Hiob i wojna o Kanał Sueski
"Hiob" w reż. Jarosława Fedoryszyna z Teatru Woskriesiennija z Lwowa na II Spotkaniach Teatrów MIast Partnerskich w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Zakończyły się II Spotkania Teatrów Miast Partnerskich w Teatrze Nowym. Ostatnie dwa przedstawienia gości z zagranicy publiczność zobaczyła w piątek
Teatr Woskriesiennija z Lwowa przywiózł "Hioba" Karola Wojtyły w reżyserii Jarosława Fedoryszyna. Spektakl, który nie eksponował bohatera, ale operował symboliczną plastyką, niósł jasne przesłanie: każdy może z wyroku Nieba stać się Hiobem. Aktorzy śpiewali chóralne, wilogłosowe hymny, napisane specjalnie przez jednego z aktorów Mirona Dacko. Postacie wolno przemieszczały w kostiumach z lnianej surówki z powłóczystymi rękawiami, między drabinami - namiotami. Sekwencje odwrócenia się boskiej przychylności od Hioba i ponownej łaski ilustrowały barwy materiału: czerwień krwi, czerń żałoby, biel rytualnej czystości.
Szkoda tylko, że aktorzy zdecydowali się przywdziać pod kostiumy cieliste trykoty: żebracze łachmany, nawet w teatrze plastycznej metafory, powinny odsłaniać nagie, sponiewierane ciało, a nie obwarzanki marszczącej się dzianiny. Czemu płeć odzianych przecież aktorów (w trykoty) osłonięta była dodatkowo rodzajem lnianych stringów? No i ten dźwięk odpinania pasmanteryjnych rzepów, który towarzyszył darciu szat...
Zdecydowanie najlepszym przedstawieniem przeglądu był monodram z Teatru Kameralnego w Tel Awiwie "W samo południe" wg powieści Arieha Segeva. Yiftach Klein przeniósł widzów Małej Sali Nowego do 1973 r., nad Kanał Sueski - na wojnę Jom Kipur. Do Izraela, państwa, w którym "dominująca doktryna wojskowa" każe traktować kaprala Ashera Solomona jak tchórza - bo dał się wziąć do niewoli przez armię egipską - i poddawać go niekończącym się przesłuchaniom przez śledczych kontrwywiadu.
Aktor zaimponował sprawnością: sam jeden zbudował gęsty obraz beznadziejnych walk. Nie tylko przez konwencjonalną grę aktorską. Z szybkością karabinu maszynowego Klein produkował ustami kolejne onomatopeje: wybuchy bomb, buczenie alarmów, szumy wojskowych radiostacji, fragmenty piosenek... Te zabiegi rodem z chłopięcych zabaw w wojnę oddawały cały absurd wzajemnego zabijania się ludzi w imię politycznych korzyści. Monodram byłby jednak jeszcze lepszy, gdyby jego twórcy konsekwentnie odpowiedzieli sobie na pytanie, czy aktor znajduje się sam w wyobrażonej pustej celi aresztu śledczego, czy też zwraca się wprost do widzów; czy otaczający go partnerzy i przedmioty istnieją realnie, czy tylko w świadomości zastraszonego kaprala.