Artykuły

O przemocy - półgębkiem

„Spektakl dyplomowy, czyli kilka piosenek o przemocy w teatrze" w Teatrze Nowym Proxima. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

„Spektakl dyplomowy, czyli kilka piosenek o przemocy w teatrze" w Teatrze Nowym Proxima. Spektakl powstał w ramach II edycji programu Laboratorium Nowego Teatru. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.


Z dzieła pod tytułem „Spektakl dyplomowy, czyli kilka piosenek o przemocy w teatrze" niewiele dowiemy się o tym, co najciekawsze, czyli o doświadczeniach osób biorących w nim udział.


Temat ważny i aktualny, omawiany szeroko, nie tylko w środowisku teatralnym (np. sprawą teatru Bagatela zajmowały się chyba wszystkie media). Na spektakl w Teatrze Nowym Proxima szlam więc z dużymi oczekiwaniami i ciekawością. Co o przemocy w teatrze mają do powiedzenia artyści młodzi, dopiero na początku drogi?


Wiadomo, że początkujący nie mają łatwo. Nie mają dorobku, żadnej karty przetargowej, muszą wykazywać się determinacją, by zacząć coś robić. Choćby czytanie, choćby niszowy projekt za niewielkie pieniądze. W dodatku działają zwykle jako freelancerzy, co wiąże się z brakiem bezpieczeństwa finansowego. A pandemia spowodowała, że system się wywrócił i wiele osób straciło nie tyle nawet pracę, ile jakąkolwiek szansę na pracę.


Jak więc działają ci, którzy pozostają (jeszcze) na marginesach życia teatralnego, z jakimi formami przemocy się stykają? Z pewnością jest różnica między tym, jak traktowana jest np. reżyserka z dorobkiem i reżyserka, która dopiero kończy Akademię Teatralną w Warszawie i ma na koncie kilka asystentur i czytań, jak Karolina Szczypek, „inicjatorka tematu" (jak czytamy w materiałach teatru). I tu problem. Z dzieła pod tytułem „Spektakl dyplomowy, czyli kilka piosenek o przemocy w teatrze" niewiele dowiemy się o tym, co najciekawsze, czyli o doświadczeniach osób biorących w nim udział. A biorą w nim udział: dramaturg Paweł Sablik, aktorka Magdalena Dębicka, tancerz Tobiasz Berg, reżyser światła i operator Miguel Meto, teatrolożka Adrianna Kurzawa, reżyserka Karolina Szczypek. W planie żywym, bo jest jeszcze film, w którym reżyser Andrzej Błażewicz gra teatrologa poszukującego śladów zespołu, który lata temu dał koncert o przemocy i zniknął. W spektaklu ów koncert jest odtwarzany. „Czy mamy prawo grać koncert, skoro nie jesteśmy muzykami?" - zaczepnie pytają ze sceny artyści. Pytanie retoryczne, bo przecież grają koncert i nasze ewentualne protesty nic w tej kwestii nie zmienią. Poza tym punk (a w ten styl tu się celuje) nie operował wirtuozerią, ale energią, prowokacją, bezkompromisowością, bezczelnością.


A tu nie jest z tym najlepiej - nie idzie mi o warstwę muzyczną, dość bladą i monotonną, ale o teksty, z założenia mocne i prowokacyjne, ale w rezultacie ogólnikowe. Dyrektor może cię wyrzucić z pracy za zgłoszenie praktyk przemocowych. Inny nie zapłacił za twoją pracę, bo mu obcięto dotację. Modna reżyserka „robi rzeczy obrzydliwe". Ale jakie to rzeczy? Jakie praktyki? Jak wyglądało niezapłacenie za pracę - była umowa? Jakich argumentów używał dyrektor? Czy w ogóle rozmawiał z reżyserką? Nie wiadomo. Gdy tylko pojawi się zaczątek ciekawego tematu (każdy z aktorów w przerwach między piosenkami opowiada o sobie, a raczej zaczyna opowiadać), szybko znika, ustępując miejsca piosenkom, które miały stawiać diagnozy, a są litanią narzekań i pretensji, nieukierunkowanego, a formułowanego z pozycji moralnej wyższości oburzenia na zły teatr.


Dowiadujemy się na przykład od Magdaleny Dębickiej, że współczuła rozdającym ulotki i pracującym w McDonaldzie pracy za 15 złotych za godzinę, aż przeliczyła, że przy projekcie artystycznym pracuje za 50 groszy za godzinę. Ale z czego te wyliczenia wynikają (co robiła, ile to czasu zabrało i dlaczego, co to za projekt, jaki miał budżet itp.)? Tobiasz Berg z kolei zapowiada, że opowie o molestowaniu i nagannych praktykach pracy za seks - no i nie opowiada. Śpiewa o tym, że to złe jest. I tak dalej.


Rozumiem, że wykonawcy nie chcieli ujawniać konkretnych osób i sytuacji, ale można było przecież zmylić tropy i pokazać na przykładach, krok po kroku, jak owa przemoc wygląda w realu. Oglądając spektakl, miałam bowiem wrażenie, że autorzy przeczytali zestaw tekstów z różnych mediów na ten temat i przełożyli go na scenę. Co zabawne, deklarując równość, niehierarchiczność i „pracę horyzontalną", posłużyli się hierarchiczną strukturą zespołu rockowego (czy punkowego); uwaga widza zawsze skupia się na wokaliście (tu Karolinie Szczypek), potem idą gitara prowadząca i bas, natomiast mało kto zwraca uwagę na chórek, a perkusisty zwykle nie widać.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji