Artykuły

Trzecia pierś, czyli trzecia droga

"Trzecia pierś" Ireneusza Iredyńskiego w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Tomasz Misiewicz w Odrze.

Sztuka Ireneusza Iredyńskiego powstała w roku 1974, czyli w czasie nieco lżejszego etapu na kursie polskiej drogi do komunizmu. Ludziom żyło się lepiej, a Polska rosła w siłę. Może dlatego zwykle czujne oko cenzorskie nie zawiesiło się nad rażąco wywrotową wymową dramatu. A ten był ostentacyjnie wręcz krytyczny wobec totalitarnych skłonności władzy wobec postaw niezależnych.

"Trzecia pierś" wystawiana po latach nie traci na nośności intelektualnej, zyskuje zaś w zderzeniu z nowymi wyzwaniami obywatelskiej świadomości. Akcja przedstawienia rozgrywa się w Dolinie, czyli miejscu, gdzie Bractwo postanowiło założyć Wspólnotę. Grupa składająca się z rozmaitych odmieńców poszukuje tu alternatywnej rzeczywistości. Wszyscy uczestnicy tego przedsięwzięcia znaleźli się w Dolinie powodowani rozczarowaniem wobec uczestnictwa we wspólnocie oficjalnej. Teraz mogą realizować swoje idee na nowych prawach i pod pozorami rzeczywistego współdecydowania o swoim losie. Pobudki, jakie inspirowały uczestników tej powstającej formy egzystencjalnej, są różne. Kogoś dotąd dławił przymus państwowy, kogo innego marazm pozornej stabilizacji... Doktor Rubin, o którym wspomina na przykład Ewa, główna bohaterka sztuki, uciekł w nowe miejsce, bo w starym systemie bardziej zajmowały go machlojki i lewe kombinacje. Tu ma czystą hipotekę, nikt go nie ściga, może zacząć nowe rozdanie. Sama Ewa zaś wyrasta na niekwestionowaną liderkę Wspólnoty, która dopiero wykuwa swoje oblicze ideowe.

Ruch jednak nie potrafi wybrać sensownej strategii działania. Grzęźnie na mieliźnie sporów, za to zachowuje i cementuje wszystkie wady poprzedniego systemu, od jakiego się odżegnywał. Taki stan rzeczy obrazuje postawa drugiej z głównych postaci przedstawienia, Tomasza. Zdaje się on szarą eminencją w Dolinie, jej akuszerem i skrupulatnym strażnikiem. Tomasz nadaje realizm tworzącej się formie społecznego bytu, by z czasem uczynić go karykaturą poprzedniego. Z chwilą gdy mężczyzna deklaruje chęć spisywania pamiętników o tym, jak tworzyła się historia Doliny, towarzyszyć mu już będzie tylko śmieszność. Tomasz wkrótce ginie w myśl zasady, że rewolucja pożera własne dzieci, a pionierzy rewolty powinni zniknąć jako pierwsi, bo na kolejnym kryterium prawdy etapu są zbędni, wręcz kłopotliwi. Ostatnia z postaci Trzeciej piersi, Jerzy, znalazł się w Dolinie przypadkiem. Zabłądził tam, jadąc samochodem. Młodzieńca nie przywiodła tu chęć ucieczki od dyktatury państwa opresyjnego czy miraż nowego wspaniałego świata. Jerzy wdał się w nową rzeczywistość bardziej ze względu na fascynację Ewą i jej walorami intelektualno-wizualnymi. Ta fascynacja zostaje odwzajemniona.

Sytuacja nakreślona przez Iredyńskiego sprowadza się do zasady sprzężenia zwrotnego, ponieważ wszyscy trzej bohaterowie sztuki są ze sobą powiązani ścisłymi zależnościami. Tomasz forsuje ideę nowego bytu, jakiemu patronuje od momentu jego założenia. Ewa, która sprawdziła się w przewodniczeniu populacji Doliny tymczasem uległa załamaniu nerwowemu. Kobieta bezskutecznie usiłowała popełnić samobójstwo. Jerzy posiada atuty, jakie mogą sprawić, by Ewa znów odzyskała moce witalne i zechciała stanąć na czele Wspólnoty. Tomasz dostrzega tę zależność. Nie dopuszcza więc, by jego potencjalny sprzymierzeniec, Jerzy, w chwili słabości opuścił Dolinę. Ta misterna koincydencja celów napędza relacje pomiędzy postaciami sztuki. Iredyński swój dramat pisał w epoce, gdy łabędzim śpiewem dogorywały idee dzieci kwiatów. Pięknoduchostwo tej formacji nie było chyba pierwowzorem, jaki chciał portretować autor Trzeciej piersi. Iredyński ukazał więc raczej społeczność totalną, która nie będąc nią w fazie założycielskiej, stawała się taką w końcowej.

Spodziewanie dobremu przesłaniu sztuki towarzyszy wysoki poziom gry aktorów Współczesnego. Bohaterowie spektaklu świetnie odnajdują się w swoich rolach. Szymon Mysłakowski spełnia głosowe kryteria profesji predestynujące go na spory format aktorski. Debiutująca na scenie Współczesnego Magdalena Żuk obroniła swoją rolę, choć zadanie otrzymała karkołomne: pozować na liderkę choćby wyimaginowanej społeczności, mając za partnera Mariusza Jakusa było misją straceńczą. Ostatni z wymienionych aktorów udowadnia tymczasem, że szuflada, w której złożono jego fizjonomię, nie domyka się na szczęście. Wychynie z niej zapewne jeszcze nie raz talent na miarę choćby Klausa Kinskyego.

Sztuka wystawiona w warszawskim Teatrze Współczesnym (Scena w Baraku) w reżyserii Jarosława Tumidajskiego ukazuje się w najstosowniejszej po swojej premierze z chwil. Po pierwsze, koresponduje z epoką, w której alternatywą dla wspólnot totalnych były te obywatelskie. Po wtóre zaś będzie czy powinna być wyrzutem sumienia dla współczesnych dramaturgów, którzy nie umieją (w przeciwieństwie do Iredyńskiego) podjąć z powodzeniem intelektualnej wycieczki teatralnej bez wdawania się przy tym w grafomańskie efekciarstwo. I wreszcie last but not least: Trzecia pierś przypomni czasy, gdy ojczyzna Iredyńskiego była najweselszym barakiem w socjalistycznym obozie. Choć spektakl Tumidajskiego wcale radosny nie jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji