Artykuły

Antygona z Zielonego Wzgórza

Nie bez powodu uważa się, że nie mając odpowiedniej obsady po prostu nie wolno sięgać po jakikolwiek tekst. Błędy obsadowe potrafią bowiem zniszczyć nawet precyzyjnie wymyśloną inscenizację, sprawiając, że zamiast premiery mamy prawdziwą katastrofę. Tak właśnie stało się na jeleniogórskiej scenie. Na domiar złego pomysł Andrzeja Bubienia, by Antygonę odczytać przez pryzmat tradycji teatru i tańca japońskiego, nie został przeprowadzony konsekwentnie, czyniąc spektaklowi więcej szkody niż pożytku.

Odwoływanie się w europejskim teatrze do kultury Wschodu przeżywało swój renesans ładne parę lat temu. Robiła to na przykład Ariana Mnouchkine. Aby inscenizacje z elementami tańca butoh, charakterystycznymi kostiumami i makijażem były czytelne, wymagają konsekwencji i dyscypliny tak od reżysera, jak i od aktorów. W spektaklu jeleniogórskim o jakiejkolwiek konsekwencji nie może być mowy, i to z paru powodów. Zasadniczym są wspomniane

już błędy obsadowe. Joanna Górniak W roli Antygony tak naprawdę gra Anię z Zielonego Wzgórza. Od pierwszej do ostatniej sceny głosikiem kilkunastoletniej dziewczynki wyłącznie recytuje kwestie, w dodatku robiąc pauzy i stawiając akcenty dokładnie tam, gdzie ich być nie powinno. Gdy dodamy do tego równie chybioną rolę Kreona (Tadeusz Wnuk), można właściwie cały spektakl spisać na straty. Analiza koncepcji reżysera jest w tym przypadku już tak naprawdę bez znaczenia. Spektakl, w którym nie ma wyraźnie zaznaczonego konfliktu/a widz nie rozumie sensu padających kwestii, może irytować, denerwować, śmieszyć, ale na pewno nie pobudza do refleksji.

Andrzej Bubień do Antygony w wersji japońskiej dokładnie przygotował się teoretycznie. Świadczą o tym niektóre elementy przedstawienia, jak choćby chór, który rytmicznie wypowiada mantry, czy zastosowanie charakterystycznego makijażu. Niestety nie dość, że nie ma to uzasadnienia na scenie, to w dodatku wprowadza jedynie drażniący chaos. Nie może być zresztą inaczej, gdy na przykład na źle mówiony monolog dodatkowo nakładają się działania chóru, zatupując resztki docierających do widza znaczeń. W efekcie sensy ukryte w jeleniogórskiej Antygonie pozostają tajemnicą reżysera, a widzowie chcąc cokolwiek zrozumieć muszą po prostu przeczytać tragedię Sofoklesa.

Patrząc życzliwie na działania Andrzeja Bubienia - tym razem jako dyrektora Teatru im. Norwida -Antygonę można potraktować w kategoriach artystycznych pomyłek, które zdarzają się w każdym teatrze. Trzeba także wierzyć, że obsadzanie aktorów wbrew ich warunkom nie stanie się w Jeleniej Górze regułą. Z tragedii co prawda łatwo zrobić komedię, ale skutki tego czasami okazują się tragiczne. Dla wszystkich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji