Artykuły

Warszawa. Krzystek reżyseruje dla Teatru TV

- Kiedy zacząłem czytać "Norymbergę" Wojciecha Tomczyka, szybko zorientowałem się, że jej główny bohater jest moim dobrym znajomym. Ów człowiek to emerytowany pułkownik kontrwywiadu, prowokator, donosiciel, morderca zza biurka - wyjaśnia Waldemar Krzystek, reżyser.

Z tego typu ludźmi miałem kontakt od mojego debiutu - dodaje. - Już w "W zawieszeniu" ten człowiek miał pełen nienawiści wzrok, gdy tropił ukrywającego się AK-owca. Później, w "Ostatnim promie", ścigał emisariusza "Solidarności". W "Zwolnionych z życia" szyderczo, lecz proroczo kpił z euforii zwycięskiej "Solidarności". W "Balu błaznów" opowiadałem o jego radzieckim koledze po fachu. A teraz mam okazję przyjrzeć się komuś takiemu na emeryturze, dowiedzieć się, co dziś myśli o swej działalności. Sztuka powstała na zamówienie poprzedniej dyrekcji Teatru TV. Bohaterem miał być pułkownik Ryszard Kukliński, ale w trakcie pisania Wojciech Tomczyk całkowicie zrezygnował z tego pomysłu.

- W efekcie powstała sztuka o pułkowniku kontrwywiadu, który miał być początkowo "opowiadaczem" historii - zauważa Waldemar Krzystek. - Takie są czasem paradoksy natchnienia i artystycznych wyborów. Do mieszkania Stefana Kołodzieja, emerytowanego pułkownika kontrwywiadu (Janusz Gajos), przychodzi dziennikarka Hanna Stachowska (Dominika Ostałowska), by przeprowadzić wywiad. Szybko okazuje się, że nie jest ona dla swego rozmówcy anonimową osobą, wręcz przeciwnie - on świetnie zna jej życiorys. Wówczas ona podejmuje grę, żeby się dowiedzieć czegoś więcej. Kolejne wyznania Stefana Kołodzieja sprawiają, że Hanna jest coraz bardziej przerażona prawdą i porażona narastającą nienawiścią do swego rozmówcy. Punktem zwrotnym jest wyznanie pułkownika, że ma udział w śmierci jej ojca.

- Ta sztuka to rodzaj psychodramy - uważa Waldemar Krzystek. - Problem polega na tym, że choć tekst jest bardzo inteligentny, przekonująco napisany, sięga głęboko, to jest dialogiem dwojga ludzi. Siedzą przy stole i rozmawiają. A powinno być tak ciekawie, żeby nikt nie wyłączył telewizora.

Na pytanie, na czym polega różnica między bohaterem "Norymbergi" a poprzednimi postaciami, którymi się zajmował, reżyser wyjaśnia:

- Z pewnością jest od nich mądrzejszy, najbardziej złożony. W odróżnieniu od poprzedników, którzy byli w ciągłym pościgu, wciąż chcieli kogoś aresztować i nie zastanawiali się, dlaczego to robią, nasz pułkownik próbuje podsumować swoje życie. Nachodzą go refleksje, czy nie powinien odpowiedzieć za przeszłość. Przychodzi mu nawet do głowy tak szalony, szokujący pomysł, jak urządzenie procesu w Norymberdze dla komunistów. Chociaż, gdy ktoś wielokrotnie w życiu kłamał, nie jest do końca pewne, czy nie jest to kolejna maska, bo jest jeszcze coś do wygrania lub do załatwienia - i tę wątpliwość próbowaliśmy pokazać w spektaklu. Zapytany, dlaczego interesują go tak mroczne postacie z przeszłości, reżyser mówi:

- Bo nie możemy udawać, że ich nie było. Miały przecież w wielu dziedzinach decydujący głos i sprawczą moc. Na przykład co do zagranicznych wyjazdów, książek, filmów... Dzisiaj trochę to lekceważymy i mówimy, że to przesada. Niesłusznie. Przez wiele lat było milczenie, bo ludzie się bali. A tacy jak Stefan Kołodziej mieli władzę, siłę i byli bezkarni. Spektakl został zarejestrowany w jednym z warszawskich mieszkań. Zostanie pokazany w poniedziałkowym Teatrze Telewizji 11 grudnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji