Artykuły

Między ludźmi

Zawsze lubiłam premiery teatralne, szczególnie w moim ulubionym Teatrze Kameralnym. Lubiłam je dla atmosfery na-, pięcia, oczekiwania na wydarzenie. Były zawsze wydarzeniem towarzyskim i rewią strojów.

Po sobotniej premierze "Niemców" wyszłam skwaszona. To już nie to! - uwaga ta niezawodnie śmieszyła mnie w dzieciństwie... Tym razem, rzeczywiście nie to. Nie było nastroju. Stroje już nie takie, ożywienie zgasło.

Atmosferę ratowała stłoczona na parapetach młodzież; to oznaka zainteresowania - miejsc zabrakło!

Wspaniałe toalety Joanny Bogackiej były wyzwaniem rzuconym kry zysowi. Zawsze słyszę w teatrach narzekania na brak materiałów - widocznie była to zwykła kokieteria.

Bogacka jest ostatnio na fali. Gra wszystko. Księżnę Irenę, w "Szewcach" Witkacego, Matkę w "Ślubie" Gombrowicza, Matkę Boską w "Betlejem" Rydla, Pannę w "Sonacie widm" Strindberga. Teraz Ruth - nadmiernie moim zdaniem wyeksponowaną - w "Niemcach" Kruczkowskiego. Ciągle pamiętam rolę w "Cmentarzysku samochodów" Arrabla. Najmilej chyba wspominam jednak jej pierwszą - przynajmniej pierwszą znaczącą - rolę na scenie Teatru "Wybrzeże" w "Ostatnim dobranoc Armstronga". Wtedy jeszcze nie wypracowała sobie uniwersalnych sposobów na każdą rolę: pogardliwego prychania i śmiechu, który na rok będzie słynny, a za dziesięć lat nudny. W tej pierwszej roli pamiętam wciąż dziewczynę, która mnie zachwyciła - pełną uroku i świeżości, absolutnie naturalną.

"Niemcy" w reżyserii Krzysztofa Gordona stanowić będą zapewne punkt zwrotny jej kariery - coraz dalej od tamtej roli. Finał przedstawienia pokazał, jak można nawet ukłony reżyserować.

Nie tylko kocham premiery, ale i lubię bardzo, kiedy aktorzy dostają kwiaty na scenie (a nie ukradkiem w garderobie). Olśnił mnie wspaniały kosz chryzantem (szacowany na widowni na dziesięć tysięcy, na razie, złotych). Zdziwiło mnie, że odtwórca głównej roli, obchodzący 35-lecie pracy scenicznej Stanisław Dąbrowski nie dostał ani kwiatka. Zarówno on, jak i wszyscy aktorzy zjawiają się zza kulis, już jako osoby prywatne. I tylko Bogacka triumfalnie pojawia się na schodach prowadzących z pokoju Ruth - nie przerywając roli?

Pierwszy raz w tym teatrze byłam świadkiem samoobsługi stosowanej tak nagminnie przez zespół Teatru Muzycznego. Zespół aktorów wywołał reżysera i zaczął oklaskiwać - jego, czy sam siebie?

Jest to pierwszy niebezpieczny objaw lekceważenia publiczności. Teatr działa między ludźmi i dla nich. Tworzenie obwodu zamkniętego, za sklepienie się we własnym kręgu prawdziwej - czy urojonej - doskonałości artystycznej i moralnej, to początek letargu.

Między ludźmi obracać się dziś niełatwo. Jeśli ktoś komuś może czegoś nie załatwić, niewątpliwie to zrobi (choćby to były tylko "Kulisy - "Express" odkładane w zakładowym kiosku. Polacy odnoszą się dziś do siebie z niechęcią, nierzadko z nienawiścią.

Zauważyłam jednocześnie, że czasy powojenne - tragicznych podziałów Polaków i niedostatku - wspominane są z nostalgią. Odzwierciedla to moda - na wystawach prywatnych szewców królują kapce. Wszystko wraca. Postanowiłam przypomnieć te czasy czytelnikom; sięgnęłam po rocznik "Mody i Życia Praktycznego" z 1947 r. W numerze 21 (na okładce studium fotograficzne pt. "Nie tylko kapelusz zdobi kobietę") znalazłam w rubryce "Rozmawiamy ze sobą" notatkę "Sprawa pewnych skrzypiec". Pani Wacława Poznańska z Opoczna to 47 roku wysłała do redakcji 200 zł i list. Oto jego fragmenty:

"...to n-rze 18-tym naszego pisma - piszę naszego, gdyż jest naprawdę nasze, kobiece - przeczytałam artykuł o 16-letniej naszej skrzypaczce p. Wandzie Wiłkomirskiej, która zdobyła nagrodę na Międzynarodowym Konkursie to Genewie grając na pożyczonych skrzypcach, i której największym marzeniem jest mieć własne skrzypce. Rozumiem to marzenie doskonale, gdyż sama wszystko utraciłam w czasie powstania w Warszawie. I myślę - gdybyśmy tak my same, czytelniczki Mody i Życia, nie czekając na żadne miarodajne czynniki (one mają też dużo do załatwienia) zafundowały p. Wandzi z własnych skromnych składek - skrzypce..."

List ten opatrzony jest uwagą: "List ten, będący zarazem głosem serca kobiecego i ambicji narodowej, zamieszczamy bez komentarzy, powierzając go sercom naszych Czytelniczek".

Na ile zmienił się styl - kobiecych - pism, a na ile czytelniczki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji