Artykuły

Zakopane. Letnia premiera u Witkacego

Dziś, 29 lipca, Teatr im. Witkcego w środku okresu urlopowego otwiera sezon premierą "Dementia praecox zakopianiensis".

Appendix to wyrostek robaczkowy ślepej kiszki, miejsce, gdzie zbierają się i rozkładają najgorsze wydzieliny. Appendiksem nazywał Witkacy Zakopane. Dziwny kurort, w którym rodzili się górale, a mieszkali artyści. Młoda Polska Zakopiańska przetrwała w bohemicznym transie niemal całe dwudziestolecie międzywojenne, wydając i wychowując tuziny poetów, malarzy, kompozytorów, architektów. Na własny teatr musiała jednak czekać ponad pól wieku. Wszystkie próby zaszczepienia tam trwałego zespołu kończyły się fiaskiem. Na skalistym podhalańskim gruncie nie uchował się Teatr Formistyczny (1925-27) młodego Witkiewicza i Rafała Malczewskiego. Helena Modrzejewska i małżeństwo Solskich przetaczali się przez Zakopane jak halny - po występach znikali szybko, zostawiając po sobie bezsenność i posuchę.

Modernizm lat 80.

Momentem spełnienia modernistycznych marzeń okazała się połowa lat 80.- czas szarości i rezygnacji. Wtedy właśnie absolwent polonistyki i reżyserii dramatu Andrzej Dziuk (ur. 1954) zabrał w Tatry swoich przyjaciół z krakowskiej PWST. Grupa młodych aktorów, reżyserów i scenografów - Julia Wernio, Dorota Ficoń, Karina Krzywicka, Piotr Dąbrowski, Andrzej Jesionek, Krzysztof Łakomik, Krzysztof Najbor, Piotr Sambor - uciekała przed koszmarem etatów, instytucji i politycznych oczekiwań, z jakimi przychodzili do teatru widzowie. Podhalański grunt zbadali najpierw dziesięcioma pokazami spektaklu "Pragmatyści" (1984) wyprodukowanego jeszcze podczas studiów. Gdy okazało się, że każdego wieczoru sale są tak wypełnione, że ledwo starcza przestrzeni dla aktorów, zdecydowali się zaryzykować. Przez Małe Ciche dotarli do sanatorium wodoleczniczego na zakopiańskich Chramcówkach, zniszczonej, zawalonej resztkami mebli rudery pozbawionej nie tylko podstawowego wyposażenia (nagłośnienia, oświetlenia), ale i ogrzewania. Marznąc, remontując, koczując po hotelach, zakamarkach sanatorium i prywatnych kwaterach, stworzyli Teatr im. S.I. Witkiewicza, teatr, który bez cienia pychy może powiedzieć o sobie -"scena na najwyższym poziomie w Polsce" (przemawia za tym jej lokalizacja - ponad 830 m n.p.m.). Setne urodziny Witkacego (25 lutego 1985) obchodzili już we własnej siedzibie, dając pierwszą oficjalną premierę "Witkacy-Autoparodia - Niesmaczny góralsko-ceperski skecz Zakopiańczykom (prawdziwym?) poświęcony". Spadochroniarze (jak nazwała ich miejscowa ludność) ceprami nigdy być nie przestali. Nigdy nie zrezygnowali też z wystawiania sztuk Witkacego (m.in. "Wyzwolenie nowe", "Katzenjammer" według "Matki", "Ol 12-7. Steg Wien" według "Szalonej lokomotywy", "Witkacy Appendix" według "Niemytych dusz"), o Witkacym, z ducha Witkacego. Do dziś pokazali ponad 80 spektakli w większości reżyserowanych przez charyzmatycznego dyrektora, a raczej "szefa" czy "duke'a" Andrzeja Dziuka. Kilka produkcji przeniesiono nawet do teatru telewizji ("Sonata b", "Na przełęczy"). Słynne stały się ich kabarety ("Cabaret Voltaire. Seans dadaistyczno-surrealistyczny", "Dziura"), realizacje Calderona ("Życie jest snem", "Wielki teatr świata"), przedstawienia purnonsensowe i mistyczne, pokazujące rozdarcie człowieka, między duchowością a popędami ("Dr Faustus" wg Marlowe'a, "Sic et nunc" wg Duncana).

Schronisko o dwóch parach oczu

Ale jeszcze słynniejsza stała się herbata, którą artyści podają swoim gościom przed rozpoczęciem występu. Scena na Chramcówkach w zamyśle miała być przede wszystkim schroniskiem dla ludzi szukających odpoczynku od wyprorokowanej przez Witkacego współczesności. Czas się tutaj zatrzymał pod surowym spojrzeniem patrona, którego oczy wymalowane są na zewnętrznej ścianie budynku. Jego progu nigdy nie przestąpiła młoda dramaturgia, nawet młodzi aktorzy trafiają tam rzadko, zwabieni legendą i artystowską aurą (najmocniejszym zastrzykiem nowych sił było przyjęcie ok. 1990 roku trójki krakowskich studentów: Renaty Stachowicz, Sławomira Smoczyńskiego, Tomasza Wysockiego). Ważniejsza od nowinek jest hermetyczna wspólnota, w której nie ma podziału na gwiazdy i halabardników. Aktorzy często sami montują dekoracje, sprzedają bilety. Zdarza się też, że Andrzej Dziuk szyje kostiumy, a księgowa siada na scenie z maszyną do szycia. Dzieci aktorów wychowują się w kulisach, występują w spektaklach, wspólnie z zespołem obchodzą urodziny Witkacego i wigilie (specjalność repertuarowa teatru). W miarę upływu lat odchodzili ojcowie-założyciele (na początku lat 90. odeszła m.in. reżyserka Julia Wernio, potem Irena Krzywicka, Piotr Sambor, Andrzej Jesionek), zmęczeni izolacją teatru, szukający odmiany, a czasem odpoczynku od hipnotyzujących oczu dyrektora. Pozostała konwencja, legenda, atmosfera nieprawomyślnego obrzędu i tajemnicy. W murach sanatorium mieszka też podobno Anioł Ochoty do Życia, który w chwilach zwątpienia podśpiewuje artystom ich hymn "Daj mi, daj, Witkacy sił ".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji