Artykuły

Ambasada dla uciekinierów z życia

"Ambasada" w reż. Wojciecha Wińskiego Teatru Usta Usta - Republika na XVI Festiwalu Malta w Poznaniu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

W spektaklu Teatru Usta Usta na własnej skórze przekonujemy się, jak marzenie o ucieczce i bezpieczeństwie staje się koszmarem.

Wystąpiłam o azyl. Ambasada, do której się zwróciłam, obiecała mi bezpieczeństwo, spokój, ochronę przed wszystkim, co ogranicza wolność: przed ludzkim dotykiem, miłością najbliższych, przed moim ciałem i pamięcią. Ogłoszenie znalazłam po pięciu dniach wyczerpującego galopu między kolejnymi spektaklami XVI Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Malta", po całym sezonie jeżdżenia od miasta do miasta, po łącznie kilkudziesięciu dobach spędzonych w dusznych teatrach i brudnych, groźnych przestrzeniach postindustrialnych. W ambasadzie nie musiałabym już nigdy oglądać niczego i nikogo. Nie wiem, czy to zadecydowało, ale wypełniłam zamieszczony w internecie wniosek o prawo do stałego pobytu (www.ambasada.info.pl) i czekałam na decyzję. Udało się. Sekretarz wyznaczył mi spotkanie na 2 w nocy w jednym z poznańskich klubów.

Przy stoliku siedziały już dwie kobiety, równie przejęte i pełne nadziei. Nie wszyscy doszli do tego etapu. My zostałyśmy wybrane, jak oznajmił nam wysłannik urzędu. Samochodem powiózł nas przez miasto, kluczył, mylił pogonie. Gdy w końcu zatrzymał się przed ogromnym, starym gmaszyskiem, jedna ze ścian nagle otworzyła się i pojazd z nami w środku zniknął we wnętrzu budynku. Rozpoczął się test. Przez najbliższe godziny miałyśmy udowodnić, że zasługujemy na pobyt, że jesteśmy gotowe zostawić dotychczasowe życie i zamknąć się przed światem w tej dziwnej, mrocznej instytucji. Przede wszystkim jednak musiałyśmy przetrwać. Ambasada nie była pusta. Zaludniał ją tłum lokajów w liberiach, prowadzących gości od drzwi do drzwi, od pokoju do pokoju, by nagle zniknąć i porzucić nas w pustym, klaustrofobicznym korytarzu. Czyhali na nas z ankietami, kwestionariuszami, nie wypuszczali z rąk teczek, puchnących od odpowiedzi. W każdej chwili z ciemności mógł też wyłonić się któryś ze stałych mieszkańców ambasady, zwabiony naszymi niepewnymi, pospiesznymi krokami. Szukający wytchnienia geniusze, zbrodniarze, dziecko, które nie chciało dorosnąć, hermafrodyta pragnący pojednania wszystkich żydów, muzułmanów i pogan. Postaci jak z "Małego księcia" przerobionego na gotycką powieść czy horror. Czy powinnam ocalić tych ludzi, czy zazdrościć im absolutnej izolacji od zła i kłopotów? Bo przecież oni też któregoś dnia wkroczyli do ambasady zwyczajni, niewyróżniający się z tłumu. Błądzili po rozwidlających się przejściach, wchodzili w podejrzane sojusze z obsługą i starymi pensjonariuszami. Zostali i zmienili się w więźniów własnego marzenia o ucieczce. Oni. A co ja tu robię? Dlaczego idę posłusznie za szorstkimi urzędnikami? Dlaczego odpowiadam na ich osobiste, intymne pytania? Dlaczego rywalizuję z tymi nieznajomymi kobietami, by dać się na zawsze zamknąć w jakiejś absurdalnej galerii osobliwości? Gdyby był to kolejny odcinek przygód Bonda albo gra komputerowa, można by po prostu wyciągnąć wtyczkę z kontaktu, zaparzyć zieloną herbatę i włączyć relaksujący jazzik. Tutaj trzeba w całości wytrzymać spotkanie z własnymi lękami.

Nie wiem, jak kończy się tam historia. Moje podanie o azyl zostało odrzucone bez podania przyczyn. Czy nie powinnam była pożyczać długopisu zrozpaczonemu pianiście, który od 15 lat czeka na kartkę od syna? Czy źle odpowiedziałam na propozycję: "Kawa, herbata czy komora gazowa"? Czy osobę, której nie lubię, lepiej było zabić w wyobraźni siekierą, a nie pistoletem? W tej relacji pytań jest więcej niż odpowiedzi. Teatr Usta Usta od sześciu lat specjalizuje się w akcjach-spektaklach, angażujących ciało, pamięć i wyobraźnię widza. Nie ma wygodnych foteli, z których zerka się na wysiłki aktorów. To widz staje się wykonawcą, siedząc we wnętrzu ciasnego samochodu ("Driver", 2004) czy budując spektakl poprzez wciskanie kolejnych przycisków telefonu komórkowego ("Alicja 0 700 188 188", 2005).

"Ambasada" odpowiada na niepokojące zmiany naszej kultury, która stała się kulturą ucieczki. Nie chodzi tylko o miliony emigrantów. My także codziennie uciekamy w używki, pracę, telewizję, luźne związki, sporty ekstremalne. Szukamy bezpieczeństwa i odpoczynku lub chociaż poczucia sensu. Wydajemy fortunę na jogę czy psychoanalityków, by zaraz potem wyjść na ulicę i powtarzać te same błędy. Reżyser Wojciech Wiński pokazał, że taka ucieczka zawsze prowadzi do degeneracji. Ale ambasada działa dalej. I stojąc o 4 nad ranem przed zamkniętymi za mną drzwiami, ciągle zastanawiam się jednak: a może złożyć podanie jeszcze raz?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji