Artykuły

Ustalmy fakty. Rozmowa z Jolantą Janiczak

- Organy sprawiedliwości zaczynają od podważenia prawdomówności ofiar. Wyobraź sobie, że w dwudziestym pierwszym wieku przesłuchujący pytają o liczbę partnerów seksualnych, o to, czy kobiety pamiętają narządy płciowe gwałciciela, o bieliznę pod uniformem i czy siadając, nie pokazywały jej przypadkiem przyszłym oprawcom. Jeśli dziewczyna już podejmie decyzję i zgłosi napaść, to musi grać rolę ofiary w konkretny sposób: być przejrzysta, niezbyt histeryczna, ale i niezbyt spokojna. Jednak ofiara powinna trochę płakać. To jest rola do zagrania - Justynie Jaworskiej opowiada Jolanta Janiczak.

Justyna Jaworska: Ustalmy fakty: z szesnastego na siedemnastego września 1807 roku w pruskim mieście Reszel wybuchł pożar. Winą obarczono niemal czterdziestoletnią Barbarę Zdunk. Nie postawiono jej zarzutów o stosowanie czarów, ale o podpalenie. Co więcej dokumenty mówią o tej kobiecie?

Jolanta Janiczak: O samej Barbarze Zdunk nie wiadomo prawie nic. Jest jedna książka "W cieniu samotnych wież" Władysława Ogrodzińskiego, wydana chyba w latach pięćdziesiątych, która opisuje historię Warmii i tam znajduje się kilkustronicowy fragment o niej. Na resztę informacji, prawdopodobnych, ale nie pewnych, trafiałam przypadkiem. Czytałam o historii miasta Reszel, o czarach, stosach i próbach kobiecych emancypacji, które kończyły się w wieży lub w ogniu. Dowiedziałam się, że mama Barbary bardzo wcześnie umarła, że dziewczyna z pierwszym mężem rozwiodła się po chyba trzech miesiącach małżeństwa, że miała kilkoro dzieci z różnymi mężczyznami, że była pasterką bydła, że w wieku czterdziestu lat związała się z dwudziestolatkiem, i kiedy on ją zostawił, podpaliła budynek, w którym mieszkał. Może była upośledzona czy nadpobudliwa, bo jak można wytłumaczyć rozwiązłość czy impulsywne zachowania albo podążanie za swoimi potrzebami bez cenzurowania ich? Niektórzy autorzy z troską pisali, że dziś zająłby się nią psychiatra i dopasował leki, że może znalazłaby konstruktywne miejsce w społeczeństwie. Znalazłam też informacje w "Fokusie", że w berlińskich archiwach znaleziono akta procesu Zdunk, są bardzo zniszczone i nie nadają się do użytku.

To skąd się wzięły te czary?

Po pierwsze stąd, że podobno przy świadkach w rozpaczy krzyczała do Jakoba, tego młodego kochanka, że spali całe miasto. Jej tryb życia musiał być w tamtych czasach uważany za skandaliczny, właściwie godny stosu. Po drugie, był to bardzo burzliwy okres historyczny dla Warmii i Mazur, czas wojen napoleońskich, miasta i wsie były plądrowane, podpalane, terroryzowane przez żołnierzy, wybuchały epidemie, głód. Nie ominęły też trzytysięcznego Reszla. W czasach kryzysu, silnych niepokojów ludzie nie przyjmują złożonych wyjaśnień, chcą prostych odpowiedzi, chcą wskazać winnego. Winną złego losu, nieszczęść, chorób będzie osoba, która się wyróżnia, ryzykuje, nie dba o "dobre imię". A poza tym, z tymi czarami to nigdy nic nie wiadomo. Oglądałam w necie film z 2017 roku, na którym widać, że palą kobietę w Afryce. Jest związana i ułożona na oponach. Płonie, a mężczyźni oglądający egzekucję kręcą to iphonami. Podobno zatruła wodę pitną. Znalazłam podobny materiał z 2014 z Paragwaju. Spalono żywcem około czterdziestoletnią kobietę za to, że rzuciła urok na chłopca, który umarł. Indie, 2013 rok: w wiosce Shivni trzydzieści kobiet poddano testowi na czarownice. Miały wypić truciznę i dwadzieścia pięć z nich zmarło. W samych Indiach co roku około trzech tysięcy kobiet umiera na stosie albo w inny spektakularny sposób, za czary. Zazwyczaj związane jest to z jakimiś nieszczęściami na danym terenie: nieurodzaj, wojna, wzrost umieralności w danej społeczności.

W Polsce też, choć w inny sposób, czary działają na wyobraźnię. Kilka lat temu wybuchła afera. Elżbieta Radziszewska, rzeczniczka rządu do spraw równego traktowania, zgłosiła się do władz miasta Reszla z prośbą-sugestią, by zaprzestano organizowania widowiska plenerowego o Barbarze Zdunk. Podkreślała, że taka inscenizacja może być odczytana jako zamach na godność kobiet i ich instrumentalizacja. A przedstawiciele miasta argumentowali, że powtórzenie wydarzeń sprzed dwustu lat jest ważną atrakcją turys­tyczną. Bo to rzeczywiście wygląda spektakularnie: pochód ludzi ciągnie ulicami miasta, aż do miejsca, gdzie symbolicznie zapalany jest stos. Taki spektakl-działanie.

Spektakli nie odwołano. W 2019 roku odbyło się widowisko plenerowe "Barbara Zdunk, proces o czary" odegrane na placu przy Środowiskowym Domu Samopomocy, niedaleko zamku - siedziby biskupa Ignacego Krasickiego, w miejscu, gdzie przez cztery lata kobieta była brutalnie torturowana.

Postać Barbary Zdunk i to zamieszanie przypomniały mi się, kiedy czytałam książkę Mony Challet "Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet". Autorka wskazuje, że wszystkie działania kobiet, które nie mieściły się w systemowym kanonie opracowanym i nadzorowanym przez mężczyzn, były utożsamiane z czarami. Zarówno zielarki, którym lekarze chcieli odebrać wiedzę tajemną, a raczej mieć władzę nad ich wiedzą, jak i  akuszerki i jakiekolwiek ekspertki były podejrzane, bo ich wiedza musiała wynikać z konszachtów z siłami zła.

Barbara Zdunk przesiedziała w wieży cztery lata. W więzieniu urodziła dwoje dzieci, jedno umarło, może je udusiła z rozpaczy, była gwałcona codziennie, nie wiadomo już, jak i przez kogo. Z czasem może już nie rozróżniała, co jest gwałtem, co nie. Myślę, że wiele z nas wstydzi się przed sobą nasze doświadczenia nazwać gwałtem lub nadużyciem. Wstydzimy się przyznać, że zostałyśmy potraktowane gorzej niż mebel. Ilu z nas ktoś czegoś dosypał i potem nastąpiła ciemność, wstyd i poczucie winy?

Pisząc o Barbarze, spędziłam dziesiątki nocy, czytając sprawozdania z przesłuchań dotyczących gwałtów, relacje dopiero co zgwałconych dziewczyn na zamkniętych forach, zwierzenia, jak zostały potraktowane przez policję, sąd, jak same siebie za to traktują żyletką. I jak były karane przed sądem za to, że nie pamiętają dobrze. Że nie pamiętają szczegółów, że są emocjonalnie nie a propos. Opowieści zgwałconych nigdy nie są klarowne i jasne. Ofiary przywołują zmysłowe fragmenty: coś mną szarpnęło, coś czułam, coś się ocierało, ktoś mnie opluł.

Czytałam relacje osób, które nie mają narzędzi, języka, żeby nazwać takie doświadczenie. Dziewczyny, które za pozwoleniem chłopaka pracują przy drodze szybkiego ruchu i same nie wiedzą, czy to, co robi klient bez ich zgody, to gwałt. Czytałam zeznania dziewczyn opóźnionych w rozwoju, które opisywały gwałt, jakby to była zabawa w berka z wujkiem i kuzynem.

Organy sprawiedliwości zaczynają od podważenia prawdomówności ofiar. Wyobraź sobie, że w dwudziestym pierwszym wieku przesłuchujący pytają o liczbę partnerów seksualnych, o to, czy kobiety pamiętają narządy płciowe gwałciciela, o bieliznę pod uniformem i czy siadając, nie pokazywały jej przypadkiem przyszłym oprawcom.

Jeśli dziewczyna już podejmie decyzję i zgłosi napaść, to musi grać rolę ofiary w konkretny sposób: być przejrzysta, niezbyt histeryczna, ale i niezbyt spokojna. Jednak ofiara powinna trochę płakać. To jest rola do zagrania. Indyjski adwokat Manohar Lal Szarma, który bronił sprawców zbiorowego gwałtu, powiedział rok temu: szanującej się kobiety nikt nigdy nie zgwałci.

To kim dla ciebie jest figura Barbary Zdunk?

Stworzyłam postać skrajną, zbudowaną z różnych traum dziewczynę, która nie umie mieć granic, chce doświadczać, a nie patrzeć, chce wielu rzeczy naraz. Ma odwagę zmierzyć się ze swoimi potrzebami, ale nie umie ich usłyszeć. Nie wie, jak realizować potrzebę niezależności, którą odczuwa, nie ma narzędzi do zrozumienia siebie. Przez to jest osobą, z którą można zrobić wszystko. Ta bezbronność i bezsilność najbardziej mnie w niej dotyka. Ten brak narzędzi do porozumienia się ze sobą. Bez tego rozpoznania można się miotać całe życie, można się nigdy ze sobą nie spotkać. Można pozwalać na coraz więcej przekroczeń względem siebie, nauczyć się normy bycia krzywdzoną. Znam bardzo dużo skrzywdzonych kobiet, które przywykły do roli ofiary, nauczyły się tak siebie postrzegać. Po długim okresie przyjmowania ciosów przestają się bronić - nawet kiedy cela zostaje otwarta, nie uciekają. Przemoc domowa jest powszechnym zjawiskiem, kobiety tkwią w takich relacjach całe życie. A jak mąż oprawca zginie przypadkiem, prowadząc auto po pijanemu, to mu stawiają najpiękniejszy pomnik i donoszą świeże kwiaty codziennie.

Jak uczy się tej normy kobiety?

Moja Barbara Zdunk nie chce grać roli ofiary, nie chce płakać. Nie chce wpasować się w ustanowiony model. Nie umie też odpowiedzieć na rolę matki. Do macierzyństwa mam stosunek złożony. Z jednej strony wydaje mi się, że to przepiękna rzecz, z drugiej czuję lęk przed odpowiedzialnością bycia matką, odpowiedzialnością za drugiego człowieka, który jest całkowicie ode mnie zależny: że się zakrztusi, że się udusi w nocy, że włoży sobie do buzi kocyk. Albo że ja nie będę mogła spać, a i tak już nie mogę, i zwariuję. Te psychologiczne wzorce: jak się zachować, ile miłości powinno się dawać dziecku, jaką obecność, ile tej obecności.

W Barbarze Zdunk jest też ta bezradność, kompletna nieumiejętność wzięcia odpowiedzialności. Ona wymaga opieki bardziej niż córki. To one wchodzą w rolę przewodniczek. Barbara jest ich wspólnym dzieckiem, z którym trzeba sobie poradzić. Wyobrażałam sobie moment, w którym lęk, wyrzut i ból dzieci przeradza się w dystans. Obserwowałam w wyobraźni te dziewczynki, które tak chodzą za Barbarą, a ona tak nie chce być dla nich, bo też nie umie być dla nich. Chce zrobić coś dla siebie. W spektrum możliwości zrobienia czegoś dla siebie, w sytuacji Barbary Zdunk byli tylko mężczyźni. To dawało jej napęd i emocje. A że za mężczyznami pojawiały się kolejne dzieci? Nie miała wtedy możliwości ich nie mieć. Zresztą, dziś też są kobiety, które rodzą dzieci, chociaż nie chcą. Spełniają społeczne wyobrażenia o roli kobiety albo po prostu nie mają na antykoncepcję.

Barbara Zdunk jest przedmiotem - jako córka, jako kobieta, jako matka, jako podsądna, jako skazana. Jest wykorzystywana do realizacji cudzych celów i ochrony cudzych interesów. Jest w niej potrzeba realizacji siebie, ale zawsze jest to nazwane złem.

Role społeczne są totalnie wmontowane w nas. Sama, jeśli ich nie realizuję, mam silne poczucie winy. A w Barbarze Zdunk to jest fascynujące, że tego poczucia nie ma. Być może do niego nie dojrzała. Ale ma w sobie autonomię, mówi do swoich dzieci: czego wy ode mnie chcecie? Idzie za impulsem, nawet jeśli jest krzywdzący dla innych. Zresztą ona się nad tym nie zastanawia. A my jesteśmy tak mocno zaplątane w obowiązki, w służbę i poświęcenie, że mało nam zostaje przestrzeni na przyjemności, na obecność w tym, co jest tu i teraz. Czujesz, że twoim zadaniem na świecie jest obsługiwanie szczęścia innych, szczególnie dziecka, które jest absolutem. Twoim narzędziem działania jest poświęcenie. A to słowo zawiera już w sobie bardzo silne komunikaty. Podążasz za stanem świętości.

Świętość jest kwestią wiary. A to nie ma nic wspólnego z faktami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji