Dulska na peryferiach
Scenę wypełnia pluszowa mięsista czerwień, udrapowana w ciężko opadające zasłony. Obok ruchomej kanapy i krzeseł, jedynym umeblowaniem salonu są - też ruchome - łóżka. Na nich - poduszki i pierzyny, które miękko - jak plusz - izolują od świata za ścianami tego domu.
Nie jest to szacowny krakowski mieszczański salon, w jakim zwykliśmy oglądać bohaterów sztuki Gabrieli Zapolskiej. W pluszowej scenerii, rozświetlanej co jakiś czas lampkami lunaparku (a może kabaretu?), rozbrzmiewa muzyka, tętni ruch: tu się tańczy i śpiewa. "Moralność pani Dulskiej", zmieniona ręką autora przedstawienia w "Dulską", ma formę... musicalu.
Gdyby nawet zabrakło podpisu autora, wiadomo, kogo można podejrzewać o pomysł, który natychmiast podzieli widownię na entuzjastów i przeciwników.
Entuzjaści zobaczą w dynamicznym efektownym (momentami aż nazbyt efektownym) przedstawieniu Adama Hanuszkiewicza odświeżoną z kurzu szkolnych lektur współcześnie brzmiącą sztukę. O obłudzie świata, w którym za pieniądze można wszystko. O ciasnych gorsetach deklarowanych norm, w których nie mieści się, bo nie może, ludzka natura.
Przeciwnicy upomną się o "tragikomedię kołtuńską" Zapolskiej, w finale spektaklu zatupaną zbiorowym kankanem. (Bądźmy szczerzy, czy zatupywanie zasad nie jest współczesnemu widzowi bliższe niż dawniejsze zasłony milczenia?)
Wszystkich połączy spór o teatr. Nie tak częsty, jakby to się jego twórcom marzyło.
Adam Hanuszkiewicz wystawił "Dulską" w Teatrze im. J. Osterwy w Olsztynie. Minionego czwartku i piątku mogliśmy oglądać żywiołowy spektakl na scenie zielonogórskiej.
"Nie ma już centrum, są tylko peryferia" - twierdzi amerykański socjolog, Daniel Bell. Jego słowa przypomnieli młodzi sprawcy manifestacji artystyczno-plastycznej, która pod hasłem "Peryferia" odbyła się na peryferiach Zielonej Góry, przy ul. Mieczykowej.
Oba zdarzenia miały miejsce tego samego piątkowego wieczoru. Przypadek?... A może rację ma Daniel Bell?