Artykuły

W stronę sztukmistrzów

Kolejna część "Listów polskich" Patryka Kenckiego w portalu Teatrologia.info.

Droga Madeleine,

czas, który spędziłaś u swego brata na wsi, musiał rzeczywiście być przyjemny. Szkoda, że nie miałem dotąd okazji poznać pana Guillaume'a, skoro, jak wielokrotnie mnie zapewniałaś, jest on niezwykle krotochwilnym człowiekiem. Wszelako i Tobie nie mogę odmówić dowcipu. O ile bowiem słusznie nas obu nazywasz wieśniakami, to jednak porównanie jego włości i mego skromnego ermitażu wydaje mi się konceptem aż nazbyt komicznym. Nie będę jednak zaprzeczać, że rozkoszuję się moim maleńkim skrawkiem planety. Trudno jest opisać, jaka to przyjemność pospacerować tu w świętojański wieczór, gdy co i raz przelatuje zielonkawo świecący owad! Albo jak niesamowicie przejść się po ogrodzie jeszcze przed świtaniem, gdy wszystko spowijają błękity...

Miło mi, że ogłoszenie rozmaitych materiałów, związanych z niefortunnym konkursem uważasz za pożyteczne. Czy publikacje te pobudziły nasze środowisko do refleksji? Niekoniecznie, Droga Przyjaciółko. W całej tej sprawie najmniej chyba chodziło o programy...

Jestem nieco zaskoczony, że niektórzy uznali mój opis zdarzeń za subiektywny. Zwłaszcza, że znalazły się wśród nich osoby starające się z subiektywizmu uczynić naukową metodę.

Sprawę starałem się przedstawić uczciwie. A do ewentualnych nieścisłości zawsze gotów jestem się przyznać. Jest faktem, że list nazwany przeze mnie protestacyjnym w rzeczywistości funkcjonował jako List poparcia oraz że błędnie podałem datę pierwszego zebrania komisji konkursowej, które zorganizowano 27 listopada zeszłego roku.

Jest mi niezwykle miło, że lubisz czytywać moje uwagi o przedstawieniach. Dziś zatem może przywołam dwa spektakle, których tematyka wiąże się z zagadnieniem władzy. Premiera "Kysia" odbyła się ponad rok temu. Przedstawienie to, wyreżyserowane przez Igora Gorzkowskiego, grane jest w Teatrze Soho, znajdującym się w postindustrialnej okolicy na warszawskiej Pradze. Reżyser dokonał adaptacji powieści Tatiany Tołstoj. Rzecz ukazuje ludzkość po wielkiej katastrofie. Surową, ale bardzo funkcjonalną dekorację z drewnianymi pomostami zaprojektował Honza Polivka, a przy tworzeniu ekspresjonistycznych kostiumów pomysłowością wykazała się Joanna Walisiak-Jankowska.

Akcja spektaklu rozgrywa się w przeistoczonej z dawnej Moskwy wiosce, której nazwa ciągle jest zmieniana na cześć kolejnych despotów. Większość ludzi żywi się złapanymi myszami, żyjąc nie tylko w ubóstwie, ale i okropnej ciemnocie. Aby nie zdołali się z niej wyrwać, czuwa samodzierżca Fiodor Kuźmicz - grany przekonująco, ale i bardzo groteskowo przez Janusza R. Nowickiego. Przepisując tak naprawdę utwory znajdujące się w ukrywanej przed poddanymi bibliotece, stara się uchodzić za obdarzonego szczególnymi zdolnościami mędrca. Główny bohater spektaklu to młodziutki Benedikt zagrany przez Igora Kowalunasa. Pracując jako skryba przy kopiowaniu rzekomych pism despoty, poznaje Oleńkę (Julia Trembecka), która niebawem zostanie jego żoną. Przyszły teść Benedikta (Madej Madejowicz, którego gra Wiktor Korzeniewski), będąc prawą ręką tyrana, bezustannie węszy spiski i podstępy, nagradzając to sobie gromadzeniem bogactw, a jeszcze bardziej obżarstwem. I trzeba przyznać, że cała trójka aktorów (Korzeniewski, Trembecka oraz grająca teściową Anna Smołowik) potrafią ze sceny opychania się niezliczonymi pierogami, blinami i mięsem uczynić obraz wręcz przerażający. W wypchanych kostiumach, które groteskowo deformują ich kształty i w odpowiednio oświetlonych makijażach, nadających ich twarzom cechy upiorności, co i raz rzucają się na dużą blaszaną miskę, rozbryzgując jedzenie. Benedikt początkowo ulega i czarowi Oleńki, i luksusom, jakimi obdarzają go teściowie (Madej daje mu w prezencie granego przez Tomasza Borkowskiego Teresia - człowieka służącego do ciągnięcia sań). Odkrywając jednak świat zakazanych przez samodzierżcę książek, zaczyna dostrzegać marność otaczającej go rzeczywistości. Nie sądź jednak, że spektakl jest optymistyczny. Będący prawdziwym mędrcem Nikita Iwanycz (w tej roli Bartłomiej Bobrowski) jest, owszem, w stanie przekonać Benedikta, by ten pozbył się ogona będącego skutkiem mutacji. Nie potrafi jednak pomóc mu w wewnętrznej przemianie, podobnie jak nie umie wydobyć człowieczeństwa z Teresia. Dobrze potraktowany prostak odpowiada jedynie agresją i chamstwem. Natura ludzka wydaje się zatem skażona złem. Piękna pawica, czyli mityczne alter ego Oleńki (ptaka gra również Trembecka), zostaje pożarta przez nienasyconych teściów. A jakkolwiek wreszcie udaje się obalić Fiodora Kuźmicza, to kolejny despota - Madej Madejowicz - okazuje się jeszcze gorszym tyranem. Patron tej rzeczywistości to chyba właśnie tytułowy Kyś, czyli trudny do opisania, ale budzący grozę potwór.

Drugie z przedstawień, o którym chciałbym Ci wspomnieć, obejrzałem w ostatnią sobotę, gdym wraz z Rodzicami stanął był w Lublinie. W ramach Carnavalu Sztukmistrzów grupy Les Lendemeins oraz Les Philébulistes pokazywały widowisko zatytułowane "La tangente du bras tendu". Jako scena posłużyła, zaopatrzona w siatki, pomosty i trapezy, metalowa konstrukcja, umożliwiająca akrobatyczne popisy. Ustawiono ją na Placu Zamkowym, a ogromne tłumy zgromadziły się wokół. Największa część publiczności obsiadła ogromne schody zamkowe, inni ulokowali się na moście biegnącym ku Bramie Grodzkiej. Ale wielu spektatorów stało również po bokach i nawet z tyłu scenicznej przestrzeni.

Spektakl rozgrywa się właściwie w dwóch planach. W kameralnym gabinecie dyktator układa przemowę, powyżej zaś występują akrobaci, których działania mają ilustrować historię jego dojścia do władzy. Artyści nie chcą jednak ograniczać się do roli bezwolnych marionetek i podejmują próbę aktywnych działań, zmierzających do zmiany historii. Jako scenografia służą sprzęty imitujące gabinet (wysoka lampa z abażurem), rozpięte na metalowej konstrukcji różnobarwne fladry, kojarzące się z uwięzieniem w ograniczonej przestrzeni, a także wciągane po sznurach ubrania (stanowiące zapewne simulacra bezwolnych ludzi), no i wreszcie flagi, których kolorystyka kojarzy się z faszystowskim godłem.

Widowisko z pewnością służyć ma przypomnieniu, że losy społeczeństwa zależą od tych, z których jest ono złożone. Przesłanie to trafia widzom do przekonania głównie dzięki wspaniałym popisom na trapezach. Wyśmienity warsztat, brawura i lekkość wykonania sprawiają, że widzowie zostają zahipnotyzowani przez artystów, dostrzegając w ich wyczynach nie mechanikę wytresowanej jednostki, ale połączoną z nadludzkimi możliwościami wolność. A obraz akrobatów spadających z dużej wysokości na siatkę i wywołujących przez to wzbijanie się zrzuconych tam wcześniej kart wyborczych z pewnością pozostaje w pamięci. Jak się jednak możesz domyślać i ten spektakl nie ma naiwnie optymistycznego zakończenia...

Tyle o teatrze. Może więc jeszcze dwa słowa o teatrologach. Nie wiem, Droga Madeleine, czy zwróciłaś uwagę, że pan Łukasz Drewniak, nie dość, że postanowił zapewnić Teatrologii dalszy rozgłos, to zajął się również reklamowaniem regeneracyjnego szamponu. O ile za to pierwsze jestem mu ogromnie zobowiązany, o tyle tego drugiego nie wypada mi komentować.

Sprawiłaś mi, Miła Przyjaciółko, przyjemność informacją, że Twój brat zaczął również czytywać to, co ogłaszamy w Teatrologii.info. A zatem panu Guillaume'owi przypomniały się opowieści Waszej prababci o przedwojennych wyprawach do warszawskiego teatru? Skoro tak, to nie może mnie dziwić, że zaintrygowała go również dyskusja, którą na łamach Teatrologii odbyli nasz felietonista pan Rafał Węgrzyniak i kierownik działu literackiego w Teatrze Narodowym doktor Paweł Płoski. Jeżeli chodzi o mnie, to mam poczucie, że z komentarzy mego kolegi na temat błędów w programie teatralnym Jak być kochaną?, nazwanych przez doktora Płoskiego "niepoprawionymi zdaniami", uczyniono nazbyt wielką sprawę. Rad byłbym ją zamknąć. Z tego też względu proszę, abyś nie dopytywała się mnie, czemu wydrukowano nieskorygowaną wersję publikacji. Powiedzmy, że rację ma Twój brat, sugerując, iż pracownicy działu literackiego chcieli po prostu wybadać czujność naszego felietonisty. Skoro zaś okazali się ludźmi tak dowcipnymi, to z pewnością docenią koncept pana Guillaume'a, który sformułowanie "niepoprawione zdania" postanowił włączyć do swojej polszczyzny.

Serdeczności

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji