Artykuły

Łukasz Simlat: Sobie i innym stawia wysoko poprzeczkę

Gdy zobaczył w telewizji Wojciecha Manna i Krzysztofa Maternę, tak go zachwycili, że postanowił zostać aktorem. Początki były trudne: musiał w przebraniu Mikołaja reklamować telewizję kablową. Dziś grywa z powodzeniem w kilku filmach rocznie.

ŁUKASZ SIMLAT

Polski aktor teatralny, kinowy i telewizyjny. Urodził się w 1977 roku. Absolwent II Liceum Ogólnokształcącego w Sosnowcu. Przez dwa lata uczęszczał do studia aktorskiego ART-PLAY Doroty Pomykały i Danuty Owczarek w Katowicach. W 2000 ukończył studia w Akademii Teatralnej w Warszawie - ale bez dyplomu. Od 3 grudnia 2007 jest etatowym aktorem warszawskiego Teatru Powszechnego. Pięć lat później został członkiem zespołu artystycznego Teatru Studio w Warszawie. Zadebiutował w serialu "Dom", ale karierę rozpoczął od nominacji do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego za rolę w filmie "Kochankowie z Marony". Medialną popularność przyniósł mu występ w telewizyjnym serialu "Brzydula". Zdobył dwie nagrody aktorskie na festiwalu w Gdyni za drugoplanowe role w filmach "Zjednoczone Stany Miłości" i "Amok". Gra na saksofonie i gitarze. Uprawia tenis, karate, żegluje i jeździ konno.

Oglądamy go obecnie w kilku znakomitych filmach. Jeszcze jest na dużych ekranach "Boże Ciało" i "(Nie)znajomi" z jego udziałem - a wczoraj trafił już do kin "Żelazny most", w którym gra główną rolę. Ta stała obecność w rodzimych filmach sprawia, że stał się jednym z najważniejszych aktorów średniego pokolenia.

- Kiedy zaczynałem, myślałem tylko, że to będzie przygoda. I to związana z lataniem, bo w tym zawodzie fruwasz. To się zdarza rzadko, ale jak już się pofrunie, to uskrzydla człowieka na kolejne lata. Ale to kapryśny zawód - podsumowuje swoje doświadczenia w "Elle".

***

Urodził się i wychował w Sosnowcu. Nigdy nie poznał swojego ojca - i był wychowywany tylko przez mamę. Jej lęk o niepewną przyszłość jednak mu się nie udzielił. Wprost przeciwnie: już jako dzieciak musiał podjąć męskie obowiązki w domu. Całkiem nieźle mu z tym szło - bo kiedy miał zaledwie dziesięć lat, naprawił mamie... "malucha".

Wzorem męskości był dla małego chłopca dziadek. Ponieważ przeżył dwie wojny, imponował wnuczkowi żołnierskimi opowieściami. "Zobacz, synusiu, to jest pistolet, który zabrałem Niemcowi" - wspominał, a Łukaszowi od razu zapalały się oczy.

- Uwielbiałem Teatr Telewizji. Matka pozwalała mi oglądać. Zobaczyłem program z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną. On kończył moje liceum. Zobaczyłem tę wymianę energii.

I mimo że była ona w telewizji, poczułem ją. Postanowiłem, że chcę w tym uczestniczyć, zrobić wszystko, żeby to się zdarzyło - wspomina aktor na łamach "Elle".

Pomysł na aktorstwo pojawił się u chłopaka z Sosnowca w pierwszej klasie liceum. Mama była zaskoczona - ale od początku wspierała go w dążeniu do zrealizowania marzenia. Dzięki niej Łukasz mógł przez dwa lata uczęszczać na zajęcia aktorskiego studium Doroty Pomykały.

I udało się: nastolatek dostał się do warszawskiej szkoły teatralnej za pierwszym razem.

Szkołę wspomina z atencją: cztery lata studiów w towarzystwie podobnych mu pasjonatów sprawiło, że oczekiwał, iż kiedy wejdzie na filmowy plan, to będzie unosił się nad ziemią. Niestety: życie szybko zweryfikowało jego wyobrażenia.

Po akademii nie szło mu najlepiej, musiał więc imać się różnych zajęć: prowadził "Dni Garwolina", rozdawał cukierki w stołecznym metrze i reklamował telewizję kablową w stroju Mikołaja. Dopiero kiedy zagrał u Izabeli Cywińskiej w "Kochankach z Marony", zrobiło się o nim głośno -i dostał nawet nominację do nagrody imienia Zbyszka Cybulskiego dla najbardziej obiecującego młodego aktora.

- Najbardziej mnie kręci w tym zawodzie to, że nigdy się nie jest drugi raz w tym samym miejscu. To też jest uciążliwe, męczące, bo bardzo często i przez dłuższy okres jest się na walizkach. Jest to wykańczające, ale nigdy nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której muszę przychodzić i odbębniać te osiem godzin w jednym miejscu - mówi w serwisie Bydgoszcz Inaczej.

Początkowo, ze względu na mocno męską aparycję, polskie kino widziało w nim idealnego odtwórcę ról "czarnych" charakterów. Być może dlatego często mylono go z kolegami po fachu, którzy również prezentowali podobny wizerunek - Adamem Woronowiczem czy Andrzejem Chyrą. W końcu odczuł przesyt tego rodzaju ról.

- Nie jestem jeszcze na tym etapie, kiedy mogę przebierać w scenariuszach. Odmawiam jedynie udziału w projekcie, pod którym nie chcę się podpisać lub nie rezonuję z bohaterem. Za każdym razem w postaci szukam głębi. Ma ona magnetyzować, zaskakiwać i przyciągać - wyznaje w serwisie Tylko Toruń.

Łukasz dał się szybko poznać jako aktorski pracoholik: właściwie przechodził z planu na plan, stąd jego filmografia liczy sobie dzisiaj kilkadziesiąt tytułów. Zawsze jednak mocno przykładał się do granej przez siebie roli. Dlatego zdobył sobie opinię aktora, z którym... nie jest łatwo pracować.

- Łatwo mnie zirytować. Zwykle brakuje pieniędzy na produkcję, więc w ciągu jednego dnia zdjęciowego wyrabiamy na planie normę dwóch i pół. Pracujemy po 15 godzin, a słyszę, że nie ma czasu na próbę. Mówię: "K..., ludzie, robimy film. Jak to nie ma czasu na próbę?!". Pojawiają się komentarze: "O, już się w głowie poprzewracało...", "Trudny jest". A przecież chyba wszystkim zależy na efekcie" - tłumaczy w "Elle".

***

Ponieważ Łukasz zawsze wchodzi głęboko w psychikę osób, które odtwarza, potrzebuje po zakończeniu zdjęć "oczyszczać" się z cudzych emocji. W tym celu wybiera się na samotny pobyt nad helską plażą lub żeglowanie po mazurskich jeziorach. Pływa na łódkach już ponad dwadzieścia lat.

- Kiedyś prowadziłem łódkę, nie mając patentu, a znalazłem się w środku białego szkwału na jeziorze Niegocin. Były ze mną jeszcze dwie osoby niemające pojęcia o pływaniu. Widzę przed sobą ścianę gradu z deszczem, a muszę zrobić wszystko, żeby ich doprowadzić do brzegu. Pamiętam, jak przezwyciężyłem wtedy ten strach, by inni poczuli się bezpiecznie - deklaruje w "Elle".

Choć mieszka od czasu studiów w Warszawie, nadal nie polubił tego miasta. Drażni go ten pęd, który nakręca stolicę. Nie odcina się jednak od zewnętrznego świata niczym hollywoodzka gwiazda. "Ja chcę opowiadać o ludziach, więc muszę wśród nich przebywać" - twierdzi.

- Kiedyś babka mi wybiegła na pasy, zahamowałem, ale nie miałem szans. Przewróciłem się na skuterze, przepiłowałem siedem metrów po asfalcie. Ludzie stanęli, popukali się w głowę i poszli. Inni zaczęli trąbić: "Wypier... już z tej ulicy". I ja, z przekoszoną kierownicą i zakrwawionymi rękami, wracałem do domu. Nawet mi nikt nie pomógł wstać - irytuje się w "Elle".

Niewiele wiemy o jego życiu uczuciowym. Media wiążą go z koleżanka po fachu z Teatru Dramatycznego - Agnieszką Roszkowską. Fotoreporterom nie udało się jednak przyłapać ich na randce. Może więc to tylko plotki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji