Artykuły

Festiwal Szekspirowski. Dzień drugi

"Tytus Andronikus" to najbardziej krwawa sztuka Szekspira, pod względem natłoku przemocy i morderstw odważniejsza niż wszyscy współcześni brutaliści razem wzięci. Niektórzy kwestionują nawet jego autorstwo ze względu na łamanie zasad poetyki i dobrego smaku. Monika Pęcikiewicz bawi się tymi wieloznacznościami, ale zabawa nie oznacza w tym wypadku rezygnacji z tragizmu - z Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

Reżyserka z ogromnym wyczuciem mnoży piętra teatralności. Nawet sceny na pozór komiczne po jakimś czasie zaczynają mrozić krew w żyłach i nie pozwalają zachować dystansu. Wydawało się, że po znakomitym filmie Julie Taymor z Antonym Hopkinsem w roli głównej, "Tytusa Andronikusa" nie da się zrobić lepiej ani inaczej. Gdański spektakl pokazuje, że można go zrobić inaczej i kilkoma błyskotliwymi scenami zapowiada, że można by go zrobić lepiej. Niestety z całością bywa różnie.

Pęcikiewicz pozostaje wierna Szekspirowi. W spektaklu nie ma inscenizacyjnych fajerwerków ani nawet zbyt nachalnego majstrowania przy tekście. Zastosowano właściwie strategię "od sceny do sceny". Mimo to powstało przedstawienie współczesne, które dotyka istotnych spraw władzy, zemsty, walki o honor i życie. Widoczna jest inspiracja "Anatomią Tytusa" Heinera Müllera. Podobnie jak on, reżyserka dokonuje anatomii utworu Szekspira, pozostawiając jego fragmenty w różnych stadiach spreparowania. To dlatego niektóre sceny grane są tak, jak zostały zapisane, a w innych pojawiają się środki teatralne, które zastępują całe partie tekstu.

Najdłużej pozostaje w pamięci pierwsza fala krwi, jaka zalewa scenę. Znienacka na Basjanusa (Dariusz Szymaniak) spada potok czerwonej mazi. W ostatniej scenie uczty, podobny potok zaleje brzegi białego obrusa. Wykwintna uczta zamieni się w krwawą rzeź, na której jako danie główne podawany jest pasztet z synów Tamory (Dorota Kolak). Szefem kuchni będzie sam Tytus Andronikus, ubrany w zakrwawiony fartuch rzeźnika. Wzajemne wyżynanie się biesiadników przypomina farsę sytuacyjną. Każdy wstaje i zabija sąsiada tępym nożem od stołowej zastawy. Padają po kolei jak klocki domina. Równie śmieszną i przerażającą masakrę trudno sobie wyobrazić. Nie trzeba jednak jej wymyślać. Wymyśliła ją Monika Pęcikiewicz. Wcześniejsza scena gwałtu Lawinii (Karolina Adamczyk) to jedna z najwspanialszych i najbardziej przerażających scen, jakie kiedykolwiek widziałem w teatrze. Chiron (Rafał Kronenberger) i Demetriusz (Marcin Czarnik) poniżają ciało zmaltretowanej Lawinii. Szarpią nim, noszą na plecach, uczą latać, śpiewając "Pszczółkę Maję", by za chwilę ułożyć w formę piety i zanucić "Lulajże Jezuniu". Zgwałcona i zakrwawiona kobieta obśmiewana przez swoich oprawców staje się dziełem sztuki, body art, które dzięki krańcowym środkom budzi współczucie i emocje widzów, na co dzień uśpione natłokiem informacji o zbrodniach i rzeziach. Dzięki takim środkom odnowiona zostaje katartyczna moc sztuki teatralnej.

W spektaklu nie brakuje oczywiście potknięć. Pierwsza scena jest rytmicznym wybuchem. Ma nastąpić wybór cesarza Rzymu. Tłum statystów skanduje na przemian: "Saturnin" i "Bassian". Wrażenie jest piorunujące, tym bardziej, że Pęcikiewicz potrafi nad tłumem zapanować jak nikt inny w polskim teatrze (udowodniła to już w "wujaszkuwani.txt"). Niestety po kilkunastu minutach statyści znikną ze sceny, by już właściwie na nią nie wrócić. Przez chwilę wydawało się, że spektakl będzie o życiu życiem swoich władców, co bliskie byłoby teorii Zygmunta Baumana, nazywającej dzisiejszy świat Synoptikonem, w którym nieliczna grupa władców i polityków obserwowana jest przez masy i musi kształtować i podsycać ich pragnienia. Ta nić interpretacyjna zaczyna się rwać, podobnie jak wszystkie inne linie interpretacyjne utworu. Nie chodzi oczywiście o utwór z tezą, ale o świadomość, o czym chce się z widzem rozmawiać! .

Na początku znakomitym pomysłem wydaje się też videoscenografia, ale ona również nie została należycie wykorzystana. Właściwie od początku projekcje video spełniają zaledwie rolę ilustracyjną, nie wchodzą w rzeczywisty dialog z tym, co dzieje się na scenie, a jedynie potwierdzają i stają się tautologiczne. Jak na scenie mamy skandujący tłum, projekcje video tylko go multiplikują, jak mowa o wojnie, na ekranie pojawia się amerykański helikopter, gdy jesteśmy w lesie, ścianę zalewa zielone światło, gdy Lawinia zapisuje na kartce imiona swoich oprawców, projekcje video pokazują imiona Chirona i Demetriusza. I tak właściwie przez cały spektakl. Wyjątkiem jest jedynie scena ze spadającymi wiatrakami, które budują powietrzną ścianę - wreszcie pojawia się pozatekstowa metafora.

Po raz kolejny gdańscy aktorzy pokazali, że są specjalistami od zespołowości. W "Tytusie" są oczywiście role lepsze i gorsze, ale nie ma gwiazdorstwa. Zawodzi trochę Mirosław Baka w roli Tytusa. Jego postać budowana jest właściwie na jednym rytmie. Na początku jest nieludzko spokojny i opanowany. Przezwycięża to na chwilę, gdy dowiaduje się o bestialskim gwałcie, jakiego dokonano na jego córce, obcinając jej dłonie i język. Dopiero wtedy krwawy robot, który przed chwilą gotów był z zimną krwią zabić własnego syna, zamienia się w czułego ojca. Najczulsza scena staje się jednocześnie okrutna ze względu na bezlitosną ironię. Tytus z odciętą dłonią siedzi obok bezrękiej Lawinii. Oboje zaczynają żartować ze swoich kikutów. Potrzebne było aż tak wielkie nieszczęście, by tych dwoje nawiązało szczery kontakt, by stali się ojcem i córką, a nie dwojgiem obcych dla siebie ludzi.

Przed zbrodnią nie ma ucieczki. Opiera się na niej działanie każdego władcy. Króluje zasada "albo my ich, albo oni nas". Dlatego zwycięski Lucjusz Andronikus (Maciej Brzoska) zaczyna swoje rządy od krwawej rzezi. To zapowiada, że gdyby sztuka miała dalszy ciąg, byłby on równie krwawy i bezlitosny, jak to, co obserwowaliśmy przez trzy godziny gdańskiego spektaklu. W morzu krwi musiałaby spłynąć nie tylko scena, ale też widownia, dokładnie jak zapowiadał Jan Kott.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji