Artykuły

Wesoła agonia polskiej klasyki

KLASYK - KTO TO JEST?

Z repertuaru tegorocznych konfrontacji wynika, że klasyk to każdy pisarz, który nie żyje. Nie musiał wcale pisać dla sceny, o nie! Jest już przecie absolutnie bezbronny, zatem wszystko, co pozostawił, można wymieszać. doprawić, zabarwić. I gotowe. Na scenie, jak w barze "Antrakt" serwowano trzy rodzaje takich cocktaili: klasykę wątpliwą, klasykę niewątpliwą i klasykę rozśmieszającą.

Klasyka wątpliwa to Gombrowicz, Schulz, ewentualnie Witkacy. Może myślę zbyt tradycyjnie, jak na obecne bezhołowie, zgoda. Jednak jest w tym coś podejrzanego, że z jednym i tym samym przedstawieniem można objechać wszystkie trzy ogólnopolskie festiwale, chociaż każdy z nich ma zupełnie mną formułę. Recepta jest prosta: bierze się dowolny utwór, na przykład Gombrowicza. a najlepiej parę jego kawałków, dowolnie wybranych. Mogą do siebie nie przystawać, nie szkodzi Wszak wiadomo, ze Gombrowicz dziwacznym pisarzem był. Tak przyrządzoną mieszaninkę pokazujemy najpierw w Opolu jako klasykę, potem wędrujemy do Kalisza na przegląd upadku sztuki aktorskiej, sezon zaś wieńczymy festiwalem polskich sztuk współczesnych we Wrocławiu. Pasuje? Jeszcze jak!

Przykład - "Biesiada u hrabiny Kotłubaj" w adaptacji i reżyserii Jacka Bunscha Opowiadanie Gombrowicza ugarnirowano szczątkami "Trans-Atlantyku" i "Dzienników". Biesiada jest sesją kanibali i wampirków. Stwory to obrzydłe niczem Drakula. Żeby zaś było odważnie, drapieżnie, przebojowo, zaprawiono to wszystko hurrapatriotyzmem, blagą, ciach szabelką i pieśniami w rodzaju "Hej, Strzelcy wraz!" Przedstawienie jest sprawne, ładnie zakomponowane, dobrze grane, tyle że puste i poza banał nie wykracza. Boleśnie niestrawne były za to bezsensownie wymieszane spektakle z prozy Brunona Schulza - "Artysta niepotrzebny" z Teatru Studyjnego w Łodzi i pokazywana poza konkursem "Biesiada polska" według Gombrowicza. Nieszczęsny Gombrowicz, przewidział co go czeka. Dawno, dawno temu pisał: "Ha, już to ruszyło, już jeden drugiego będzie podbechtywał - proces wyolbrzymiania mego na długie lata zapewniony! Floria! Gloria! G...! G...!". I rzeczywiście.

Klasykę niewątpliwą reprezentowały dwa przedstawienia: Fantazy w reżyserii Tadeusza Bradeckiego ze Starego Teatru w Krakowie i Balladyna wyreżyserowana przez Jarosława Kiliana z Teatru Polskiego w Szczecinie. Spektakle absolutnie rożne, łączy je przecie podobny stosunek do romantycznego dramatu.

Jak gramy romantyków? W tonie parodystycznym, z drwiną i lekceważeniem. Jarosław Kilian umieszcza "Balladynę" w teatrze jarmarcznym, wywodzącym się z "Funambules". Pomysł wdzięczny, nie pozbawiony sensu, ale sprawdza się tylko na początku. Potem forma zaczyna uwierać i Słowacki ani rusz nie daje się wcisnąć w ucieszną zabawę. O "Fantazym" pisałam już obszerniej w "Słowie" (nr 14) bardzo niepochlebnie. Przedstawienie odznaczono główną nagrodą festiwalu, co poniekąd zrozumiałe wobec braku konkurencji. Nie zmienia to jednak mojej o nim opinii i doprawdy nic na to nie poradzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji