Artykuły

Przeklęte Blokpolis w Nowej Hucie

"Edyp II: Tragedia Nowohucka" w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie Nowej Hucie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku.

"Edyp II", nowe flagowe przedstawienie nowohuckiej Łaźni, bardzo długo osiągało optymalny kształt. Licząc z zeszłorocznym prapremierowym falstartem, prawie półtora roku pracowano nad tekstem Sofoklesa. Warto było czekać. Efekt przerósł moje oczekiwania

Pojawił się nowy aktor w roli głównej, zmieniono scenografię i oprawę muzyczną, na świeżo rozpisano sytuacje, pogłębiono interpretację tragedii. Sala dawnych warsztatów szkolnych, gdzie mieści się Łaźnia Nowa - od kilkunastu miesięcy pracujący pełną parą kombinat teatralny, przemieniła się w spowitą kadzidlanymi oparami świątynię. Strużki światła z lampek tworzą na ścianach greckie koliminy. Promienie reflektorów krzyżują się na posadzce. Fabryka, pogański cliram i kościół stają się jednym. Zamiast ołtarzy, tronów i ambon Bartosz Szydłowski zostawia w przestrzeni gry trzy samochodowe opony. Z nich Edyp uczyni sobie tron, bazy zniszczonych kolumn, fotele dla gości, a nawet pociski. Z podłogi sterczy wbita przez kogoś siekiera. Jak zgrzyt, dysonans.

Spektakl zderza rzeczy z pozoru nieprzystawalne. Kameralna, niemal intymna opowieść o rodzinnym grzechu, drążeniu tajemnicy, rzucona zostaje na tlo społeczne. Antyczny chór przychodzi z realnej Nowej Huty. To statyści z Osiedla Szkolnego, gdzie mieści się teatr, muzycy z nowohuckiej kapeli Wu-Hae. Szydłowski otworzył Sofoklesa elementami kolorytu lokalnego. Terezjasz to staruszka na wózku inwalidzkim, pewnie emerytowana przodownica pracy, Pasterz to romski śpiewak z gitarą. Nowohucki "Król Edyp" dzieje się współcześnie na gruzach komunistycznego eksperymentu wielkoprzemysłowego. Szydłowski nazywaa je Blokpolis. Szuka w nim energii, wściekłości i grzechu. I pyta: Skąd bierze się przekleństwo tych dzielnic, stref zakazanych dla krakowian? Jakie winy popełniono, budując to miasto? Chce, żebyśmy umieli rozpoznać bohaterów tragedii, figury mitu, w ludziach, którzy żyją obok. Każda przeszłość powraca. I zatruwa życie kolejnym generacjom. Silnie akcentuje się w spektaklu obecność młodego pokolenia.

W roli koryfeusza chóru występuje nastoletni Kamil Gidlewski - alter ego Edypa, może on sam w młodości. Wymachuje nożem sprężynowym i siekierą, na łysą głowę zakłada kaptur od dresu. Młodzi, tacy jak on, nie rozumieją świata, w którym żyją, ale podświadomie czują, że jest on zły, zaraża ich nieprawością. Są wściekli na starszych za to, że się przystosowali, że kochają to miasto, próbują je zmienić. Jak Edyp. Władcę Teb gra gościnnie Radosław Krzyżowski. I tworzy rolę niezwykłą. Bohater Krzyżowskiego jest zmęczony i zagubiony, bywa liryczny i wpatrzony we własne wnętrze. To człowiek o poskromionych emocjach, zduszonej sile. Kiedyś głodny i zbuntowany, dziś tylko odpowiedzialny, próbujący być uczciwym. Krakowskiego aktora ogląda się w kolejnych scenach z fascynacją. Przez cały czas prowadzi spektakl, pomaga amatorom w trzymaniu rytmu dialogu, tak intensywnie słucha ich słów, jakby grał za nich. Wyśmienicie dopełnia się z nastoletnim koryfeuszem. Ich wspólne sceny ogląda się tak, jakby to był monolog jakby Edyp rozmawiał sam z sobą, z kimś, kim kiedyś był. Więc w czyjej głowie odbywa się ta spowiedź i śledztwo - chłopaka czy dorosłego? Kto się komu przygląda? O czym jest nowohucka traedia Szydłowskiego? O tym, że nie wolno zdradzić siebie? Że trzeba pamiętać? Jak w każdym dobrym przedstawieniu, więcej w nim pytań niż odpowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji