Artykuły

Warto walczyć o miłość. Spektakl "i_romanse" na śląskich scenach

Między piątkiem a niedzielą w trzech teatrach: Rozrywki w Chorzowie (piątek), Gry i Ludzie w Katowicach (sobota) i Rozbarku w Bytomiu (niedziela) będzie można zobaczyć spektakl "i_romanse". O kulisach powstania spektaklu rozmawiamy z reżyserką i autorką adaptacji - Katarzyną Kostrzewą.

Marta Odziomek: Tytuł spektaklu odsyła do książki Ignacego Karpowicza "Balladyny i romanse", jednak pozbawiony jest pierwszego członu tytułu książki. Dlaczego?

Katarzyna Kostrzewa: Dlatego, że ta książka składa się z dwóch części, a nasz spektakl inspirowany jest tylko jedną z nich - romansami właśnie. Jej akcja dzieje się w Polsce, wśród "realnych" bohaterów i to właśnie ich kreujemy na scenie. Druga, ta przez nas nieprzedstawiona, wydarza się wśród bogów różnych wyznań, którzy postanawiają zamknąć niebo i przybyć do Polski. Tę część opuściliśmy. Zresztą z części o ludziach też wybraliśmy pewne wątki, nie bylibyśmy w stanie przedstawić całej tej powieści na scenie - obsada naszego spektaklu to trzy osoby.

W tytule słychać miłosny trop.

- Owszem i jest to ciekawa historia, w której splatają się losy trzech osób, choć - tak uważam - nie mogłaby się ona wydarzyć w naszym realnym świecie. Pierwszy z bohaterów to chłopak - licealista, który sprzedaje narkotyki i włóczy się po mało przyjaznych dzielnicach. Pewnego dnia zostaje pobity i wczołguje się resztką sił na klatkę schodową jednego z bloków. W bloku tym mieszka 50-letnia singielka. Budzi się i, zupełnie poza naszą logiką, postanawia mu pomóc, wciągając go nieprzytomnego do mieszkania i opatrując. Gdy ten się budzi, kradnie jej pieniądze i wychodzi. Jakiś czas później okazuje się, że chłopak ma romans z młodą bratanicą tej kobiety, ale... sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Powodowany niezrozumiałym dla nas impulsem młodzieniec wraca do mieszkania kobiety. Oboje zakochują się w sobie. W finale następuje trudna do rozwiązania sytuacja. Jak wybrnąć z tego trójkąta miłosnego?

Dlaczego wybraliście tę historię?

- Wydawała mi się najbardziej wdzięczna do pokazania na scenie. Książka Karpowicza jest bardzo zabawna, pełna pikanterii i niewybrednych żartów, a ten wątek - dodatkowo - jest też szlachetny. Karpowicz zahacza często w "Balladynach i romansach" o dyskusyjne, kontrowersyjne tematy, z dużą dozą swobody kreuje postaci popularnego Jezusa, ateistki Ateny czy homoseksualnych bogów innych wyznań. W części o ziemskich bohaterach mówi o miłości, choć też nietypowej, bo w końcu to młody chłopak zakochuje się z wzajemnością w starszej kobiecie.

W spektaklu - jak wynika z zapowiedzi - nie brak śląskich odniesień.

- Tak, ponieważ wszyscy - realizatorzy i aktorzy - jesteśmy ze Śląska. Ten śląski entourage miał sprawić, że widz poczuje się bardziej osadzony w realiach tej historii, że łatwiej będzie mu odnaleźć się w przestrzeniach śląskiego familoka, że uśmiechnie się, usłyszawszy, jak główna bohaterka wstaje o czwartej rano, żeby dotrzeć do sklepiku na Lipinach, gdzie pracuje. W książce akcja dzieje się w Białymstoku. W spektaklu - w Katowicach czy Świętochłowicach.

W jaki sposób opowieść zaistnieje na scenie? Co wysuwa się na pierwszy plan? Aktorstwo?

- Aktorstwo oczywiście jest bardzo ważne i pierwszoplanowe, ale równie ważny, jeśli nie najważniejszy, jest dla nas ruch, ponieważ jest to domena mojej pracy - jestem choreografką. Myślę, że ten spektakl jest przez to bardzo oryginalny w formie. I nie jest to ruch pantomimiczny, ale abstrakcyjny i bardzo emocjonalny, oddaje patowość pewnych sytuacji, rozedrganie bohaterów. Jest - można powiedzieć - czwartym bohaterem tej historii. To szalenie ciekawa forma.

Jeśli chodzi o scenografię - na scenie jest jeden fotel - on "gra" kawalerkę. W ten sposób chcieliśmy zaznaczyć kameralność, ciasnotę przestrzeni.

Jak pracowała pani z aktorami?

- Z całą trójką miałam okazję spotkać się w Szkole Aktorskiej Teatru Śląskiego, gdzie wykładam studentom elementy świadomości ciała, ruchu i tańca. Pracowaliśmy wspólnie przez dwa lata. Przerabialiśmy na drugim roku m.in. monologi z Karpowicza, ponieważ bardzo lubię jego twórczość. Kiedy studenci ukończyli szkołę, postanowiliśmy kontynuować współpracę. Sami przyszli do mnie z propozycją, żeby zrealizować jakiś spektakl. Wtedy wzięłam się za adaptację "Balladyn i romansów". Sam proces twórczy przebiegał w sposób intuicyjny. Aktorzy czytali monologi, następnie z tych wrażeń, które pozostały w nich po przeczytaniu danych fragmentów, improwizowali ruch. Potem wybieraliśmy krótkie sekwencje tego ruchu i dopasowaliśmy je do monologów.

Przesłanie spektaklu?

- Może to zabrzmi banalnie, ale chodzi nam po prostu o... miłość. Tylko tyle i aż tyle. Miłość niemożliwą, niespełnioną, ale taką, która się wydarza się i jest bardzo silnym uczuciem. Bohaterowie, mimo że dzieli ich tak wiele, próbują razem żyć. Mają pod górkę, ale łączy ich uczucie, o które warto walczyć. Na koniec pada takie piękne zdanie z ust chłopaka: "Nie uda nam się, prawda? Ale i tak spróbujemy".

Szczegóły i bilety na stronach teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji