Artykuły

Rybak i szwy

"O babie, rybaku i złotej rybce" w reż. Krzysztofa Falkowskiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Kazimierze Szczuce

O czym marzy dziewczyna, gdy się sypać zaczyna? Zależy od głowy. Gdy nie pusta, gdy tkwią w niej drobiny dobrego wychowania i cień smaku migocze - dziewczyna z godnością przyjmuje nadejście epoki zęba czasu. Jak Pan Bóg przykazał - jest miłą babcią, spokojnie czekającą na finalne papa. Wnuki się radują, dzieci duma rozpiera, a męża we śnie nie dusi silikonowe widmo, któremu szwy za uszami niebezpiecznie trzeszczą przy najlichszym kichnięciu.

Słowem, gdy dziewczyna mądra, z nadejściem epoki gruzu nie cuduje, nie zawraca Wisły chirurgicznym skalpelem i nie maskuje kaszlu podwórkową grą w gumy ze stuletnimi koleżankami z wojska, jeno otwarcie bawi się własnym gruzem. Nade wszystko - nie folguje pensjonarskim marzeniom o rychłych cudach na kiju. Rzecz jasna, są też na świecie dziewczęta inne - głowy normalne inaczej. Przyznam, gdy patrzyłem na taką w piątek wieczorem, gdy kuliłem się na widok scenicznej Baby w rozsypce, łykowatego skrzekliwego monstrum, bidoty z chałupiny nad morzem, kocmołucha stuletniego, któremu w marzeniach się ubzdurało, że cesarzową zostanie, gdy słuchałem, jak monstrualnie bredzi i jak desperacko wierzy w spełnienie bredni - szepnąłem: niech Matka Boska broni...

Baśń ta stara jest niczym świat. Rybak, żona rybaka i Złota Rybka. Matki wszystkich czasów nie przestaną dzieciom wszystkich czasów opowiadać klasycznej historii o Babie, której w epoce rozsypki dokumentnie się na własny jej temat w idealnie pustym "czajniku" - zagotowało.

Czysto, znakomicie czysto Agnieszka Falkowska opowieść piórem uszyła z narracji nie byle jakich, bo narracji Aleksandra Puszkina i Lwa Tołstoja. I tak samo znakomita jest w Teatrze Groteska inscenizacja Krzysztofa Falkowskiego. O charakterach, które lalki mają zaznaczone w twarzach ledwie jedną kreską, można osobne wypracowania pisać. Tak samo, gdy gestów, głosów, śpiewów dotkniemy. Właśnie stąd, że Falkowskiemu na scenie tak niewiele potrzeba, by pełne życie stworzyć, bierze się lekkość przedstawienia "O babie, rybaku i złotej rybce". Lekkość i czystość.

Dzięki temu sens, jeśli kto woli morał, wyłazi szybko, ostro i niedwuznacznie, jak jakiś goły święty turecki. Prędko staje się oczywiste, że Puszkinowi, Tołstojowi i Falkowskiej idzie nie tylko o piętnowanie fatalnych skutków megalomańskiego nienasycenia, bycia wiecznie nienażartym, ale też o niesmaczne skutki nienasyconych pustych głów niewiast, zdrowo już dziabniętych zębem czasu.

Mamy więc na scenie rybacką chałupinę, co się ledwo kupy trzyma. W chałupinie, przy piecu z gliny, nad spróchniałym korytem, siedzą dwie przyjaciółki Baby, dwie Mewy - dwie sypiące się "kwoki". I pytlują, i bredzą, i opowiadają niestworzone bujdy, choćby tę o jakimś dalekim chłopie, który złowił cudownego krokodyla, spełniającego życzenia... To musiało ubóść pusty "czajnik" Baby. Musiało - i ubodło. Zwłaszcza że nieszczęsny jej mąż, Rybak, złowił ponoć spełniającą życzenia - Złotą Rybkę...

Rybak... Rozumiem cię, starcze! Z pozoru - siedem nieszczęść. W istocie - samo szczęście. Ale tylko wtedy, gdy Rybak jest na morzu. Pal licho wszystko inne - na ten nowy sceniczny drobiazg Groteski warto iść, by zobaczyć, jak męskie siedem nieszczęść zmienia się w szczęście jedno. Prowadzony igłą dobrego światła, w kruchej łupinie łódki, statecznie obracając wiosłami, po ciemnościach nad głowami widzów sunie jak po akwenie ukojenia. Tak, ukojenia. Bo jest sam, wreszcie sam. Chałupa, żona i "kwoki" zostały z tyłu. Daleko!

Baba jest daleko, ale jest. Bezlitośnie jest. Szczęśliwy samotny wie, co go czeka za plecami. Na dyndających licach płonące plamy wątrobowe, w sinych uściech gruntowny szczerbiec, do tego lekki garb, kaszel lepki, oko błoną barwy popiołu otulone, lewa dłoń zaś na wieki w piąstkę zwinięta, w piąstkę, z której, niczym różdżka czarodziejska, sterczy palec godny mitycznego palca posła Cymańskiego. To czeka Rybaka, gdy wróci. Nie dziwota więc, że zawsze wraca późno. Tym razem czeka go jednak coś jeszcze.

Baba oto pilnie wysłuchała "kwoczego" bredzenia o zwierzątku spełniającym życzenia - i wzięła sobie to do serca uschniętego. Tym razem Rybaka po powrocie czeka nie tylko Baba, ale też babia pycha żądająca rychłych zadośćuczynień. I co? Oczywiście, Złota Rybka wyrozumiała jest, Złota Rybka spełnia chore marzenia garbatej ruiny. Daje nowe koryto, chałupę zmienia w dom cudny, ten w pałac, a samą garbatą ruinę - bodaj w carycę. I co? Oczywiście - ruinie wciąż mało. Teraz żąda świata całego, teraz chce być Ruiną Macedońską! Wiekowe porzekadło się ucieleśnia. Daj Babie grzędę...

W przemianach od koryta do pałacu, w kształtach i barwach przeistoczeń świata na scenie, Falkowski jest znakomity. W pięknie lalek i harmonii kolorów, tkwi cała gorzka ironia losów napuszonych niewiast, co nie pojmują (bo niby jak, skoro w "czajniku" hula wiatr), że nawet Złota Rybka ma granice cierpliwości. I to jest dla zgromadzonych na widowni dziewczynek nauka główna. Otóż, pamiętajcie: gdy nadejdzie, a przecież nadejdzie, epoka gruzów, z żądaniami, zwłaszcza chorymi, nie należy przesadzać, bo gdy Złotej Rybce puszczą nerwy - chwilowa bajka skończy się źle. Całkiem tak, jak wtedy, gdy po feralnym kichnięciu szwy za uszami puszczają i to, co było sztucznie naciągnięte - wraca na utracone pozycje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji