Artykuły

Kat nie mówi...

Rozmowy z katem Kazimierza Moczarskiego w adaptacji Bohdana Urbankowskiego były kolejną premierą Teatru Ludowego na scenie „Nurt". Nie ma trudniejszego zadania, niż pisanie o takim przedstawieniu, o takim tekście, o aktorach i widzach, którzy pamiętają. Pamiętają prawie wszystko: rozwalanie ludzi pod ścianami domów, pamiętają dokładnie dzień aresztowania Grota-Roweckiego, pamiętają głuche odgłosy wystrzałów dochodzące z Getta warszawskiego… Jan Budkiewicz postarał się o realizację reżyserską skromną, skierował uwagę widzów i słuchaczy na treści główne. Uproszczona scenografia Jerzego Szeskiego — prosty żelazny pomost, przez który przechodzi najczęściej. Moczarski, żołnierz podziemia antyhitlerowskiego. Cała ceremonia otwierania i zamykania drzwi celi więziennej jest osobną częścią przedstawienia. Łoskot górnej zasuwy, dolnej, chrobot klucza w zamku. Obok jednego z największych zbrodniarzy minionej wojny Jürgena Stroopa i zwykłego pomocnika morderców, chyba dekownika, SS-mana Schielkiego — bohater walki podziemnej. Nietrudno zauważyć, że nie piszę teraz o aktorach, piszę o statystach historii.

Artyści w „Nurcie” grali jakby przytłoczeni olbrzymim ciężarem problemów, wywołanych słynną książką Kazimierza Moczarskiego Rozmowy z katem. Nie chcę oceniać tej książki, która w gruncie rzeczy poza wszelkimi ocenami znalazła się już dawno. Moczarski walczył o dobre imię Armii Krajowej, niesłusznie posądzanej o rzeczy niegodne. Polakiem był i pozostał Moczarski w godzinach najstraszniejszej próby. Kiedy wyszedł z więzienia mokotowskiego zapamiętał to, co mówił do niego – Stroop i Schielke. Ten pierwszy był okropnym mordercą i katem Getta warszawskiego.

Dowódcę SS-owskiego gra Janusz Sykutera. Musi pokazać te uniesienia, wrzaskliwe uwielbienie dla Hitlera, kiedy prezentuje podziemnemu bohaterowi okresu okupacji swoje sukcesy NSDAP-owskie. Ta niemiecka staranność, zdolność do fanatycznych gestów wierności — słynne heilowanie w celi więzienia mokotowskiego — wszystko narysowane jest wyraźnie. W opozycji do tej gadaniny, przechwałek, próby — najzupełniej bandyckie — uzasadnienia zbrodni dokonanej na Polakach i Żydach — spokojna postać Moczarskiego, którą gra Henryk Giżycki. Rytm przedstawienia wyznaczają dwie postacie — Schielke w wykonaniu Janusza R. Nowickiego i strażnik, którego gra Adam Dzieszyński. Schielke to postać już w książce Moczarskiego namalowana jakby cieplejszymi kolorami. Janusz R. Nowicki pokazał coś w rodzaju procesu reedukacyjnego byłego hitlerowca. Ten prosty łobuz dobrze rozumie, w jakie straszne odmęty rzucił Niemców Hitler. Dzieszyński kroczy ciężko, łoskot jego kroków jest głosem sprawiedliwości wobec Niemców. Wobec Polaka, którego można bez przesady uznać za bohatera, brzmi on w przedstawieniu nowohuckim jak wyrzut sumienia.

Spektakl znowu pokazuje miarę ambicji Teatru Ludowego. Między aktorami i widzami wytwarza się wyraźna nić porozumienia. My się tam w czasie tych Rozmów z katem stajemy na nowo współczesnymi Polakami. Znad Renu dobiegł nas głos pewnego ministra, który powinien razem z nami usiąść na widowni i posłuchać jak Jürgen Stroop mówił o Polakach z obrzydzeniem i pogardą, ponieważ pomagali Żydom w Gettcie…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji