Piąta kradzież księżyca
Bogusława Czosnowska to sam czar, łagodność, kobiecość! Trudno u-wierzyć, że uprawia profesję reżysera teatralnego - i to z pełnym powodzeniem. Widocznie niekoniecznie trzeba groźnej fizjonomii i twardej ręki aby w przedstawieniu wszystko grało, śpiewało i tańczyło. Tak właśnie ma być w scenicznej adaptacji powieści Kornela. Makuszyńskiego "O dwóch takich co ukradli księżyc" przygotowanej przez zespół Teatru Osterwy.
- Można mówić bez przesady o takich ludziach jak pani, że teatr mają we krwi. Zaczynała pani jako mała dziewczynka...
- To prawda, jako dziecko występowałam na scenie Teatru Wielkiego we Lwowie pod dyrekcją Wilama Horzycy w sztukach dla dzieci i dorosłych. Uczyłam się w szkole baletowej. Razem z siostrą grałyśmy w przedstawieniu "O dwóch takich co ukradli księżyc" Ja byłam Jackiem. Przypomniałam sobie o tym w 1932 roku. kiedy zaproponowano mi wyreżyserowanie czegoś dla dzieci. Gdyby uznać mój dziecięcy debiut mogłabym obchodzić 50-lecie pracy w teatrze.
- Imponujące! Lata 80 to w polskim teatrze renesans Makuszyńskiego.
- Moje pokolenie wychowało się na Makuszyńskim. Dla mnie przedstawienie ..O dwóch takich..." w Teatrze Wybrzeże było pierwszą praca autorską Sama napisałam piosenki, do których Andrzej Głowiński skomponował bardzo dobrą muzykę, dokonałam adaptacji. Lubelska realizacja jest czwartą po Gdańsku. Szczecinie i Słupsku, Prapremierowe przedstawienie grane było już ponad 100 razy. Mam nadzieję, że spodoba się lubelskim dzieciom, a dorośli przypomną Sobie swą młodość.
- Nie jest to jedyna w pani dorobku realizacja dla dzieci
- Tak. Odkryłam, że odpowiada mi robienie przedstawień dla dzieci. Razem z Jadwigą Pożakowską napisałyśmy i następnie przygotowałyśmy sztukę "Czartowskte sprawki" o Twardowskim. Przerobiłam też na scenę inną książkę Makuszyńskiego "Pannę z mokrą głową", a dla Słupska zrobiłam prapremierowe przedstawienie "Przygód Kajka i Kokoszą" wg popularnego komiksu. To zabawne, ja, która wyszłam z teatru dramatycznego sama reżyseruję przede wszystkim przedstawienia muzyczne, operetkowe, operowe ("Straszny dwór", "Hrabina". "Wesele Figara", "Dydona i Eneasz". "Mozart i Salieri"), a teraz widowiska dla dzieci.
- Przez wicie łat była pani aktorką. Przestało to pani wystarczać?
- Był taki czas. że nie wyobrażałam sobie życia bez grania na scenie. Mówiłam najbliższym, że wolałabym nie żyć niż odejść A teraz? Kiedyś zapytano genialnego dyrygenta Toskaniniego. dlaczego nie gra już na swej wiolonczeli. - Po co mam grać na wiolonczeli - odpowiedział - skoro mogę grać na wszystkich instrumentach w orkiestrze. Reżyser korzysta z podobnego przywileju w teatrze.
Po 36 latach na scenie zrezygnowałam z aktorstwa. Reżyserii uczyłam się u Jerzego Golińskiego, dyrektora artystycznego Teatru Wybrzeże. Przez dziesięć lat byłam jego asystentem.
- Uchodzi pani za specjalistkę od teatru rozrywkowego.
- Jako aktorka zagrałam bardzo dużo. Nawet w sztukach takich autorów, których jako reżyser nigdy bym nie tknęła - myślę o Witkacym, Gombrowiczu, Różewiczu. Sama wybieram tzw. lekki repertuar, co wcale nie znaczy, że lżej się nad nim pracuje.
- Repertuar, który tak lubi publiczność.
- Jestem ogromnie szczęśliwa, jeśli na moich przedstawieniach publiczność odpoczywa, bawi się. a teatr niech nawet na tych przedstawieniach zarabia, żeby pozwolić sobie na bardzo ambitne zamierzenia. Mnie to, jako reżyserowi, nie przynosi ujmy.
- Czy to łatwo rozśpiewać i roztańczyć zespól aktorów dramatycznych?
- To zależy od zespołu. Lubelski ma, moim zdaniem, predyspozycje ruchowe.
Jest to w ogóle teatr ogromnie pracowity i zdyscyplinowany. Robimy nasze przedstawienie szybko dzięki temu. że wszyscy są tu profesjonalistami. Myślę również o warsztatach, pracownikach technicznych, których fachową i życzliwą współpracę ogromnie sobie cenię.
- W porozumieniu z zespołem pomaga pani zapewne zacięcie pedagogiczne. Najpierw była współpraca ze Studiem Aktorskim przy Teatrze Muzycznym w Gdyni, potem szefowała pani w Studio przy Teatrze Wybrzeże.
- Muszę się pochwalić, że spotkałam w Lublinie swych uczniów: Annę Świetlicką, Teresę Filarską, Joannę Tomasik, Jacka Gierczaka.
- Nić tak dawno widzieliśmy w TV urocze pani przedstawienie: "Miłość i próżność". Co w następnych planach?
- W Poznaniu - "My fair lady" w Teatrze Muzycznym, przedstawienia dla sceny muzycznej Szczecina i Teatru Wybrzeże i zobowiązania wobec gdańskiej Miniatury.
- Odpowiada pani to wędrowne życie w hotelach i na walizkach?
- Istotnie, to cygańskie życie. Ale poznaję tylu nowych, wspaniałych ludzi, młodzież. Lubimy się, pracujemy razem. Strasznie kocham życie i te jazdy wcale mnie nie męczą. Dopóki jestem potrzebna... Biedny jest natomiast mój mąż, który goni za mną po Polsce. Zawsze jest na premierze.