Artykuły

Wrocław. Ważą się losy dyrektora Opery. Zaczął się proces administracyjny

Wojewódzki Sąd Administracyjny zajął się odwołaniem dyrektora Opery Wrocławskiej. - Od roku żyję z piętnem osoby niegospodarnej, bez prawomocnego wyroku - mówił na rozprawie Marcin Nałęcz-Niesiołowski.

Temat odwołania dyrektora Opery Wrocławskiej stanął na wokandzie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego po tym, jak w kwietniu wojewoda uchylił uchwałę zarządu w tej sprawie, a władze regionu ją zaskarżyły.

Decyzja Pawła Hreniaka sprawiła, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski nadal jest szefem opery, ale o tym, czy będzie nim do końca sierpnia 2021 r., sąd zdecyduje za kilkanaście dni.

W środę, przed WSA we Wrocławiu, rozpoczął się proces.

Zarząd województwa dolnośląskiego, któremu podlega Opera Wrocławska, odwołał jej szefa w marcu. Było to pokłosiem dwóch miażdżących kontroli w tej instytucji kultury: NIK-u i urzędu marszałkowskiego. Obie ustaliły, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski w 2017 r. dorobił do pensji niemal 600 tys. zł, głównie na autorskich umowach o dzieło za dyrygowanie spektaklami. Kilka miesięcy później zarzuty NIK, potwierdzili kontrolerzy marszałka, opisując sposób w jaki działał dyrektor. Zawierał umowy z zewnętrznymi podmiotami, którymi kierował jego podwładny Paweł Orski, zatrudniony w operze na stanowisku casting managera. Jego Stowarzyszenie Muzyki Polskiej zatrudniło Nałęcza-Niesiołowskiego jako szefa wrocławskiej opery do dyrygowania na 55. Międzynarodowym Festiwalu Moniuszkowskim w Kudowie-Zdroju i podczas koncertu "Myśląc Ojczyzna" w Teatrze Wielkim w Operze Narodowej w Warszawie.

"Dyrektor nie brał na te dni urlopu" - stwierdzili kontrolerzy.

- Stowarzyszenie pełniło rolę takiego "pasa transmisyjnego" środków finansowych z funduszy opery i innych do rąk dyrektora. Przy okazji, co stwierdził NIK, omijał wszelkie limity dotyczące dyrygowania i wynagrodzenia za nie - mówił w sądzie adwokat Przemysław Lis, pełnomocnik zarządu województwa. - Gdyby dyrektor pracował w biznesie, stanowisko opuściłby z prędkością światła.

- To była aktywność dodatkowa, a nie drenowanie budżetu instytucji - zapewniał Marcin Nałęcz- Niesiołowski, przypominając, że kiedy w 2016 r. obejmował stanowisko ustalił z urzędnikami marszałka stawki za swoją działalność artystyczną jako dyrygenta. - Zawsze - przypominał - występowałem o zgodę i zawsze ją otrzymywałem.

W sądowych aktach sprawy są precyzyjne ustalenia kontrolerów - Marcin Nałęcz-Niesiołowski dzięki umowom podpisywanym przez kierowaną przez siebie jednostkę dostał za dyrygowanie spektaklami w 2017 r. - 439 200 zł, a w I półroczu 2018 r. - 296 tys.

Za co to odwołanie? "Zarzuty były w innej kadencji dyrektora"

Marcin Nałęcz-Niesiołowski dyrektorem Opery Wrocławskiej zostawał dwukrotnie: we wrześniu 2016 r. wygrał konkurs i kontrakt podpisał na trzy sezony artystyczne, czyli do sierpnia 2019 r. W marcu ubiegłego roku jednak stracił stanowisko. WSA uznał wówczas, że konkurs Urzędu Marszałkowskiego na szefa opery przeprowadzono z naruszeniem prawa.

Nowego nie ogłoszono. Nałęcz-Niesiołowski został nominowany na szefa opery z kontraktem do końca sierpnia 2021 r.

Właśnie ten wątek dwóch kadencji był ważnym argumentem po stronie wojewody. - Wszystkie naruszenia, które Urząd Marszałkowski wskazał w uchwale o odwołaniu dyrektora dotyczą 2017 r. nie mogą być brane pod uwagę - dowodził Grzegorz Drozd, zastępca kierownika oddziału nadzoru w Urzędzie Wojewódzkim. - Kiedy wójt popełni przestępstwo, zostanie odwołany, a potem ponownie wybrany na kolejną kadencję, tamto postępowanie nie ma już znaczenia.

Lis: - To oznaczałoby, że nie można byłoby odwołać osoby, która popełniła przestępstwo.

RIO uniewinniła Nałęcza-Niesiołowskiego, ale za co?

11 kwietnia Opera Wrocławska na swojej stronie internetowej opublikowała komunikat: "Komisja Orzekająca przy Regionalnej Izbie Obrachunkowej we Wrocławiu, orzekła że dyrektor Opery Wrocławskiej pan Marcin Nałęcz-Niesiołowski, nie naruszył dyscypliny finansów publicznych. Tym samym został uniewinniony ze stawianych mu zarzutów w wystąpieniu pokontrolnym przez Najwyższą Izbę Kontroli".

Za co to uniewinnienie, opera nie napisała. Ale już to wiadomo. Otóż RIO zajęło się tylko sprawą 30 tys. zł dotacji Ministerstwa Kultury na projekt "Rok Polski". Zainteresowało się tym CBA, które w styczniu złożyło w tej sprawie doniesienie do prokuratury.

Ta sprawa, to był jedynie wątek, pokontrolnych zarzutów NIK-u i kontrolerów marszałka. Tymczasem wojewoda, kiedy zablokował odwołanie Nałęcza-Niesiołowskiego podkreślał, że "sformułowanie przez zarząd województwa zarzutu naruszenia przepisów ustawy o finansach publicznych powinno być poprzedzone stosownym postępowaniem przed komisją orzekającą przy RIO i - co więcej - zarzuty powinny być potwierdzone przez komisję".

Teraz to uniewinnienie ocenić ma WSA.

Marcin Nałęcz-Niesiołowski czuje się niewinny.

- Od ponad roku żyję z piętnem osoby, która jest delikatnie mówiąc niegospodarna, bez prawomocnego wyroku - mówił w sądzie.

Michał Bobowiec dostał pozew za pomówienia

"Dziś Wojewoda Dolnośląski wstrzymał wykonanie uchwały województwa odwołującej ze stanowiska dyrektora Opery Wrocławskiej. Nie zgadzam się na to, by osoby niegospodarne i dokonujące nadużyć piastowały kierownicze stanowiska w podległych mi instytucjach kultury, niezależnie od politycznych koneksji!" - napisał pod koniec marca na FB Michał Bobowiec, członek zarządu województwa odpowiedzialny za kulturę.

Dostał pozew.

- Dyrektor Opery Wrocławskiej wniósł prywatny akt oskarżenia przeciwko Michałowi Bobowcowi o pomówienia m.in na Fb, w Radiu Wrocław i Gazecie Wrocławskiej - potwierdza adwokat Michał Zieliński, pełnomocnik Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego.

Pierwszy termin posiedzenia pojednawczego z przyczyn formalnych nie odbył się. Kolejny termin sąd wyznaczył na wrzesień.

Czy do tego pojednania dojedzie?

Nałęcz-Niesiołowski wezwał Bobowca do przeprosin i usunięcia posta z FB. "Żadne z prowadzonych postępowań sprawdzających i kontrolnych w Operze Wrocławskiej () nie dało podstaw do uznania, że pana sformułowania są zgodne z prawdą" - napisał szef opery w piśmie do Bobowca. "Poniżanie innych osób i brak odpowiedzialności za wypowiadane słowa, brak jakichkolwiek refleksji nad konsekwencjami swoich słów musi mieć swój kres. Wszelkie przejawy mowy nienawiści w przestrzeni publicznej muszą być z całą mocą piętnowane, jako że każde takie zjawisko może przerodzić się w agresję fizyczną ze wszystkimi tego konsekwencjami, a czego tragiczną egzemplifikację przeżyliśmy w połowie stycznia 2019 r. w Gdańsku".

Bobowiec nie zareagował. Posta nie usunął.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji