Nie zgadzam się z Eurypidesem
- Nie zgadzam się z Eurypidesem. Nie akceptuję tego, że tak jednoznacznie potraktował motyw Medei. Wydaje mi się, że kobieta dopuściła się zbrodni z innych powodów - mówi MARCIN WIERZCHOWSKI, reżyser "Medei" w Teatrze im. Horzycy w Toruniu.
Porzucona przez Jazona Medea zabija podstępnie jego kochankę Kreuzę. Zemsta i rozpacz doprowadza zdradzoną do morderstwa synów. Tę historię opowie w Teatrze Horzycy reżyser Marcin Wierzchowski.
Rozmowa z Marcinem Wierzchowskim [na zdjęciu]:
Dlaczego postanowił pan, że akurat "Medea" będzie pana pierwszym spektaklem w teatrze repertuarowym? Tragedia Eurypidesa to jedno z największych wyzwań w światowej dramaturgii.
- Nie myślałem o "Medei" pod tym kątem. Gdybym przyjął taką postawę, czułbym się sparaliżowany, a tak mogłem sobie swobodnie pohasać na tekście. Nie zgadzam się z Eurypidesem. Nie akceptuję tego, że tak jednoznacznie potraktował motyw Medei. Wydaje mi się, że kobieta dopuściła się zbrodni z innych powodów, niż wyjaśniał to Eurypides.
"Medeę" czyta się ostatnio najczęściej pod kątem feministycznym. Córka Ajetesa zabiła rywalkę i dwóch swoich synów z powodu przemocy męskiego świata.
- To gotowa i zgrabna odpowiedź, ale niekoniecznie właściwa. Medeę porównałbym do Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego - do mordercy, który nie zachowuje się w pełni racjonalnie. Bohaterka tragedii Eurypidesa nie jest Szekspirowskim Ryszardem III - spiskowcem konsekwentnie realizującym swój zbrodniczy zamiar.
Raskolnikow uzasadniał morderstwo lichwiarki i jej siostry absolutną wolnością, którą może posiąść jednostka wybitna.
- Czyn Medei umieściłbym także w perspektywie wyzwolenia. Nie stawiam pytania, czy odrodzenie jakie bohaterka okupiła mordem, jest nie tyle moralnie niewłaściwe, ale czy ma sens praktyczny. Kobieta decyduje się na krok ostateczny, na radykalne cięcie. I to w dosłownym sensie. To będzie opowieść o oderwaniu się od ludzkości, rodziny, zasad moralnych i gotowości do rozpoczęcia nowego życia.
Będzie pan bronił morderczyni?
- Nie. Staram się ją mimo wszystko zrozumieć, a nie oskarżać.
"Medea" jest pana spektaklem dyplomowym na wydziale reżyserii krakowskiej PWST.
- To prawda. Na jednym ze spektakli będzie pewnie grono pedagogiczne z mojej szkoły. Ocenią przedstawienie. To tak, jak z egzaminem na prawo jazdy: zdam albo nie zdam.
To znaczy, że po toruńskiej premierze może się pan stać dyplomowanym reżyserem?
- Tak. Kolejnym na rynku.
30-letni Marcin Wierzchowski, reżyser "Medei", jest absolwentem reżyserii krakowskiej PWST. W 2004 r. debiutował "Pragmatystami" Witkacego, zrealizowanymi jako dyplom wydziału aktorskiego PWST.