Artykuły

Kaliskie otwarcie sezonu

Ostatnia więc - po Poznaniu i Gnieźnie - scena wielkopolska rozpoczęła nowy sezon. Teatr im. W. Bogusławskiego w Kaliszu podobnie, jak dwa pozostałe teatry dramatyczne, inauguruje działalność, mając nowe kierownictwo: dyrektorem została reżyserka Izabella Cywińska, a literacką odpowiedzialność za tę scenę ponosi odtąd znany badacz światowej awangardy teatralnej Andrzej Falkiewicz. I podobnie, jak tamte - na otwarcie sezonu wybrał sztuki polskich autorów. Z tym, że pozornie cofnął się w latach - gdy Poznań i Gniezno sięgnęli po teksty Jerzego Szaniawskiego, Kalisz przygotował "Wyzwolenie" Wyspiańskiego i "Moralność pani Dulskiej" Zapolskiej. Pozorność owa polega na sposobie inscenizacji, bardziej tu współczesnej, niż pokazana nam interpretacja twórczości Szaniawskiego...

Obejrzenie dwóch premier, dzień po dniu, jest wygodne w sytuacji, gdy wyjazd do Kalisza 2 braku powrotnych, wieczornych połączeń stanowi całą wyprawę. Czy nowa dyrekcja nie mogłaby skorzystać a doświadczeń Gniezna i, dysponując środkiem lokomocji swojej sceny objazdowej, przysyłać Autobusu po zapraszanych oficjalnych gości i recenzentów? Jest to przecież kilkadziesiąt osób! Wtedy i omówienia spektakli ukazywałyby się regularniej. Bo wygoda obejrzenia na raz więcej niż jednego przedstawienia ma to do siebie, że potem w krótkim felietonie popremierowym nie można wszystkiego zmieścić. Jak teraz. Starcza miejsca tylko na ogólną i zwięzłą opinię, podaną do wierzenia - bez możliwości argumentacji. I oddania sprawiedliwości trudowi poszczególnych aktorów.

"WYZWOLENIE" kaliskie w reżyserii i adaptacji Macieja Prusa jest jak gdyby dopowiedzeniem felietonu KTT z bieżącego numeru "Kultury". Felietonista atakuje głośną książkę Bratkowskich "Gra o jutro". Zarzuca im, że w swoich wywodach traktują Polskę niby kraj historycznie dziewiczy - nie Diorą zupełnie pod uwagę tradycji, która ustawicznie plącze się pod nogami, opóźniając wysiłki uwspółcześnienia naszego życia. Maciej Prus odrzucił z tekstu Wyspiańskiego wszystko, co nie wiąże się wprost z politycznym, ideologicznym wątkiem dramatu. W ciągu półtoragodzinnego widowiska prezentuje owe historyczne mity, które są rodowodem naszych wad narodowych.

Słyszymy więc pogłosy mistycznej wiary w wyjątkowe posłannictwo Polski, zapatrzenie się w husarską mocarstwowość, widzimy anarchię, cięrpiętnictwo, mętniactwo myślowe. A wszystko przybiera kształt religijnego uniesienia - liturgicznego obrządku. Jest nim barwna procesja. Stroje, dzwonki kościelne i śpiewy wskazują wprost, że tym pętającym umysły Polaków widmem przeszłości - czy przeszłości? - jest katolicyzm. I przegrana Konrada też nas nie martwi. Jego wiara w swoje nadczłowieczeństwo, dyktatorskie hasła - nazbyt przypominają zawołania wodzów, którzy chcieli zaprowadzić ład na sposób faszystowski...

Spektakl przy współpracy scenografa Łukasza Burnata zyskał zwartość i piękno malarskie go płótna. Ekspresja środków aktorskich nadaje mu zaś magiczne wręcz działanie - szczególnie na młodzież. Jest w tym coś z histerycznego, patetycznego krzyku Niemena, atakowania emocjonalnych doznań. Bo patriotyzm nie tyle z rozsądku wynika, ile z uczuć. I tu należy toczyć walkę o odrzucenie złej przeszłości. Jakże żałuję, że z braku miejsca nie mogę omówić świetnie zagranych ról przez Henryka Talara, Cezariusza Chrapkiewicza, Zbigniewa Bebaka, Szymona Pawlickiego i młodziutką Halinę Łabonarską, o której jeszcze głośno będzie w Polsce...

"MORALNOŚĆ PANI DULSKIEJ" także inaczej została odczytana przez reżyserkę Izabellę Cywińską, niż każę tradycja teatralna. Jest to obrona zaharowanej kobiety, utrzymującej dom nierobów, sztuka stała się bardziej tragedią niż farsą. Pierwsze dwa akty i sposobem interpretacji aktorskiej i pomysłami sytuacyjnymi zbliżają ten tekst Zapolskiej ku groźnej grotesce - gdzieś w sąsiedztwo Witkacego i współczesnych autorów, poprzez absurd wydobywających istotę zjawisk społecznych. Taka też jest nonsensownie zagracona przez scenografa Zofię Wierchowicz przestrzeń, w której poruszają się Dulscy: ładne w oddzielności przedmioty - nabierają poprzez nagromadzenie koszmarnej wymowy, więzienia w nich człowieka.

W akcie trzecim, gdzie kończą się rodzajowe sceny obyczajowe, a dochodzi do istoty konfliktu - zabrakło owego demonizmu. Jedynym łącznikiem pozostaje epizodyczna, ale jakże kapitalnie zagrana postać staruchy Tadrachowej - gra ją Ewa Mirska! W ogóle zdumiewa fakt, że tylu świetnych aktorów przywędrowało w tym sezonie do Kalisza i z innych, większych teatrów i prosto ze szkół! Cóż to znaczy świadomość, że tworzy się rzeczy ambitne, że można pracować z tak ciekawymi reżyserami, jak zaangażowani tu obecnie Maciej Prus i Helmut Kajzar!

Bo koncertową przecież grą jest zachowanie się małżeństwa Dulskich - Wandy Ostrowskiej i milczącego, a przecież wywierającego ciśnienie na nastrój całej sztuki Janusza Michałowskiego. Agresywność patologicznego rysunku Meli (Ewa Milde) i zepsutej Hesi (Joanna Orzeszkowska) nie ma nic wspólnego z dość skeczowymi postaciami pensjonarek. A budząca zwykle sentymentalne współczucie, uwiedziona służąca Hanka traci tu dzięki interpretacji Joanny Kasperskiej sympatię: obnażona zostaje jej chłopska zachłanność, gotowa jest handlować swoją krzywdą, byle dobrze zapłacono. Mieści się też dobrze w obsesyjnie erotycznej, freudowskiej atmosferze kaliskiego spektaklu.

Obydwie premiery Teatru im. W. Bogusławskiego są bardzo obiecującą zapowiedzią i nowego sezonu i programu, który sobie nakreśliła nowa dyrekcja tej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji