Artykuły

Małe i duże cele Fausta

Żądać od Szajny "posłuszeństwa" autorowi to urągać jego sztuce. Jest to truizm zbywany jednak zbyt lekko; wydaje się tak oczywisty, iż można o nim zapomnieć. I zawsze z jakiejś tam okazji pisze się o nieprzystawalności (czy przystawalności) teatralnej wizji tego artysty do dzieła, które bierze na warsztat. Solidarne utyskiwania zarówno zwolenników, jak i przeciwników warszawskiego "Fausta" też zdają się mieć ten podtekst: cóż znaczyć mają zalety artystyczne scenografii, skoro ich związek z dziełem Goethego nie jest jasny.

Ale to nie jest sprzeczność tak prosta, tak tradycyjna: świetne dekoracje i kolidujące z nimi słowo. Przerost formy i niedostatek treści. Nie na darmo wspiera Szajnę w programie przedstawienia Anna Boska wybranymi fragmentami z notatek niemieckiego Mistrza: "Forma nigdy nie jest pozbawiona treści". U Szajny maksyma się sprawdza, tyle że co nazwać można w tym spektaklu treścią, i formą pochodzi wyłącznie od artysty plastyka, wszystko ponadto to tylko ,,pustka i nieforemność".

Sformułowanie "artysta-plastyk" nie oznacza w tym kontekście tyle co "scenograf", czyli autor dekoracji i kostiumów czy nawet organizator przestrzeni scenicznej. Tak jak "Reminiscencje" dowiodły ostatecznie jak wiele w malarstwie Szajny jest teatru, "Faust" - dobitniej może niż dzieła wcześniejsze, bardziej nawet udane - potwierdził jego prawo do tytułu plastycznego inscenizatora. To co w "Fauście" atakuje nasz wzrok, a przez wzrok nie tylko emocje ale i intelekt, nie ogranicza się do zabudowania sceny mniej czy bardziej znaczącym rekwizytem. Także aktor jest tu niezbędny, aktor lub po prostu człowiek. Ten którego działania i istnienie określają osaczające go przedmioty, i który nawzajem, samą swą obecnością, nadaje życie przedmiotom. Szary bohater z obandażowaną głową, człapiący przez scenę w więziennych sabotach; breughelowskie ożywione stwory; naga Małgorzata, ni to Wenus, ni wyidealizowana niewinność (po raz pierwszy tak popularna ostatnio na scenach nagość czy półnagość tłumaczy się w sposób logiczny); Małgorzata dusząca się pośród ogromnych worów, Faust w obliczu śmierci. Zrodzone z zaskakującej wyobraźni Szajny obrazy łatwo opisać, trudniej w sposób jednoznaczny określić ich metaforyczny sens. Nie ma w tym zarzutu raczej pochwała i wyznanie własnej słabości. By oddać słowami w sposób jako tako adekwatny dzieło sztuki (może się ono podobać lub nie, nie umniejsza to jego wartości) trzeba być poetą. Może nawet Goethem.

Prawdziwym artystom, artystom nie z wykształcenia, nie z zawodu lecz z bożej łaski, rzadko udają się komentarze, jakimi na bieżąco opatrują swą twórczość. Nie jest więc chyba zaskakujące, że wszystko co w przedstawieniu warszawskim stanowi jakby wyjaśnienie spraw, o których mówić ma plastyka, brzmi tak płytko i mało ważnie. Paradoks polega jedynie na tym, że owym komentarzem, komentarzem aż do wstydu banalnym, staje się właśnie spreparowany przez Szajnę - reżysera i Szajnę - adaptatora tekst Goethego.

Inscenizacja plastyczna oraz wyrażona przez słowo i sytuacje reżyserskie idea dzieła są tu w istocie nieprzylegalne. Nie dlatego, że jedno nie tłumaczy drugiego. I nie dlatego, że jedno lub drugie nie jest wierne z Goethowskim oryginałem. Plastyka niesie wiedzę o świecie na miarę współczesnego moralitetu, jest wersją "Fausta", wyrosłą zresztą zarówno z inspiracji literackich jak malarskich. Nie jest ta wizja zniekształceniem utworu jest trawestacją motywu. Trawestacją wysokiej rangi.

Ale Szajna jej jakby nie dowierza, lub może nie wolno mu było do niej się ograniczyć skoro rzecz dzieje się nie w pantomimie, lecz w normalnym dramatycznym teatrze, gdzie trzeba akcji, dialogów i w miarę logicznych działań. Szajna określa, przestawia, tekst Goethego, "uwspółcześnia" myśl i namawia do uwspółcześnienia przekładu Macieja Z. Bordowicza. Nie zmienia radykalnie fabuły i zachowuje postaci głównych bohaterów, choć podkłada pod nie nowy mit. Czy raczej usiłuje podłożyć.

To co pisze bowiem o sensie postaci w programie (Faust - bohater zbuntowany przeciw światu, który sam stworzył i który go przerósł, Mefisto - dionizyjski element jego natury, Małgorzata - śmierć) nie znajduje potwierdzenia w przebiegu przedstawienia. Albo brzmi płasko jak stwierdzenie, iż breughelowska scena w Piwnicy Auerbacha jest "egzemplifikacją antyintelektualizmu".

Wszystko co pochodzi od tłumacza, od opracowującego tekst i od reżysera przeczy więc tak samo utworowi Goethego jak i plastyce Szajny. Jest drugiego naiwnym wykładem a pierwszego brykiem. Nie jest, jak chcą niektórzy niezrozumiałe; raczej żenująco proste. Gdyby tekst przyrządzony przez Szajnę i Bordowicza, opatrzony wskazówkami dotyczącymi większości aktorskich działań - poza tymi, które naprawdę wkomponowane są w plastykę - oddzielić od malarskiej inscenizacji (co choć zda się paradoksalne jest możliwe i jest największą porażką Szajny) i wystawić w innych dekoracjach, podobnych warszawskim, niemożliwym zresztą do podrobienia (co jest największym Szajny zwycięstwem), "Faust" ów stałby się po prostu miejscami zręcznie napisaną polską obyczajową sztuką współczesną. Jest nią zresztą mimo wszystko i w Teatrze Polskim.

Bo przecież nie mogła wystarczyć przy budowaniu spektaklu sama artystyczna intuicja Szajny. Nie mógł poprzestać na naszkicowaniu na papierze swej scenicznej wizji. Sam tekst, nawet tak zniekształcony, domagał się choćby podczas prób czytanych interpretacji określonych i jasnych. Trzeba było przeprowadzić analizę ideologii i filozofii wprost, by jako tako dogadać się z aktorami. Wyjść poza ogólnikowe stwierdzenia o postaciach-symbolach. Ustawić role.

I to okazało się zgubą Szajny-artysty. O czym jest bowiem ta wykoncypowana przez Szajnę-reżysera przypowieść? Nie wychodzi poza ramy obyczajowego obrazka. I jakże łatwo ją odczytać poprzez krajowe realia (nie doświadczenia a realia).

Jest więc bohater tytułowy. Antyromantyczny. Typowy. Ma charakterystyczną dla naszej szerokości geograficznej przeszłość - prawdopodobnie hitlerowski obóz. Jest intelektualistą; trochę naukowcem, trochę filozofem, trochę artystą. Wojna zachwiała prawdami, które uważał za niepodważalne. Popadł w sceptycyzm, w melancholię. Nawiedzają go straszne wspomnienia, stara się je uogólnić w jakieś prawidłowości światopoglądowe. Nie rezygnuje z głębokich refleksji i pisania wierszy. Uważa zapewne, że także pod względem naukowej i artystycznej kariery los go pokrzywdził. Dzieli się - na szczęście niezbyt wyraźnie i głośno - swym doświadczeniem i poezją z widownią:

Duchy!

Jak lodowiec pełza

oddech wasz po ziemi

(...)

już smakuje mnie jęzorem

jak wzgórek kamieni...

Choćby nawet język

chciał o potomnych pleść uczoną ślinę...

A gdy zechcę

zduszę

rozplenioną gardziel

wszystkich, które chłepcą

jasny przestwór

sztormów...

Zjawia się Mefisto. Dziwacznie ubrany, demagogiczny, jakiś kolega z dawnych lat młodości? Styl życia Fausta nieco pustelniczy, zda mu się pozbawiony sensu ("facet, który podobnie jak ty uprawia spekulacje, jest jak wół roboczy zaprzęgnięty w kierat"). Prowadzi Fausta "w Polskę". Pawlik namawiany do nęcącej wyprawy wygląda jak wyrwany ze snu spokojny urzędnik, wyciągany przez sąsiadów na pijacką orgię. Ale potem nie czuje się aż tak źle. Przejmuje nawet odpowiedni język. Postanawia uwieść Małgorzatę:

FAUST Słuchaj ja ją muszę mieć

MEFISTO Dlaczego tę akurat?

FAUST Krótko węzłowato jeżeli ta mała jeszcze dzisiaj w nocy nie prześpi się ze mną...

MEFISTO Czy na te figle nie za wczesna pora...

FAUST Zostaw mnie samego.

Mimo buńczuczności, jaką przejawia w rozmowie z Mefistem, ma Faust skrupuły i kompleksy typowego "Polaka w delegacji". Na ten trop naprowadza m.in. dialog przypisany tu Faustowi i Małgorzacie:

MAŁGORZATA A wy mój panie ciągle tak w podróżach?

FAUST Obowiązki zmuszają, no, zawód taki.

W tym też tonie utrzymane są przekomarzanki z "podrywaną":

FAUST To choćby - dorywczo - niedzielny kochanek (...) w nocy MAŁGORZATA To nie jest zwyczaj przyjęty w naszym kraju

i dalej, w śmiałej pieszczocie:

Proszę mi wybaczyć, lecz takie mam wrażenie że pan mnie adoruje, żeby ze mnie zakpić.

Leżąc na ziemi i kładąc mu rękę na swej piersi:

Zaczęłam już myśleć

że mógł pan zauważyć w moim zachowaniu

coś co niezbyt przystoi tak młodej dziewczynie.

FAUST Skarbie

MAŁGORZATA On mnie kocha... Dreszcze czuję

dreszcze (...)

FAUST Ty szelmo maleńka

MAŁGORZATA - po fakcie - Co sobie taki

człowiek może o mnie pomyśleć

Romans zawiązany i prowadzony w duchu tak farsowym znaleźć może właściwy epilog jedynie w przekleństwie brata Małgorzaty:

Po prostu jesteś k...

i nic cię już lepszego

nie spotka póki żyjesz

(nie wiadomo tylko dlaczego akurat Faust za fakt ten ponosić ma odpowiedzialność, skoro z wcześniejszego zachowania Małgorzaty nie

wynika, by właśnie on miał być pierwszym jej mężczyzną.)

Natomiast wszystko co potem - z woli nie reżysera już a inscenizatora plastycznego - spotka obydwoje bohaterów, zda się w stosunku do tego flirtu sprawą zbyt poważną.

Jest w tym poza przekładem i pewnymi ryzykownymi pomysłami reżyserskimi także wina ustawienia ról głównych protagonistów.

Z Mefistem sprawa jest prosta; mimo swej obecności na scenie postać ta w zasadzie nie istnieje. Ogłupiony już samym kostiumem, nie wsparty odpowiednim aktorstwem nie pełni on żadnej roli poza błąkaniem się po scenie. Z Faustem jest inaczej. Gdy pojawia się po raz pierwszy w wielkiej przestrzeni, zagubiony i milczący, przypuszczać można że istotnie będzie owym, tak z pozoru niewiele znaczącym Każdym naszego czasu. Nawet obsesyjne reminiscencje oświęcimskie wydają się tu konieczne. Przejmujący jest ten mały człowiek wśród wielości rzeczy, pośród strupieszałych duchów wstających ze stołów sekcyjnych, osaczony, bezradny w świetle kolorowych reflektorów. Bohater szary i pełen lęku. Czy antyromantyczny jak chciał Szajna? Zapewne, w tym najbardziej banalnym sensie, jaki nadajemy słowu "romantyzm". Ale mimo swego uniformu i przeciętności, a może właśnie dzięki nim, patetyczny. Lecz gdy Faust zaczyna mówić, gdy z ust jego raz po raz wyrywa się grafomański banał, kiedy akcja zaczyna rozwijać się wedle schematu, jaki przedstawiono wyżej - wrażenie to mija bezpowrotnie. Bronisław Pawlik jest świetnym aktorem, ale w spektaklu Szajny (który musi być rodzajowi jego aktorstwa obcy), stworzył postać mierną, przeciętną w zbyt już dosłownym sensie. Nie spełnił warunku podstawowego: nie miał w sobie nic z tragizmu, bez którego nie można się chyba obejść jakby nie ustawiać tej roli. Tragiczność zastąpił troską. Rodzajem zrzędliwej melancholii, właściwej odludkom i pechowcom.

I tak spektakl składa się jakby z dwu warstw, tak dalekich sobie rangą, że aż żal, iż są dziełem jednego artysty. Gdyby zresztą wyliczać pedantyczniej, to warstw tych byłoby więcej, przynajmniej cztery. Rozgraniczyć by tu bowiem można jeszcze to wszystko co wynika po prostu z maniery inscenizatora, wielorakie "szajnizmy" o niedocieczonym sensie (kostium Mefista), których jest tu wszak mniej niż w innych jego spektaklach. A tak­że to wszystko co wyrosło z nieczęstej umiejętności wykorzystywania wszelkich środków teatru. Prostych a oszałamiających, z których zrezygnowaliśmy może zbyt pochopnie. Ten spektakl, w którym stale coś płonie, dymi, wyjeżdża, przywodzi na myśl dobre stare czasy, gdy umiano się jeszcze cieszyć sprawną maszynerią.

Ale jakby nie oceniać poszczególnych pomysłów czy rozwiązań, nie układają się one w całości, jaką wymarzył sobie twórca. Niewątpliwie jedną z przyczyn była też chęć uwspółcześnienia przekładu - zbyt natrętna. Istnieją sprawy, o których lepiej mówić w sposób staroświecki niż najnowszą nawet pseudogwarą. Pisał Craig, iż reżyser "musi dbać o to, by akcja i sceneria były stosowne do wierszy i prozy, do treści i piękna tekstu." Dla Szajny maksyma ta, przynajmniej w cytowanym sformułowaniu, musi brzmieć już zbyt tradycyjnie. Wydaje się jednak, że gdyby odwrócić w cytacie porządek czy hierarchię tej zależności, wskazanie byłoby mu bliskie. Choć "Faustem" tego nie potwierdza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji