Ja się tak nie bawię
Tymczasem olewam teatr w internecie, żal jest na to patrzeć, weźmy się nie oszukujmy - pisze Maciej Stroiński.
"I had a dream that I didn't give a fuck... But I give a fuck. I miss you so bad I think I might die" (Miley Cyrus, "Twinkle Song")
Zabrzmi to żałośnie, ale tęsknię za teatrem. Nie za kasą z teatru, bo tę mam na razie, nie za towarzystwem, którego nie znoszę, nie za byciem i bywaniem. Chciałbym tylko tyle, żeby była środa, grają w Starym, nie wiem, "Oresteję" Klaty albo "Akropolis", albo coś równie "byłego", z wyjątkiem "Geniusza w golfie", a Zbigniew Ruciński żyje, nie inaczej Jerzy Grałek, siedzę w siódmym z boku i o nic nie chodzi. Albo jeszcze lepiej: "Bitwę warszawską 1920". Chcę, żeby w letni dzień, w upalny letni dzień!
Z jednej strony nie grają spektakli Szczawińskiej, z drugiej - żadnych innych, więc to nie jest fajne. Niechby i Rubina grali, oglądałbym i lubił, i z pocałowaniem w dupę. Tymczasem olewam teatr w internecie, żal jest na to patrzeć, weźmy się nie oszukujmy. Najwyżej obejrzę koncert. Szukam takich archiwalnych z DZIKIMI TŁUMAMI. Polecam np. piosenkę zespołu Slipknot pt. "Spit It Out".
Chciałbym pójść se do teatru, do takiego normalnego. Z tą tylko uwagą, że w tym swoim chceniu nie widzę od razu imperatywu kategorycznego. Wielu nigdy by nie poszło, nawet gdyby mogli, i szczerze? Niewiele tracą. Teatry zamknięte - trudno. Przeżyję bez tego, łaski bez, wiruchu.