Artykuły

O dwóch takich co żyli w Belfaście

"Mojo Mickybo" w reż. Wiktora Rubina z Teatru Krypta w Szczecinie na V Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Monika Wąsik w serwisie Teatr dla Was.

Sztuka Owena McCafferty'ego to opowieść o przyjaźni, dojrzewaniu oraz wyrastaniu ze złudzeń i dziecięcych fantazji. Choć kontekst polityczny jest tu jedynie tłem całej historii, to jednak w ostateczności bezpośrednio wpłynie na relacje między bohaterami. Świat beztroskich zabaw musi się kiedyś rozpaść.

Wiktor Rubin, reżyser szczecińskiego spektaklu, umieszcza aktorów w pustej przestrzeni. Nie ma tu dekoracji, każdy - nawet najmniejszy - rekwizyt zostaje przedstawiony za pomocą gestu. Miejsca akcji zmieniają się często - raz jest to dom Mickybo, innym razem ulica, szałas, park lub most. Scenografia słowna pozwala bohaterom pokazać wszystkie sceny w bardzo szybkim tempie, a mimo to z dużą dokładnością. Dekoracja "wygrywana" przez aktorów za pomocą ich ruchu, mimiki i prowadzonych dialogów, jest perfekcyjnie dookreślana, a jednocześnie inna dla każdego z widzów. To właśnie publiczność zmuszona zostaje do samodzielnego konstruowania spektaklu. Trzeba tu, nie tylko, wyobrazić sobie scenografię, ale i bohaterów. Paweł Niczewski (Mojo) i Grzegorz Falkowski (Mickybo) wcielają się łącznie w kilkanaście innych osób. Odtwarzają charakterystyczne cechy zachowania, sposób bycia i reakcje postaci, z jakimi stykają się na co dzień. Każdy z granych przez nich bohaterów jest w jakiś sposób charakterystyczny. Mimo tak dużej różnorodności typów zachowań i osobowości, aktorom z powodzeniem udaje się wcielić we wszystkie postaci. Niczewski, piskliwym głosem odgrywa rolę matki, po czym chwilę później staję się osiedlowym bandziorem.

Aktorzy przekazują widzowi tylko podstawowe dane. Ta "pokazywana" scenografia urzeka swoją prostotą - nie jest natrętna i przerysowana. Doskonały warsztat aktorski pozwala przez cały czas kontrolować role i nie pozwala im wymykać się z pewnych ram. Razić może jednak pewna dysproporcja w rozmieszczeniu akcentów muzycznych oraz wykorzystaniu oświetlenia. Dopiero w połowie spektaklu pojawia się pierwszy motyw muzyczny. Od chwili występu Franka Sinatry, muzyka będzie pojawiała się w wielu innych momentach. Pierwsza połowa spektaklu jest muzycznie niema. Także wykorzystanie oświetlenia jest w tej części dość monotonne. Za mało więc zabawy światłem, prób wykorzystania go jako dodatkowego atutu, budującego tę opisową scenografię. Sceny z kinowym ekranem to zbyt prosty i - za drugim razem - nużący już chwyt. Znakomita scena pojedynku Butcha Cassidy'ego i Sundance'a Kida z wrogami jest doskonałym przykładem wykorzystania muzyki, światła i ruchu. Scena jest doskonale skonstruowana. Takiej kompozycji brak w przebiegu całego spektaklu i pod tym względem można uznać go za nierówny.

Wojna domowa w Belfaście to oczywiście jedynie tło przygód Mojo i Mickybo. Jednak, o ile na początku spektaklu temat zamieszek w ogóle się nie pojawia, to od pewnego momentu wątek ten zaczyna narastać. Śmierć ojca Mickybo jest jednocześnie końcem przyjaźni z Mojo. Czar przyjaźni - bez względu na wszystko- prysnął.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji