Artykuły

Do najbliższej toalety trzeba przejść przez scenę, a tu... ups... trwa spektakl

- Pewne niedostatki można ukryć lub nimi czarować. Teatr to umowność. Ale i ona ma swoje granice - mówi Przemysław Kieliszewski, dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu, który za kilka lat przeniesie się do nowej siedziby.

Marta Kaźmierska: Zespół baletowy zawsze ćwiczy przy lustrach na korytarzu?

Przemysław Kieliszewski: - Zawsze, bo to jednocześnie nasza sala baletowa. Gdy inny zespół ma przerwę, a balet ćwiczy, do bufetu trzeba wchodzić przez zaplecze. Wszyscy już przywykliśmy do tego.

Aktorzy przemykają też korytarzem dla widowni na scenę podczas spektakli.

- Staramy się jednak, by byli "niewidzialni". Przy wejściu do teatru wisi specjalna kotara, żeby mogli "bezkolizyjnie" przejść z garderób, obok kas i spotkać się z widzami dopiero na scenie. Ale mimo komplikacji, które występują, panuje u nas dobra, rodzinna atmosfera. Na tak małej powierzchni wszyscy są blisko siebie. Czasem boję się, by ta bliskość się nie rozproszyła, gdy przeniesiemy się do większych przestrzeni.

Przenosiny to perspektywa ilu lat?

- Czterech lub pięciu. Na początku października zastępca prezydenta Poznania, Jędrzej Solarski, podpisał umowę z architektem. Ten ma rok i trzy miesiące na projektowanie, uzgodnienia i zdobycie pozwoleń w urzędach. Mam nadzieję, że przetarg wyłoni znakomitego, doświadczonego głównego wykonawcę. I że latem 2021 r. zacznie się budowa. Liczymy na jej zakończenie w 2024 r.

Będzie większy zespół?

- Nieznacznie. Kilku tancerzy, by wypełnić dużą scenę, i osoby do obsługi technicznej. Pewnie sprzedaż 1200-1500 biletów dziennie - zamiast 400 - będzie wyzwaniem. Dlatego już rozmawiamy z firmami z obszaru nowych technologii, by wesprzeć ten proces. Możliwość wykorzystywania sztucznej inteligencji to wielkie odkrycie. Firma Google zaprezentowała rok temu aplikację, dzięki której sztuczna inteligencja umawia wizytę w salonie fryzjerskim, rezerwuje stolik w restauracji. A osoba po drugiej stronie telefonu nie ma pojęcia, że rozmawia z inteligentną maszyną. Staramy się budować strategię z myślą o tych dynamicznych zmianach. Wspiera mnie w tym młody zespół teatru. Na każdym spektaklu są dziś pełne sale. Według naszych planów to się nie zmieni.

Po co nowa siedziba, skoro jest tak dobrze?

- Bo teatr muzyczny potrzebuje normalności, ale też rozmachu. A nam brakuje przestrzeni tak podstawowych, jak tylna i boczne kulisy sceny, których dziś praktycznie nie ma. W spektaklu "Jekyll & Hyde" mamy łóżko, które, gdy zjeżdża ze sceny, od razu musi być stawiane przez technicznych do pionu, by nie zajmowało miejsca. I tak jest ze wszystkim. Cała wielka dekoracja jest wnoszona przez technicznych przez podwójny otwór drzwiowy. Nie ma ciągu komunikacyjnego między prawą a lewą stroną sceny. Bo scena gra często aż do tylnej ściany, graniczącej bezpośrednio z ul. Kościuszki. Po lewej stronie, gdzie jest garderoba solistek, nie ma toalety. Do najbliższej trzeba przejść przez scenę, a tu... ups... trwa spektakl. Pewne niedostatki można ukryć lub nimi czarować. Teatr to umowność. Ale i ona ma swoje granice. Choć kameralność jest często atutem - emocje silniej przenoszące się ze sceny na widownię.

Jest jakiś spektakl dziś poza waszym zasięgiem z powodu trudnych warunków?

- Cała masa. Gramy tylko takie tytuły, które pod względem rozmiarów są dla tej sceny możliwe. Choćby "Pippin", którym rozpoczęliśmy ten sezon, wydawał się początkowo za duży. Wersja amerykańska tego spektaklu to sporo akrobacji. Ale znów sobie poradziliśmy, o czym świadczą recenzje.

W naszym zasięgu jest np. "Cabaret" czy "Chicago". Ale nie zrealizujemy tu "Nędzników", "Miss Sajgon" czy klasycznego "West Side Story", gdzie są licencjonowane duże układy taneczne.

Niektóre teatry mogą czarować lądującym helikopterem czy spektakularnymi wybuchami. My przywiązujemy dużą uwagę do aktorskiego podejścia. A tacy scenografowie jak Mariusz Napierała i choreografowie jak Paulina Andrzejewska-Damięcka czy Ewelina Adamska-Porczyk wyczarowują mimo wszystko cuda w przestrzeni przy ul. Niezłomnych.

Za te pięć lat będziecie mogli dać więcej?

- Poznań długo czeka na ten teatr. Ale mam nadzieję, że dzięki temu będzie on bardzo nowoczesny i funkcjonalny dla widza i dla aktorów.

Przygotowując się do konkursu architektonicznego, radziliśmy się m.in. dyrektorów innych teatrów muzycznych w Polsce. Dzielili się tym, co im się udało i nie udało. Oglądaliśmy teatry muzyczne we Wrocławiu, Gdańsku, Warszawie, Białymstoku, Lublinie, ale też w Berlinie, Stuttgarcie, Hamburgu i oczywiście Londynie. Interesowały nas głównie funkcjonalność i konkretne rozwiązania w zakresie dźwigów, kulis, wózków, zapadni - takie teatralne "bebechy". Oraz rodzaje widowni.

Dziś mamy niepochyloną widownię na parterze, a balkon jest zawieszony za nisko i ogranicza widoczność z tylnych rzędów parteru. Z kolei z drugiej części balkonu jest ograniczony wgląd na przód sceny.

Długo zastanawialiśmy się nad wielkością nowej widowni. Wielu potencjalnych najemców mówiło nam: "zaplanujcie więcej niż tysiąc miejsc, by opłacało się grać". Musical to potężna i nowoczesna produkcja scenografii, światła, efektów specjalnych. Dochód z biletów musi być na tyle duży, by się "opłacało" grać, również repertuar edukacyjnie ważny. Wypracowaliśmy kilka lat temu taki model, że im więcej gramy, tym lepiej dla wszystkich - dla artystów, widzów i teatru. Po remoncie kilka lat temu zwiększyliśmy widownię z 370 do 400 miejsc.

Te 1200 miejsc w nowym teatrze to o kilkadziesiąt więcej niż na największej w Polsce widowni Teatru Muzycznego w Gdyni, gdzie bilety cały czas są sprzedawane na pniu. Żebyśmy nie bali się większej widowni radził nam zresztą dyrektor tej sceny, Igor Michalski. A nasza będzie doskonalsza - z dwoma mocno nachylonymi balkonami. Od progu sceny do końca sali odległość wyniesie nie więcej niż 27 metrów. Wszyscy widzowie będą w miarę blisko aktorów. To pozwoli nie utracić teatralnego, intymnego charakteru tego miejsca.

Jakiś tytuł kusi na początek?

- Planujemy wyprodukować coś własnego, albo zagrać wielki hit. Mamy mocny zespół i każda opcja się sprawdzi. Wybierzemy najlepszą na dwa-trzy lata przed wielkim otwarciem. Dobry byłby musical o Paderewskim, ale z tym tytułem nie będziemy czekać. Premiera spektaklu, który ma odbrązowić tę ważną dla Poznania postać, odbędzie się jesienią przyszłego roku. Konkurs na ten musical ogłosił Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie, promujący polską kulturę na świecie. Ale to w Poznaniu odbędzie się światowa premiera dzieła. Potem spektakl ma zostać pokazany w Warszawie, Krakowie i na amerykańskich scenach. Teksty i muzykę pisze Matthew Hardy.

Nowojorczyk. Poznał trochę Poznań?

- Widział miejsca związane z Paderewskim, ja sam pokazałem mu Fort VII, gdzie byli katowani także powstańcy wielkopolscy. Chciałem, by zrozumiał kontekst tego naszego zapału ku wolności. Naszej martyrologii. Wyszedł też zachwycony po naszych spektaklach "Nine" i "Pippin", więc kończy pisać, znając możliwości naszego zespołu.

Pracujemy nad tym, by temat historyczny był podany z lekkością, poczuciem humoru i bez zadęcia, co nie jest standardowe w Polsce. Amerykańska perspektywa jest bardzo pomocna w odbrązawianiu osoby Paderewskiego.

Mamy w Poznaniu VI Liceum im. Paderewskiego i Akademię Muzyczną jego imienia oraz pomnik. Paderewski rzucił iskrę pod wybuch powstania wielkopolskiego, jest honorowym obywatelem miasta, doktorem honorowym UAM. Ale czy może dziś inspirować? Tak! Bo był najpopularniejszym i najbogatszym artystą swoich czasów, wielkim filantropem i celebrytą, producentem win i przyjacielem amerykańskiego prezydenta. Był uwielbiany histerycznie przez fanów, a szczególnie kobiety. Do tego stopnia, iż wywołał w USA opisywaną w prasie "paddymanię". Elvisowi Presleyowi przecierał więc szlaki. Dzięki tej popularności stał się ambasadorem wolnej Polski i politykiem, ale to dopiero na końcu. I musical opowie o tym wszystkim z typowo amerykańskim poczuciem humoru.

***

Teatr Muzyczny w Poznaniu

Teatr Muzyczny w Poznaniu działa od 1956 r. w Domu Żołnierza przy ul. Niezłomnych 1e. Salę widowiskową budynek miał już przed wojną, jako wojskowy obiekt. Jest też naznaczony tragiczną historią - w czasie II wojny mieściło się tu więzienie. O tym, że teatr przy Niezłomnych jest na taką działalność za mały, mówi się od lat. Nowa siedziba Teatru Muzycznego - najnowocześniejsza w Polsce - ma powstać na działce u zbiegu ulic Św. Marcin i Skośnej, w sąsiedztwie Akademii Muzycznej. Jak przewidują urzędnicy, w pięć lat od momentu podpisania umowy na projekt, czyli w 2024 roku, budowa powinna zostać zakończona. Nowy teatr ma mieć 1200 miejsc na głównej widowni, do tego ok. 300 miejsc na widowni kameralnej i dodatkową przestrzeń na ok. 150-200 osób. Dla porównania: warszawska Roma ma widownię dla tysiąca osób, Gdynia - dla 1100, a Wrocław - dla 730. Projekt budynku nowej siedziby Teatru Muzycznego został wyłoniony w konkursie architektonicznym, do którego zgłoszono 40 wniosków. Zwycięska praca pochodzi z krakowskiej pracowni Atelier Loegler Architekci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji