Artykuły

Carmen w ruinach teatru

"Carmen" w reż. Pawła Szkotaka w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Pisze Tadeusz Kijonka w miesięczniku Śląsk.

Na początku musi pojawić się idea, inspirujący pomysł, który może okazać się czynnikiem twórczym, mobilizującym do podjęcia celnej artystycznej decyzji. Może, ale nie musi... Przecież to całkowicie zapomniane wydarzenie, gdy w Teatrze Miejskim w Gliwicach wystawiona została "Carmen", mogło nie tylko nie mieć żadnych następstw, ale nawet nie doczekać się w ogóle uwagi, jak wiele innych kronikarskich faktów z obszarów kultury, co by w tym przypadku nie sądzić - o lokalnym znaczeniu. A jednak stało się i te dwie odległe w czasie daty: rok 1906 i 2006 wiązać będzie teraz w tym miejscu - od premierowego , wieczoru 2 czerwca br. - fascynujący łuk pt. "Carmen". Lecz odtąd niewątpliwie pojawią się następne, nacechowane podobnym rozmachem inicjatywy, skoro ta, odkryta i przywrócona przed 10 laty życiu artystycznemu przestrzeń, ma już swoją legendę wpisaną w intrygujące pojęcie: Teatru w Ruinach.

Do tego stanu został doprowadzony ten usytuowany w centrum miasta gmach w marcu 1945 roku, gdy podczas pijackiej libacji żołnierzy radzieckich, którzy rozpalili tu ognisko, ten ledwo co odremontowany i rozbudowany, z nowym efektownym wystrojem - teatr spłonął. Musiało upłynąć pół wieku, gdy miejsce to postanowiła przywrócić sztuce, właśnie w tym kształcie zastanym - jako Teatr w Ruinach - Ewa Strzelczyk, założycielka Fundacji Odbudowy Teatru Miejskiego w Gliwicach, która zorganizowała tu w roku 1966 cykl imprez zatytułowany "Lato z muzami". I tak rozpoczęła się nowa historia tego odzyskanego artystycznego adresu. Dwa lata później inicjatorka śmiałego przedsięwzięcia zginęła jednak w okolicznościach tragicznych, lecz pamięć jej zasług trwa. Jeśli można mówić o wyczuwalnym genius loci tego miejsca, to tego wieczoru byliśmy uczestnikami nie tylko ważnego doświadczenia artystycznego, ale i przeżycia duchowego, gdy doszło do wyczuwalnej kumulacji wielu wątków i doznań związanych z powrotem po stu latach "Carmen" w te mroczne mury, w dziesięć lat po śmierci Ewy Strzelczyk, której zasługi honoruje pamiątkowa tablica.

Już sama zapowiedź realizacji w Teatrze w Ruinach "Carmen" przez Gliwicki Teatr Muzyczny wywołała niemałe wrażenie. To arcydzieło, zaliczane do najwspanialszych pozycji w całym repertuarze operowym, stawia nie tylko ogromne wymagania wykonawcze, których spełnienie określa za każdym razem skalę artystycznych i technicznych trudności. Trzeba także mieć na uwadze powszechną znajomość, jeśli nawet już nie całego dzieła, to popisowych arii i duetów zaliczanych do podstawowych pozycji najświetniejszych śpiewaków. No i rzecz najważniejsza: ta arcyopera Bizeta, obecna od 130 lat na scenach całego świata jest odbierana wciąż jako dzieło na swój sposób współczesne, przejmujące żywą prawdą emocjonalnych napięć i drapieżnym realizmem nieodwracalnego tragizmu.

Decyzja wystawienia akurat "Carmen" w przestrzeni ruin i wypalonej sceny dawnego teatru miejskiego była w tych okolicznościach niewątpliwie odważna, ale i z wielu względów nader ryzykowna. Ten ambitny teatr, poszerzający co sezon granice swoich artystycznych aspiracji, jak dotąd nie porwał się aż na tak śmiałe zamierzenie, wymagające nadzwyczajnej organizacyjnej i artystycznej mobilizacji. Przecież doprowadzenie tej premiery do skutku wymagało zaangażowania wielu artystów, w tym niemal wszystkich do ról czołowych oraz wzmocnienia własnych zespołów. Na pewno nie zabrzmiałby z równą mocą własny chór gdyby nie wsparcie Zespołów Wokalnych Akademii Muzycznej w Katowicach, a te młode głosy miały znaczny wpływ na precyzję i jakość brzmienia.

Decydujące znaczenie miało jednak pozyskanie do partii tytułowej Małgorzaty Walewskiej - młodej, o świetnej prezencji i międzynarodowej już pozycji mezzosopranistki, która jest dziś niewątpliwie pierwszą polską Carmen, następczynią w tej roli Krystyny Szczepańskiej, Krystyny Szostek-Radkowej i Stefanii Toczyskiej. Równie celnym pomysłem okazało się zaangażowanie młodego włoskiego tenora, znanego z gościnnych występów w Teatrze Narodowym w Warszawie, który dysponuje pięknym głosem i aparycją filmowego amanta - bo czy można było jeszcze lepiej obsadzić partię Don Josego? Lecz skoro udało się pozyskać tak znakomitych odtwórców dwu głównych ról, również ich dublerzy musieli prezentować odpowiedni poziom a także wykonawcy pozostałych czołowych partii. W podwójnych obsadach znaleźli się więc znani śpiewacy z polskich teatrów operowych, w tym Małgorzata Długosz (świetna Micaela), Rafał Songan (znakomity Escamillo) i Bogdan Kurowski (pyszny Zuniga). Także postacie z drugiego planu obsadzone były z widoczną starannością, chociażby Magdalena Wilczyńska-Goś. Słowem, co rola i partia - obsada trafna pod względem wymagań aktorskich i wokalnych.

Lecz nawet najświetniejszy skład solistów i rzetelny poziom zespołów nie gwarantuje jeszcze wykreowania ambitnego przedstawienia, skomponowanego w tej "magicznej", ale i ryzykownej przestrzeni jaką stanowi rozległa, półkolista, obwiedziona dwupoziomową kondygnacją, surowa scena, nosząca ślady pogorzeliska - gdzie po raz pierwszy miała teraz zostać wystawiona opera... i to pozycja tak wymagająca jak "Carmen". Trafną decyzją było powierzenie reżyserii Pawłowi Szkotakowi, aktualnie dyrektorowi Teatru Polskiego w Poznaniu (laureat "Polityki" za rok 2004), wcześniej założycielowi i liderowi Teatru Biuro Podróży, twórcy plenerowych megawidowisk, który zadebiutował właśnie w Gliwicach jako inscenizator spektaklu operowego. Szkotak w żadnym stopniu nie nawiązał do istniejących wzorów, bo też jego "Carmen" nie rozgrywa się w teatrze z normalną sceną. Reżyser akcję opery przeniósł z XIX-wiecznej Sewilli do Hiszpanii lat 30. z dramatycznego okresu wojny domowej. Wykorzystał w ten sposób atmosferę narzuconą przez wnętrze wypalonej sceny, jakby napiętnowanej śladami wojny, akcentując los gliwickiego teatru. Lecz nawet to nawiązanie nie jest sugerowane wprost. Zresztą odstępstwa od treści libretta są w sumie niewielkie choć żołnierze noszą mundury z formacji generała Franco a operowi przemytnicy są tutaj partyzantami, którzy mają przenieść niebezpieczny ładunek przez góry.

Głównym atutem inscenizacyjnym spektaklu jest sama scena i jej obolała surowa przestrzeń. Reżyser wykorzystał naturalne obniżenie poziomu sceny w stosunku do stromo zabudowanej widowni inscenizując akcję symultanicznie, z wykorzystaniem kilku planów. Wciąż dzieje się wiele przy wykorzystaniu również multimedialnych efektów. Wrażenie to potęguje choreografia Jacka Badur-ka, która nie tworzy odrębnych sekwencji, lecz narasta i rozwija się, od pojedynczych inicjacji w żywiołowe, ekstatyczne sceny. Bo najważniejszy jest sam dramat i jego nieodwracalny bieg, gdy wypełni się los Carmen, który zapowiadają karty - a wcześniej scena z teatru marionetek z Don Jose (w czerni) i Carmen (w czerwieni).

Małgorzata Walewska w roli tytułowej porywa, urzeka i wzrusza. To kreacja doskonała, rozpisana w szerokiej skali, od dziewczęcego wręcz liryzmu, po demoniczne wybuchy bezwzględnego odtrącenia oszalałego kochanka. Co scena - to przykuwająca, chociażby popisowa z kastanietami. gdy tańczy boso. Jej godnym partnerem jest Marcello Bedoni, z natury tenor liryczny, o wielkiej muzykalności i świetnej technice, z imponującymi możliwościami w górnym rejestrze i popisowymi fermatami. Co za ekspresja - czysty żar! No a postać... wysoki, wspaniale zbudowany (był komandosem), jest prawdziwym Don Josem nie tylko ze względu na kreację wokalną.

Trzeba mocno podkreślić zasługi kierownika muzycznego Tomasza Biernackiego w przygotowaniu spektaklu tak rzetelnie dopracowanego w odczytaniu partytury. Orkiestrę prowadził skoncentrowany, bez egzaltacji, panując nad przebiegiem spektaklu, choć muzycy ustawieni bokiem do sceny nie ułatwiali koordynacji.

Gliwickie wieczory z "Carmen" były nie tylko artystycznym wydarzeniem, ale ujawniły także nowe możliwości Teatru w Ruinach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji