Artykuły

Komedia serio?

Moda na Zapolską nie przemija.
WCIĄŻ JESZCZE "ŻYJE" Z AUTORKI "MORALNOŚCI PANI DULSKIEJ" SPEKTAKL A. WAJDY i J. BONIKIER-OLCZAK "Z BIEGIEM LAT Z BIEGIEM DNI" - nie mówiąc o monodramie biograficznym Pani Gabrieli w wykonaniu Marty Stebnickiej w Starym Teatrze, młodzież PWST sięgnęła po "SKIZA".
Przed tygodniem Teatr TV usiłował odkurzyć "Kobietę bez skazy" - a w ogóle w ciągu ostatnich lat scena telewizyjna zaprezentowała prawie wszystkie znaczące komedie tej dramatopisarki i aktorki w jednej osobie. Od cytowanej już "Dulskiej" do "Żabusi", "Ich Czworo" oraz "Skiza". Nie grywa się, o dziwo, "Panny Maliczewskiej", ale to uwaga po prostu na marginesie wyboru repertuarowego.
No więc zostańmy przy Skizie jako najnowszej premierze TEATRU LUDOWEGO w NOWEJ HUCIE. Poprzedziły tę premierę w teatrze - studenckie próby dyplomowe pod kierunkiem doc. Izabeli Olszewskiej - próby wcale obiecujące, choć wiadomo, że owa sztuka wymaga przede wszystkim świetnego warsztatu aktorskiego. Ma tylko (i aż) cztery role: dwie kobiece i dwie męskie - z których każda osobno i wszystkie razem wzięte, decydują o randze przedstawienia. Wystarczy powołać się na widowisko TV, gdzie Olga Lipińska - przy pomocy Anny Polony, Joanny Szczepkowskiej oraz Jerzego Kamasa i Jerzego Stuhra - zbudowała stylowy a jednocześnie bardzo współczesny spektakl "Skiza". W jakimś sensie pokazowy w konwencji nieprzefarsowionej komedii, mimo że dość odległy od wyobrażeń samej autorki, która w r. 1908 na gorąco komentowała pierwsze przedstawienia (warszawsko-lwowskie) kładąc nacisk na wykwint i dyskrecję komizmu swej sztuki, utrzymanej ponoć w tonie "melancholijnego sentymentalizmu". Na szczęście, Lipińska nie przejęła się ani melancholią, ani sentymentalizmem przy odczytywaniu telewizyjnego Skiza - dzięki czemu uniknęła wielu nieporozumień inscenizacyjnych. Ale też miała, jako się rzekło, kapitalne wsparcie ze strony aktorów.
W krakowskich teatrach (po wojnie) Skiza grano zaledwie dwa razy. W 1945 r. na scenie Teatru im. J. Słowackiego reżyserował komedię Emil Chaberski z wyborną obsadą ról: Lulu - M. Ćwiklińska, Muszka - J. Baronówna, Tolo - W. Biegański, Wituś - T. Wesołowski. 14 lat później (na jubileusz 40-lecia pracy scenicznej Tadeusza Wesołowskiego - dziś powinien obchodzić rzadką rocznicę 60 lat przygody ze sceną!) wystawił Skiza Teatr Kameralny w reż. Władysława Krzemińskiego - z udziałem Z. Jaroszewskiej, I. Olszewskiej, T. Wesołowskiego (tym razem, jako Tola) I Z. Wójcika. Było to aktorskie przedstawienie co się zowie! Pysznie dystansujące się od ckliwości obyczajowej, lecz mimo dyskretnych stonowań i zmrużeń oczu - zjadliwie akcentujące odwieczne prawdy ryzykownej zabawy w seks pod pozorem intryg miłosnych.
Powoławszy na tym miejscu wspomnienia dawne i całkiem bliskie - nie mam zamiaru "ustawiać" premiery nowohuckiej - na ich tle. Nawet, jeśli - chcąc nie chcąc - narzucają się one w zestawieniu z obecną inscenizacją Kazimierza Witkiewicza w Teatrze Ludowym. Nie idzie bowiem o takie czy inne porównania. Zwłaszcza z Teatrem TV, który przeważnie dobiera sobie reprezentacyjną czołówkę wykonawców z całego kraju, na skutek czego zyskuje z miejsca handicap artystyczny.
PRZYJRZYJMY się tedy, bet uprzedzeń i na miarę możliwości obsadowej oraz reżyserskiej. "Skizowi" Witkiewicza - jako jeszcze jednej próbie zmierzenia się z utworem Zapolskiej. Oczywiście trudno traktować ten spektakl w całkowity oderwaniu od tradycji oraz wpływów i zależnej od bezpośrednich poprzedników. Tym bardziej, że suma tamtych doświadczeń - jak mniemam - utorowała reżyserowi Teatru Ludowego drogę do sposobu interpretacji tekstu oraz ogólne formuły gry aktorskiej. A droga to w pewnym stopniu i antytradycyjna, i odmienna od ostatnich współczesnych ujęć tej komedii. Wprawdzie Skibie należy do szczytowych osiągnięć literatury dramatycznej Zapolskiej, ale jednak posiada swoje dramaturgiczne atuty. Szczególnie poprzez dobrze rozpisane role i konstrukcję tzw. intrygi komediowej. Niby to schemat - gdy amory starszego "bon vivanta", skierowane ku nie rozbudzonej (w namiętnościach) młodej tonie hreczkosieja - podsuwają dojrzałej połowicy adoratora pomysł zarówno ośmieszenia go przed dwudziestolatką, jak i odegrania się flirtem z samym (też młodym, choć z przyhamowaną przez gospodarskie troski jurnością) hreczkosiejem, co skończy się powrotem do stanu "zerowego" - ale w tym schemacie można przecież wyczuć zmysł obserwacji rasowego dramaturga.
Witkiewicz postanowił złagodzić drapieżne spojrzenie Zapolskiej i rozegrać dramat czworga bohaterów w klimacie... Fredry ("Pan Jowialski") z sentymentalną mgiełką i obyczajową sielskością niemal "Rodziny Połanieckich" z TV. Ten zwolennik farsy oraz dość jaskrawych środków wyrazu scenicznego, założył sobie - i spektaklowi - hamulce, czyli spokojny rytm komedii wręcz staroświeckiej, dyskretnie rozkładając nastroje sztuki i spięcia scenicznych osób w toku pogodnego melodramatu. Z morałem, gdzie satyrę wypiera ton żartobliwy, unikający przerysowań w stronę groteski. Słowem: komedia o zabarwieniu lekko Ironicznym. I wszystko byłoby w porządku i zgodzie z intencjami reżysera, gdyby aktorzy potrafili utrzymać tego rodzaju stylistykę przedstawienia.
TYMCZASEM na scenie dominował wprawdzie ów oszczędny ton i zwolnione tempo komedii prawie serio, ale nie towarzyszyło mu odpowiednie opanowanie najwyższych arkanów techniki aktorskiej. A tylko znakomite wykonawstwo mogło tu przynieść sukces antytradycyjnej konwencji spektaklu. Czy pełny sukces, to inna sprawa - bo Skiz pozbawiony mocniejszych akcentów komizmu, niekoniecznie farsowego, wydaje się (przy założeniu zaledwie poprawnego aktorstwa) już z góry przedsięwzięciem ryzykownym artystycznie.
Jeśli dodamy, że oś intrygi znajduje się w rękach Lulu - a więc podrażnionej w ambicjach, zdradzanej dla sportu i zdradzającej w odwecie żony - to każde ominięcie scenicznego podkreślania jej postawy wyrafinowanego gracza ("mam SKIZA w ręce" - co oznacza w grze tarokowej atut bijący wszystkie karciane figury) musi tę intrygę osłabiać. Rola Lulu jest w komedii rolą wiodącą i po kobiecemu skomplikowaną (Wielka Przegrana i Wielka Wygrana). Prawdopodobieństwo wszelkich działań pozostałych postaci zależy od pierwszych, psychologicznych posunięć obronno-zaczepnych głównej przecież bohaterki Skiza. Reżyserskie ustawienie joli Lulu (Barbara Stesłowicz) jedynie w (Charakterze zdradzanej żony - kurki domowej, bez udziału (lub z pomniejszeniem) perfidii ambicjo-nerki i ponętnej intrygantki salonowej - pozbawiło spektakl od początku motywów przewrotnej komediowości. A więc motoru akcji. Mimo, że Barbara Stesłowicz zaprezentowała, im dalej w nurt przedstawienia, tym więcej cech, których... zabrakło w ekspozycji. Stąd trudno było uwierzyć, że cukierkowa Lulu okaże się dla otoczenia ostrym smakiem piołunu.
Stosunkowo łatwiej wybroniła tu rozbudzoną siłę erotyczną Muszki - debiutantka, Katarzyna Lis (studentka IV r. PWST). Wdziękiem bowiem młodości i urody zastępowała finezję warsztatu aktorskiego. Była jednak za bardzo salonowa w stosunku do portretu zaniedbywanej przez męża, dworsko-gąskowej żonki, której sielski, "razowy" tryb życia przekształca się nagle w wybuch temperamentu miłosnego pod wpływem duserów znudzonego i podstarzałego lowelasa Tola (Kazimierz Witkiewicz). On jeden wiedział co i jak ma grać, wedle własnej koncepcji reżyserskiej. Ale koncepcja także się roztopił* w nieco mdławym posmaku staroświeckich przesłodzeń.
W charakterze prostego dziedzica, któremu padły wół przysłania cały świat, a zatem i życie towarzysko-domowe, wystąpił Jerzy Hojda (Wituś). Starał się wypełniać sceniczne zadania nieokrzesanego towarzysko mruka i prymitywnego okazu zdrowia nazbyt przejrzystymi jednak ruchami oraz gestami czy chropawą mową. Czynił to poprawnie, tyle - że bez przynależnej tu autentyczności artystycznej.
I W TEN SPOSÓB rozminęły się zamierzeni "antytradycyjnego" "Skiza" - ze sceniczną rzeczywistością komedii w rytmie zwolnionym, która swój specyficzny komizm przegrała w starciu z rzewnością nie bardzo usprawiedliwioną. A wszystko toczyło się w dekoracjach pólażurowych, jak ze starych, choć przestylizowanych oleodruków - wedle projektu Janusza Warpechowskiego. I przy nastrojowej Ewy Lis. Jakby z innej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji