Artykuły

O Wajdzie i Polańskim, o Osieckiej, Frykowskim i "Dziecku Rosemary". Witajcie w naszej paranoi

"kalifornia nieśmiertelni" Justyny Litkowskiej w reż. Szymona Kaczmarka z Teatru Współczesnego w Szczecinie na XXIX Malta Festival Poznań. Pisze Stanisław Godlewski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Wieczorami w trakcie Malty można oglądać przedstawienia na pl. Wolności. Ma to swoje wady - np. hałas, który zagłusza aktorów. Ale zasadniczo jest dobrą okazją, by obejrzeć ciekawe małe formy za darmo.

Swój spektakl na pl. Wolności pokazał m.in. Maciej Litkowski, uznany aktor, na co dzień występujący w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. "kalifornia nieśmiertelni" z tekstem Justyny Litkowskiej i w reż. Szymona Kaczmarka (poznańscy widzowie mogą pamiętać jego "Granicę" na podstawie Zofii Nałkowskiej w Teatrze Polskim) to monodram, opowieść o końcówce lat 60. w Polsce i Ameryce. Choć tak naprawdę jest to spektakl o czymś zupełnie innym.

Od wykładu do teorii spiskowej

Zaczyna się zgrabnie i fachowo. Litkowski ubrany niczym urzędnik śledczy opowiada widzom historię śmierci Krzysztofa Komedy. Pokazuje dowody w sprawie, analizuje zdarzenie z różnych perspektyw, wyświetla na ekranie dokumenty i nagrania (zdjęcia Marka Hłaski, wypowiedzi Zofii Komedowej-Trzcińskiej). Z czasem zatacza coraz szersze kręgi: opowiada o Wajdzie i Polańskim, o Osieckiej, Frykowskim, kręceniu "Dziecka Rosemary", wreszcie, oczywiście, o masakrze w willi Polańskiego dokonanej przez grupę pod wodzą Charlesa Mansona.

Ten wykład był z początku irytujący, momentami zbyt oczywisty, operujący jakimiś wytartymi faktami i obiegowymi anegdotami. Litkowski z coraz większymi emocjami opowiadał historie, które wszyscy dosyć dobrze znamy. Coś jednak w pewnym momencie zaczęło się zmieniać. Drobiazgowość łączenia faktów, wskazywanie na niemal nic nieznaczące zbiegi okoliczności, konteksty, wyszukiwanie podobieństw między zdarzeniami. Wykład coraz bardziej tracił swój "naukowy" charakter, a zaczynał nabierać znamion teorii spiskowej, w której nawet najbardziej absurdalne zjawiska mogą się przydać do potwierdzenia tezy (np. puszczona od tyłu piosenka Beatlesów staje się modlitwą do szatana. I co? Przypadek?).

I u nas niedawno palono "Harry'ego Pottera"

Oglądamy zatem historię o rodzeniu się paranoi. O tym, jak czasem świat może nabrać sensu "za bardzo", jak w pewnym momencie wytracają się racjonalny osąd i zdrowy dystans i zamiast niepewności, wątpliwości i krytycznego myślenia wszystkie znaki na niebie i ziemi zaczynają wskazywać jedyną słuszną rację. Historia o grupie szaleńczych morderców, którzy w imię jakichś wyższych idei zamordowali kilka niewinnych osób zostaje spuentowana wywiadem z Agnieszką Frykowską (obecnie Mają Brzezińską), wnuczką Wojciecha Frykowskiego, która w jakimś durnym programie rozrywkowym opowiada o swoich egzorcyzmach i jak wypędzano z niej demony.

Niby zabawne, niby takie odjechane i w ogóle "głupia Frytka", a jednak to u nas całkiem niedawno palono "Harry'ego Pottera" i Hello Kitty. Żyjemy w kraju - lub inaczej: w czasach - w którym paranoja nie jest ekscesem, tylko codziennością. Wiara w spisek, układ, w nadmierny sens zjawisk, demoniczną siłę tekstów kultury, w znaki dawane ludziom z niebios - ta wiara organizuje nam życie. Przypominacie sobie komentarze polityków i dziennikarzy, jakoby pożar Notre Dame miał być świadectwem ostatecznego upadku córy Kościoła? No właśnie. To już nie jakaś wąska grupka szaleńców, tylko dominujący dyskurs, w którym tkwimy od kilku lat. Spektakl Litkowskich i Kaczmarka to pokazuje, choć używa do tego historycznego kostiumu. Witajcie w naszej paranoi. Aż kusi by zanucić "Kołysankę Rosemary".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji