Artykuły

Grzegorz Gzyl: Mój Maciej to postać krwawa

- Reżyser Paweł Aigner uwielbia aktorów, teatr, potrafi się nim pięknie bawić i zarazić tą zabawą innych - mówi Grzegorz Gzyl, aktor Teatru Wybrzeże w Gdańsku, którego zobaczymy, w jednej z głównych ról, w operetce "Karmaniola czyli od sasa do lasa" Stanisława Moniuszki. Premiera w sobotę - 12 października.

Kim jest pana bohater?

- Gram Macieja, republikańskiego obywatela, który jest jakobinem, czy jak kto woli sankiulotą w czasach Rewolucji Francuskiej. Jest to postać barwna, ale nie do końca pozytywna. Można by powiedzieć, nawet że krwawa i namaszczona wieloma trupami, bo jak wiemy czasy Rewolucji Francuskiej to czasy krwawe, w których królowała gilotyna.

Jak się Panu pracowało z Pawłem Aignerem, który reżyseruje to przedstawienie?

- To już moje kolejne, po "Wesołych kumoszkach z Windsoru" i "Zakochanym Szekspirze" przedstawienie z Pawłem i nie mogłem się doczekać, bo praca z nim to dla aktora gwarancja świetnej zabawy, połączonej z prawie stuprocentową pewnością sukcesu.

Skąd ta pewność?

- Ponieważ Paweł Aigner uwielbia aktorów, teatr, potrafi się nim pięknie bawić i zarazić tą zabawą innych. Jeżeli wszyscy dajemy zaprosić się do tej zabawy to efekty są potem dla widza przyjemne i satysfakcjonujące.

Jest to powrót do śpiewania, bo pracował Pan w Teatrze Muzycznym w Gdyni przez pierwsze siedem lat, zaraz po studiach.

- Ta rola to wielka, piękna przygoda i rzeczywiście, powrót. Można powiedzieć, że trochę stęskniłem się za tą formą. Zawsze byłem pełen podziwu dla gatunku, gdzie trzeba tańczyć, śpiewać i jeszcze być wyrazistym, dobrym aktorem, a to niewielu potrafi Podziwiam aktorów Teatru Muzycznego w Gdyni, kibicuję im na wszystkich premierach, moja żona pracuje w tym teatrze. Dla mnie te siedem lat w Teatrze Muzycznym było wspaniałym przygotowaniem do pracy nad tym przedstawieniem. I jak się okazało, parę rzeczy jeszcze mi zostało w pamięci z tamtego okresu.

Czy ma Pan wykształcenie muzyczne?

- Nie mam. Jestem absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, w której to szkole były zajęcia z wokalu. Bardzo sobie chwalę i wspominam pięknie ten czas studencki, kiedy pani Marta Stebnicka uczyła mnie piosenki. Poza tym były zajęcia z chóru, solfeżu, czyli podstawy śpiewania, ale też teorii muzyki.

Co było najtrudniejsze w pracy nad rolą w "Karmanioli"?

- Strona muzyczna była wielką trudnością. Moniuszko napisał naprawdę skomplikowane nuty, są to rzeczy złożone w harmonii, bardzo trudne do śpiewania, ale mieliśmy profesora Cezarego Szyfmana, który pracował z nami, dbając o to, żeby dźwięk brzmiał jak najlepiej. Trudnością był ruch sceniczny wymagający precyzji, bo cały teatr Pawła Aignera polega na tym, że trzeba bardzo precyzyjnie wszystko wykonać. Ta precyzja jest konieczna dla osiągnięcia pozornego bałaganu na scenie, a tak naprawdę, jest to wszystko bardzo uporządkowane i ustawione przez niego. Trudność polega na żmudnej, codziennej pracy, wielokrotnym powtarzaniu pewnych partii przedstawienia, żeby potem widz odniósł wrażenie, że wszystko jest organiczne, lekkie.

Zapewne, jak zwykle Zofia de Inez pięknie ubrała aktorów, ale czy kostium jest historyczny czy współczesny?

- Jest stylizowany na historyczny. Kostiumy cudownie komponują się ze scenografią Magdaleny Gajewskiej, ale to jest cała uroda Zosi de Inez, która uwielbia dobrze ubrać aktora.

Ma pan ulubiona arię?

- Tak i śpiewam ją razem z moją 13-letnią córką Antosią, będzie to jej debiut na zawodowej scenie. Wspólnie wykonujemy arię, która nazywa się "Aria Macieja". Jest ona wspomnieniem dzieciństwa, jest emocjonalna i wzruszająca, chwytająca za gardło - mam nadzieję, że poruszy też widownię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji