Artykuły

Śmierdź musikału

"Śmierdź w górach" w reż. Konrada Imieli i Cezarego Studniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Joanna Ruszczyk w tygodniku Newsweek Polska.

Pośród nadmuchiwanych gór tarantinowskie sceny walk, żarty rodem z Monty Pythona i kompozycje Tymona Tymańskiego. "Śmierdź w górach", najnowsza premiera wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol wyznacza nowe trendy w polskim musicalu.

Wędrujący po lesie harcerze wpadają na hipisów, którzy palą trawkę. Drużyna w ramach musztry przeprowadza zmasowany atak i brutalnie morduje pacyfistów. Towarzyszy temu undergroundowy numer zespołu Karbido. Musical "Śmierdź w górach" składa się niemal wyłącznie z tak wariackich pomysłów. Nie powinno to dziwić, bo najnowsza premiera wrocławskiego Capitolu (26 października) jest autorskim przedsięwzięciem Konrada Imieli i Cezarego Studniaka, którzy- z Samborem Dudzińskim tworzą zespół muzyczny Legitymacje, grający muzykę tak pokręconą, że nadali jej nową nazwę gatunkową - bajabongo.

Ich nowy spektakl został zrealizowany w poetyce "Wiatrów z mózgu", którymi podbili publiczność ubiegłorocznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej. TVP zarejestrowała go, ale odważyła się wyemitować dopiero o 2.10 w nocy. A i to nie w całości. Najpikantniejsze fragmenty - do których należała piosenka w stylu Edith Piaff wykonywana przez Agnieszkę Dygant "Robbie Lou d'amour" co wymawia się "robi loda mu "- i tak wycięto.

"Śmierdź w górach" ma ten sam styl, będący mieszanką absurdalnego żartu inspirowanego Monty Pythonem, teatralnej farsy, musicalowej choreografii i literackiego kabaretu. Autorów spektaklu zainspirowała zasłyszana opowieść o autentycznej postaci - Waldemarze Jasińskim, który mieszkał w Bieszczadach i utrzymywał się ponoć z pisania dowcipów. Bohater musicalu też sprzedaje kawały. Odbiera je od niego Kurier, a następnie upłynnia w Warszawie.

Pewnego dnia Jasiński dowiaduje się, że na takie żarty nie ma już zapotrzebowania. Staje przed odwiecznym dylematem artystów: być wiernym sobie czy tworzyć pod publikę? Ostatecznie nawet tytułową pogróżką: "to sobie śmierdź w górach" nie udaje się Kurierowi namówić go do zmiany stylu. Bohater wybiera życie na prowincji. Dowcipy opowiada w knajpie, gdzie słuchają go: Drużynowa (szlifująca na górskich szlakach charaktery harcerzy), Edward Stachura (Łukasz Wójcik), Ksiądz Wacek (świetny Bartek Porczyk), chłop Zdrożyna i wiecznie uśmiechnięta barmanka Jola, którą oprócz dowcipów w wyśmienity nastrój wprowadzają grzybki halucynogenne.

Historię Jasińskiego twórcy spektaklu obudowali wieloma wątkami. By je wszystkie opowiedzieć, musieli stworzyć wybuchową mieszankę odległych stylistyk teatralnych. Aktorzy sprawdzają się w piosenkach, różnych układach choreograficznych, a nawet akrobacjach, gdy zawisają nad dmuchanymi górskimi połoninami. Jednak "Śmierdź w górach" wykracza poza musicalowe show, oddając blisko połowę scenicznego czasu klasycznemu dramatowi. Henryk Niebudek, odtwórca głównej roli, tworzy przekonującą postać, która nie przypomina przerysowanych jednowymiarowych bohaterów w rodzaju granego przez Johna Travoltę Danny'ego z "Grease".

Tak jak Jasiński jest musicalowym anty-bohaterem, tak "Śmierdź w górach" jest antymusicalem. Nie usłyszymy tu hitów. Trudno ich oczekiwać od jazzmanów i eksperymentatorów: Leszka Możdżera, Adama Pierończyka, Tymona Tymańskiego, Piotra Dziubka czy Karbido. Mamy gitarowy rock, ballady, hip-hop, cygańskie rytmy, disco i różne odmiany jazzu. Typowe songi tylko otwierają i zamykają sztukę.

"Śmierdź..." nie jest pierwszym nowatorskim spektaklem zrealizowanym w teatrze Capitol. Dwa lata temu powstał tu "Scat" musical, w którym nie padło żadne słowo. Aktorzy zabawną historię miłosną opowiedzieli za pomocą gestów i mimiki, śpiewając np. "pa ra pa pa". Ze sceny dochodził jazz, swing, disco w interpretacji Leszka Możdżera. Autorem spektaklu był Wojciech Kościelniak, do niedawna dyrektor artystyczny Capitolu. Teraz za sterami zasiadł Konrad Imiela. O tym, że będzie szedł tą samą drogą, najlepiej świadczy "Śmierdź w górach". Był nawet pomysł, by nawiązując do tytułowego żartu ze śmierdzeniem spektakl nazwać musikałem. Byłby to jednak nadmiar samokrytyki, bo przedstawienie jest naprawdę świetne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji