ci co wdrapują się tam, gdzie ról swych nie mogą odebrać, tylko przedstawienie psują, a im samym nic dobrego z tego nie przyjdzie”.

Tak więc nikt nie przeszkadza grze króla. Sprawiedliwość — a może tylko śmierć — dosięgnie Ryszarda z góry, lub, jeśli wolicie, z boku. Z ramienia opatrzności, za pośrednictwem anioła — Richmonda.

Tak, wiem. Mimo wszystko rehabilitacja Ryszarda nie powiodła mi się. Nie mogła się powieść. Zbrodnie po zostają zbrodniami, a cudzy występek nie uwalnia od własnej odpowiedzialności. Ale może nie od rzeczy było prześledzić sobie przy okazji współzależności gry królów i gry poddanych. Ostatecznie każda próba interpretacji to tylko pragnienie potwierdzenia swoich ludzkich doświadczeń. Więc jak się uda, to coś potwierdzi i znajdzie oddźwięk w drugim człowieku; a jak się nie uda, to nie potwierdzi niczego. Tertium non datur.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji