Artykuły

Bromba w sieci, także

Niedzielne popołudnie, dzień po premierze "Bromby w sieci" Macieja Wojtyszki. W Teatrze 6. piętro tłum kilkulatków pod opieką mam i ojców (w mniejszości), czasem ciotek i babć; najwidoczniej wujkowie i dziadkowie postawili na Kamila Stocha.

Nie sądzę, by młodzi widzowie znali "Brombę" z własnej lektury, większość ma jeszcze trudności ze składaniem liter. Bez ryzyka można założyć, że do Pałacu Kultury i Nauki przywiódł ich sentyment rodziców do książki z dzieciństwa, no i - rzecz jasna - skuteczna akcja promocyjna. We foyer nadnaturalnej wielkości Bromba cierpliwie pozuje do setek fotografii. Pozbawiona dziecięcego alibi (dzieci rodzinne i przyjaciół jakoś tak szybko powyrastały) ukradkiem fotografuję Brombę na tle modelowo nieudanych, "siedzących" rzeźb Reja i Kochanowskiego ze stałego wyposażenia PKiN.

Choć należę do pokolenia, które mogłoby się na "Brombie" wychować, jakoś mnie ominęło. Czy to z powodu prowincjonalnego poślizgu rodzinnego miasteczka, czy w ramach tajemniczego mechanizmu, który dziwnie często dzieli dzieciństwa na strefy wpływów Pollyanny albo Ani, Alicji albo Puchatka, braci Grimm albo Andersena, dość, że w kwestii "Bromby" uświadomił mnie dopiero kolega na pierwszym roku studiów (oddajmy koledze, co należne - kolega nazywa się Wojciech Majcherek). Ale wcale nie mam poczucia, że ta inicjacja dokonała się zbyt późno. Rzecz bowiem w tym, że opowiadania o "Brombie" i reszcie towarzystwa, z ich purnonsensowym dowcipem, z figlami na różnych piętrach języka, z satyrycznym zacięciem, ze skłonnością do filozofowania po nizinnemu dużo skuteczniej trafiają do dzieci cokolwiek już przerośniętych. Tymczasem "Bromba w sieci" jest sequelem chyba świadomie skierowanym do nieco młodszej widowni.

Mamy więc niezbyt skomplikowaną fabułkę, odwołującą się do rzeczywistości wirtualnej, są problemy dręczące użytkowników komputerów, są dość poczciwe strachy i duchy (w sam raz dla kilkulatków), jest walka na świetliste miecze, są gry słów, w których "planety" zamienione na "kotlety" wywołują żywiołową reakcję publiczności, jest dużo migających i kolorowych świateł. Od czasu do czasu aktorzy odwołują się wprost do widowni, co jest chwytem prostym, oczekiwanym i niebywale skutecznym. Nikt tu nie epatuje przemocą i nie sączy jadów, jest przyjaźnie i bezpiecznie. Wsad dydaktyczny zaprojektowano nie całkiem od rzeczy, zważywszy historię komputerowych katastrof, nie raz i nie dwa spowodowanych przez małoletnich szkodników.

W przedstawieniu pojawia się ledwie paru spośród bohaterów opisanych w literackim pierwowzorze. Nie jestem tylko pewna, czy w sympatycznej młodej damie, odzianej w różowe wdzianko fitness, perswadującej ze sceny tonem nauczycielki z telewizyjnego domowego przedszkola, da się jeszcze rozpoznać Brombę, "refleksyjną specjalistkę od mierzenia i ważenia wszystkiego". A przecież i "po latach także", wedle świadectwa Autora, Bromba była "nieustępliwa w byciu Brombą"; a mnie się w dodatku zdaje, że Bromba nie miała skłonności do gadulstwa. I zdaje mi się też, że skoro już postanowiono obniżyć wiek wtajemniczenia w Brombę, to może należało zaprosić na scenę nie Brombę człekoidalną, tylko Brombę z foyer. Bo spośród wszystkich bohaterów "Bromby w sieci" transfer do teatralnej, a przy tym człekokształtnej konkretyzacji, najlepiej znieśli długouchy Fikander i wielkooka Malwinka; pozostali (oprócz tytułowej Bromby - Pciuch i Kajetan Chrumps) stracili na swoistości. Mimo mikroportów ze sceny z trudem przebija się wszystko to, co tak ujmuje w lekturze. Oby dzisiejsi widzowie Teatru 6. piętro za jakiś czas zechcieli samodzielnie się przekonać, że "lepiej jest dowiedzieć się czegoś z książki, niż nie wiedzieć o tym wcale". Bo przecież "Nazwane przestaje być Nieznane".

Z tym wszystkim "Brombę w sieci" w Teatrze 6. piętro można rozpatrywać jako modelowy przykład, jak to się dzisiaj robi. Tekst z kanonu klasyki dziecięcej, komentowany kupletami. Autor, który nie dość, że dysponuje pełnią praw do rodowych sreber (tekst plus ilustracje), to jeszcze sprawnie reżyseruje. Młody zespół, sympatyczny, rozśpiewany i roztańczony. Miłe dla dziecięcego oka kostiumy, mnóstwo barw. Piosenka finałowa, która - jak należy - gładko wpada w ucho. Na telebimie nastoletni aktor z popularnego serialu, w obsadzie gorące nazwisko (tak się mówi?) szołbiznesu. Bromba na fejsie, Bromba w Centrum Nauki Kopernik, Bromba na słupach ogłoszeniowych. Ze zmywarki wyskakuje Bromba, do piwnicy strach zejść, bo pewno czai się Bromba, pies sąsiada poszczekuje "bromba, bromba".

A na koniec pozwolę sobie na prywatę (skoro Maciej Wojtyszko działa po sąsiedzku jako felietonista) i oświadczę uroczyście, że nigdy nie dałam wiary autorskiemu odwołaniu po latach (także). Nie mam wątpliwości, że Auspicje leżą niedaleko Krakowa. Kiedyś tam pojadę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji