Artykuły

Swietłana to mój teatr. Rozmowa z Przemysławem Wojcieszkiem

- Poznałem wiele osób, dla których słowiańskość jest obciążeniem. Polak, który trafia do Ubera, czuje się zdegradowany społecznie. Musi się na nowo określić, wywalczyć swoje miejsce. I szuka czegoś, co będzie dowartościowaniem jego nędznej egzystencji - stąd sen o słowiańskiej piękności, która usprawiedliwi i przekreśli jego upodlenie - Magdalenie Piekarskiej opowiada Przemysław Wojcieszek.

Magdalena Piekarska: Wciąż jeździsz po Berlinie uberem?

Przemysław Wojcieszek: Nie, teraz pracuję w Amazonie i kochają mnie tutaj. Zresztą gdziekolwiek trafię, okazuje się, że ujawniam nieodkryty wcześniej talent: byłem niezłym kierowcą Ubera, teraz jestem genialnym doręczycielem przesyłek Amazona - dostarczam je tam, gdzie inni nie dają rady. Zarabiam nieźle, pracuję od poniedziałku do piątku. Mimo to już trzykrotnie chciałem się stąd zwolnić - za każdym razem przełożonym udało się mnie ubłagać, żebym nie odchodził. Nie ma tu mobbingu, traktują mnie świetnie. Ciężko odejść z roboty, w której po dwóch tygodniach dostajesz regularną umowę o pracę ze wszystkimi świadczeniami. I chociaż dziś berlińska premiera "Swietłany" to mój priorytet, muszę z czegoś żyć. Moimi szefami są Turcy, pracując z nimi stałem się niemal członkiem tureckiego klanu - nie chcę tego rzucać, choć innej pracy w Berlinie jest mnóstwo. Serio, to  ziemia obiecana.

A skąd się wzięła "Swietłana"?

Kiedy przyjechałem do Berlina, zacząłem od pracy w Uberze. To korporacja, która okrada kierowców, najgorszy shit job świata - zabiera ci około siedemdziesięciu procent zarobków. W dodatku pracujesz bez umowy, rozbój w biały dzień. No ale z pożytecznych kompetencji miałem wtedy tylko prawo jazdy, więc wymyśliłem, że będę jeździł. Za pieniądze, jakie ci płacą, nie jesteś w stanie się utrzymać, musisz robić lewizny. W pewnym momencie jeździłem tylko w nocy, między osiemnastą a szóstą rano. I szybko odkryłem, jakich ludzi i o jakich porach wożę - najpierw wracają z zakupów do domu, później masz kursy do knajp, potem z knajp, nad ranem jeździsz na lotnisko. I jest taka pora między pierwszą a trzecią w nocy, kiedy wozisz prostytutki. Bardzo szybko je rozpoznajesz. Z niektórymi się dogadujesz, proponujesz, że zabierzesz je po pracy z powrotem, ale na lewo, wyłączając apkę. Tak robiłem, żeby nie umrzeć z głodu. Stąd pomysł tego tekstu.

Czyli wziął się z życia?

Z doświadczenia. Uznałem, że nie ma w tej chwili tekstu, który by próbował oddać położenie ludzi kultury, których status w Polsce zmienił się z powodów politycznych. "Swietłana" to próba zapisania tej wyraźnej, świeżej zmiany. Próbowałem jej nadać formę fabularnej opowieści teatralnej, opatrując ją refleksją o współczesnej Polsce.

Ale nie byłoby tego tekstu, gdybyś nie wyjechał z Polski. Dlaczego wyjechałeś?

Mogłem zostać, tylko że tu musiałbym podejmować neutralne politycznie i społecznie tematy. W środowisku moja decyzja jest dosyć niespotykana - większość moich znajomych z branży, jeśli wyjeżdża, to raczej do Warszawy. Do Berlina owszem, na rezydencje artystyczne. Ze mną było inaczej - pojechałem tu szukać roboty, jakiejkolwiek. Do moich ostatnich realizacji musiałem dopłacać z własnej kieszeni, wpadłem w spiralę długów. Podjąłem decyzję o  wyjeździe, kiedy zrozumiałem, że w Polsce diametralnie się zmienia miejsce ludzi robiących sztukę. Odczułem to na własnej skórze: próbowałem robić filmy i  spektakle komentujące rzeczywistość, wydawało mi się to ważne, ale szybko zdałem sobie sprawę, że jestem w tym odosobniony, bo podobnych realizacji, próbujących na bieżąco opisać, scalić i zrozumieć to, co się dzieje, powstaje coraz mniej. Teraz mam jeszcze bardziej pod górkę - mój bagaż doświadczeń jest dla berlińczyków bardzo hermetyczny. Próbuję wyjaśnić im i sobie samemu, co się z nami stało, zuniwersalizować moją sytuację. To trudne, bo kiedy przekraczam granicę między Polską a Niemcami, moje doświadczenie przestaje kogokolwiek obchodzić.

co próbujesz im powiedzieć?

Że państwo stało się moim wrogiem. Że artyści, którzy doświadczają tej wrogości, są odcinani od możliwości zarabiania. Że wymaga się od nas zbyt wielkich kompromisów - żeby przetrwać w Polsce, musiałbym robić rzeczy, które kompletnie mnie nie interesują, błahe, głupie, często szkodliwe. Że sytuacja w Polsce jest toksyczna, i choć są miejsca, gdzie próbuje się robić rzeczy twórcze i ciekawe, to ogólny klimat umysłowy jest duszny. Dlatego właśnie, mając do wyboru Warszawę i Berlin, wybrałem to drugie. I ponoszę tego konsekwencje - z perspektywy Berlina Polska wydaje się egzotycznym, nieatrakcyjnym sąsiadem, zbyt mało próbującym zaistnieć. To w dużej mierze wina polskich władz, bo PiS, cementując władzę nad kulturą, doprowadziło do zerwania kontaktów między krajami, wymiana między instytucjami zamarła.

Przez lata byłem przyzwyczajony do niezależnego działania, stwarzania sobie samemu możliwości pracy. Teraz też tak jest - wyjazd nie oznacza rozstania z teatrem, przeciwnie, chcę wystawiać sztuki w Berlinie. Nie piszę do szuflady.

Przy czym przyjechałem do roboty. Tak zakładałem od początku - jeśli chcesz poznać nową rzeczywistość, musisz pojawić się w charakterze jej aktywnego uczestnika. Dopiero wtedy dowiadujesz się, jak ten świat działa od spodu, jaką rolę w nim odgrywają emigranci, także Polacy. Jako twórca w Polsce przez lata byłem traktowany ulgowo, udawało mi się przetrwać robiąc teatr i film. Nagle to się skończyło, poczułem mocny kopniak. Pomyślałem, że obrócę to doświadczenie w coś pozytywnego, tym bardziej że moja porażka jest reprezentatywna dla całej grupy - ludzi zwolnionych z mediów, wyrzuconych z teatrów, pozbawionych szans, żeby robić swoje. Rola kultury się zmieniła - próbowaliśmy występować w roli inteligenckiego sumienia narodu i nagle okazało się to niepotrzebne. W oczach władzy i ludzi, którzy za nią stoją, artysta w najlepszym przypadku jest pajacem, którego zadaniem jest zabawiać widownię. Jeśli traktuje sztukę poważnie, jego próby zinterpretowania świata i tak wydają się nieistotne. Możesz realizować taką narrację wyłącznie poza systemem, dorabiając fuchami. A ja nie chcę i nie umiem udawać, że mieszkam na jakiejś bezludnej wyspie. Generalnie emigracja wydawała mi się zjawiskiem obcym, ale Berlin jest na tyle blisko Wrocławia, że zachowuję kontakt z Polską i zyskuję świeższe spojrzenie. Jak się odrobinę oddalisz, znikają śmieci informacyjne i widać odrobinę więcej.

Co widać z Berlina?

Wygląda to wszystko źle. Demokracji jest coraz mniej, protesty są w zaniku, trwa rozpaczliwe zbieranie pieniędzy w internecie na rozmaite inicjatywy, a społeczeństwo jest coraz bardziej pogodzone z tym, co się dzieje. Inicjatywę przejmują siły mocno konserwatywne, a Kościół okazuje się silnym graczem i nie ukrywa już, że walczy o władzę. Niestety, wszyscy wokół nas opuścili - rozmawiam z Niemcami, którzy interesują się Polską, wielu z nich jeszcze kilka lat temu próbowało włączyć się we wspieranie demokracji. Dziś są przekonani, że w polską politykę nie warto się angażować, skoro rządy PiS mają tak szerokie poparcie, że nie ma sensu wspierać naprawy systemu, jeśli sami Polacy nie mają na to ochoty. Zostaliśmy sami.

W odczuciu większości nie dzieje się więc nic złego. I to jest na rękę rządowi, który robi kolejne kroki w tył, osłabiając relacje z sąsiadami, wycofując się z Unii Europejskiej. Nikt nie myśli o Polsce w  kategoriach wspólnego dobra, ale w kategoriach dostępu do pieniędzy, do decyzji. Można się śmiać z Wojcieszka, który woli jeździć Uberem po Berlinie, niż robić serial w Warszawie, ale ja sam mam poczucie, że robiąc ten serial, coś bym tracił. Największym wyzwaniem jest dziś dla mnie nie stracić kontaktu z polską widownią - przekleństwem węgierskich artystów, utrzymywanych dziś przez rozmaite fundacje na Zachodzie, jest to, że ich twórczość nie dociera do rodzinnego kraju. A choć "Swietłaną" opowiadam Niemcom o tym, co się dzieje w Polsce, jest to też tekst skierowany do Polaków, w którym próbuję uchwycić doświadczenie emigracji dwudziestego pierwszego wieku, takiej bez tobołków, z otwartą granicą, całkowicie legalnej.

W "Swietłanie" opowiadasz o sobie?

A o czym mam pisać? Zapisuję doświadczenie kogoś, kto musi się przeorientować w  życiu, przy czym nie wynika to z indywidualnej decyzji, ale z  szerszych polityczno-społecznych procesów. To nie jest kwestia wybujałego ego - rzeczywistość sprawia, że staję się bohaterem historii, a moje doświadczenie dotyczy wielu innych ludzi.

Nie sposób czytać "Swietłany", nie mając Z tyłu głowy całej polskiej literatury emigracyjnej, Z Gombrowiczem i Głowackim na czele.

Bez przesady - rozmawiamy o tym tekście, "Dialog" go drukuje, przygotowuję premierę. W latach sześćdziesiątych czy osiemdziesiątych nie byłoby to możliwe, a samo doświadczenie emigracji byłoby o wiele bardziej destrukcyjne. Mieszkam w mieście, które kocham, bo kocham tę mieszankę kultur. Mimo drobnych kryzysów czuję się tu świetnie, idę do pracy i jestem w stanie się z niej utrzymać, co więcej, wysyłam kasę do Polski. Nie pracuję w kopalni, nie niszczy mnie ta praca, nie odbiera chęci do życia. Odkrywam na nowo ekscytujące miejsce, do którego przyjeżdżałem wcześniej jako artysta-hipster. Nadal poruszam się w tych kręgach, ale to doświadczenie jest szersze, głębsze, kiedy uczestniczę w nim jako obywatel, który płaci podatki. My, współcześni polscy emigranci, jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji. Polacy mają skłonność do narzekania na swój los, ale nie przesadzajmy - owszem, mieliśmy zabory, ale nawet one nie zniszczyły naszej świadomości, języka, kultury. I częściej byliśmy agresorem, to  my kolonizowaliśmy inne społeczności. Obecnie cały problem w  tym, że nie wykształcił się w Polsce stabilny system polityczny, który stałby na straży demokracji. Ale może taki nasz los? Chiny czy Rosja nie mają demokracji, co nie przeszkadza im istnieć.

Będąc w Berlinie, mam nieustanny feedback z Polski, spotykam się z przyjaciółmi, podróżuję bez przeszkód do kraju. Jasne, emigracja zawsze jest alienująca, ale w dużo gorszej sytuacji są dziś ludzie z Syrii, Afganistanu, Turcji, którzy ponoszą wielokrotnie większe obciążenia. Są też bardziej zagubieni - profesorowie uniwersytetów syryjskich jeżdżą na Uberach, w Amazonie pracują młodzi absolwenci akademii muzycznych. I wszyscy mierzą się z poczuciem oderwania od własnej kultury. Te kraje zostały potraktowane przez historię w sposób okrutny, a nam, Polakom, tylko się wydaje, że spotkało nas coś podobnego. Dziś w Berlinie mogę podjąć każdą pracę, jedynym ograniczeniem jest znajomość niemieckiego i to, że nie chcę pracować w korpo, ale to mój wybór. To też wybór ideowy - nie chcę funkcjonować w świecie, który wymaga zbyt wielkich kompromisów. Jestem więc wolny. Tyle że ludzie dziś coraz częściej nie chcą wcale wolności, wolą poczucie stabilizacji.

Otwierasz nowy polski teatr w Berlinie?

Już to właściwie zrobiłem, niezależnie od decydentów od kultury. To mnie uszczęśliwia. Polski teatr w Berlinie ma bogate tradycje, świetnie działał w latach dziewięćdziesiątych. Były to jednak inne czasy, dominował temat ówczesnej emigracji. Pora teraz przestać dramatyzować i zrobić coś, co byłoby pożyteczne. Zaplanowałem premierę w Klubie Polskich Nieudaczników, po niemiecku z polskimi napisami. Chcę potem jak najszybciej doprowadzić do polskiej premiery we Wrocławiu. Jestem ciekaw, jak Berlin przyjmie moją opowieść. Wszystko to wydaje się niewiarygodne, karkołomne, ale stopniowo się konkretyzuje.

Jaki będzie ten polski teatr w Berlinie?

Chcę stworzyć miejsce, w  którym w sposób niezmanipulowany i szczery będzie mówiło się o tym, jak się zmienia Europa. Chcę zapisywać swoje życie, a poprzez nie portretować całą generację twórców. Po to, żeby zrozumieć, co można zmienić, jak się sprzeciwić. Dążę w tym do porozumienia nadgranicznego, przed którym polskie instytucje się zamykają. Nie chodzi o bicie piany na temat zbliżenia z Niemcami, ale o czysto pragmatyczną stronę - w zglobalizowanym świecie, kiedy państwa nie mają już takiego znaczenia, rezygnacja z porozumienia wydaje się samobójczym krokiem. Dziś wiem, że sobie poradzę. Zniknęło poczucie beznadziei, które towarzyszyło mi przez lata we Wrocławiu. Bo wszystkim moim działaniom w ostatnich latach, czy to związanym z teatrem, czy serialem "Czarne Pola", towarzyszył strach i poczucie, że lecę głową w dół, choć wciąż próbuję się podnieść. Berlin uratował mi głowę, tu uwierzyłem, że będzie dobrze - ta refleksja, choć banalna, jest fundamentalnie istotna. Nie da się przecież zbudować przyszłości w oparciu o kłamstwo, strach, szantaż, pogardę. Jeśli się zgnoi część społeczeństwa, nie da się zbudować dobrobytu. Klimat umysłowy jest szalenie ważny, a ja mam wrażenie, że Polska straciła optymizm, który jest dominującym przekazem społecznym w Berlinie. To oczywiście może się zmienić, miasto nie jest wolne od rasizmu i innych problemów, które dotyczą całej Europy. Ale daje też wiarę, że będzie dobrze, bez której nie umiem funkcjonować.

Kim jest właściwie tytułowa Swietłana, ta rosyjska, tajemnicza, piękna, przaśna i  egzotyczna Zarazem prostytutka, którą wozi po Berlinie twój bohater?

To  skrzywione odbicie jego pragnień i  kompleksów dotyczących słowiańszczyzny. Zauważyłem, że Polacy przyjeżdżający do Berlina często czują się gorsi od miejscowych, choć nie doświadczają z ich strony jakiejś otwartej wrogości. Poznałem wiele osób, dla których słowiańskość jest obciążeniem. Polak, który trafia do Ubera, czuje się zdegradowany społecznie. Musi się na nowo określić, wywalczyć swoje miejsce. I szuka czegoś, co będzie dowartościowaniem jego nędznej egzystencji - stąd sen o słowiańskiej piękności, która usprawiedliwi i przekreśli jego upodlenie. Swietłana to mój

teatr - przyjeżdżam do Berlina, patrzę na kolegów z pracy i myślę: "jestem inny, lepszy, bo mam swój teatr". Może mi się ten teatr nie udać, jasne, ale mam się czego trzymać. To rodzaj fikcji, którą sobie fundujemy, żeby podkolorować nędzę swojego życia. Nie wiemy przecież, czy ta Swietłana wydarzyła się naprawdę. Tak jak mój teatr, jest marzeniem - wydaje się nieosiągalna, nieuchwytna, a jednak determinuje życiowe wybory

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji