Artykuły

Świat wskrzeszony

Sześć lat czekaliśmy na to, by do Lub-^lina wrócił "Sztukmistrz z Lublina".

W minioną sobotę na deskach teatru im. Juliusza Osterwy zapłonęły szabasowe świece. W blasku menory odżył świat miniony i nieocalony - wbrew, a może zgodnie z wolą Boga - Szadaj Wszechmocnego.

Odżył świat tamtego miasta, ciasnych uliczek niosących zapach przepoconych chałatów, czosnku, cebuli, kurgielu i cymesu.

Świat pobożnych chasydów, których wymodlony wzrok patrzy spod tałesu na bimę, skąd pobożny mąż odczytuje Torę chowaną przed niepowołanym wzrokiem w Aron Hakodesz - Arce Przymierza.

Odżył świat zwyczajnych ludzi, ich ciężkiego trudu, znoju, pracy, biedy, nieszczęścia i radości. Świat synagog i traktierni istniejący już tylko na singerowskich kartach.

Przełożyć język książki na język teatru jest wręcz niemożliwością, ale to, co nie możliwe stało się możliwe przed sześciu laty we Wrocławiu i kilka dni temu w Lublinie. Lubelska adaptacja "Sztukmistrza" różni się jednak od wrocławskiej kilkoma szczegółami: rozbudowano sceny w cyrku, dodano Bar Mycwę. Inne też są kostiumy i dekoracje. Wojciech Jankowiak i Marta Hubka to doskonały duet, scenograf-kostiumolog, który nadał naszemu "Sztukmistrzowi" ogromną plastyczność, jeżeli można użyć tego słowa w odniesieniu do rekwizytów grających jakby oddzielne role w tym przedstawieniu. Lubelska inscenizacja jest na pewno lepsza muzycznie od wrocławskiej. Songi Agnieszki Osieckiej i muzyka Zygmunta Koniecznego przysposobione przez Mieczysława Mazurka stanowią integralną część tego przedstawienia. Spektakl gra, faluje, kipi życiem, radością, smutkiem, śmiercią i wspomnieniem o narodzie, który odszedł w niepamięć... Sztukmistrz z Lublina jest trzecią tegoroczną premierą w teatrze im. J. Osterwy, rzadko się zdarza, by w takim tempie i przy tak mizernych środkach teatr mógł przygotować tak trudne przedstawienie. Jest to z całą pewnością zasługa dyrektora Andrzeja Rozhina, który mimo wielu przeciwności, zwłaszcza w ostatnich tygodniach, dopiął swego i sprowadził do Lublina singerowskiego sztukmistrza Jasza Mazura, jego asystentkę Magdę i barwny, lecz już dla nas egzotyczny, świat askenazyjskich Żydów. W ich postacie doskonale wcielili się aktorzy. Marek Milczarczyk i Anna Magalska-Milczarczyk dali popis nie tylko gry aktorskiej, ale również akrobacji, żonglerki - tego wszystkiego, co zwykło nazywać się sztuką cyrkową. Można by jeszcze długo wymieniać bohaterów tego przedstawienia, ale nie sposób tego zrobić, ponieważ są nimi wszyscy aktorzy lubelskiego teatru.

"Pewnego razu do Międzybuża przybyli kuglarze, którzy na ulicach pokazują sztuki. Przeciągnęli linę nad rzeką, a jeden z nich chodził po linie nad nurtem. Aby widzieć te cuda, zbiegła się gawiedź z całego miasteczka. I przyszedł także święty Bal-Szem i stanąwszy pośród ludu przypatrywał się linoskoczkowi. A uczniowie Bal-Szema wielce dziwili się, że chce na te sztuczki spoglądać. Wtedy święty', mąż rzekł: Przyszedłem zobaczyć jak to człowiek przechodzi nad głęboką przepaścią. A teraz myślę, że gdyby człowiek tyle pracował nad swą duszą ile ów nad zręcznością ciała,, to ponad jakże głębokimi otchłaniami mogłaby wędrować dusza po cieniutkiej nitce życia!" - te słowa cadyka przytoczone przez Szymona Anskiego stanowią motto do przedstawienia o człowieku wędrującym po cienkiej linie rozwieszonej od życia do... życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji