Artykuły

Rozmowy nie było

Trudno oddać w teatrze związek niebanalnych osobowości. Ich przyciąganie, zmysłowość i porozumienie ponad głowami innych. Aby to przedstawić w monodramie nawet najwybitniejszej aktorce potrzebny jest reżyser.

"Rozmowa w domu państwa Stein..." to rzadka okazja bycia z aktorstwem Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej sam na sam. Bardzo dobrze, że do Teatru na Woli zaproszono wielką aktorkę, na którą, jak się zdaje, reżyserzy nie mają ostatnio pomysłu. Pytanie, czy znalazł go Bogdan Augustyniak? Sztuka Hacksa opowiada historię legendarnego romansu wielkiego Johanna Wolfganga Goethe z Charlottą von Stein. Była od niego starsza, obarczona siedmiorgiem dzieci, niekochanym mężem i pozycją damy weimarskiego dworu. Goethe, darzony podziwem i szacunkiem, z życia brał, co chciał. Wyciągnął rękę po Charlottę i... natrafił na niespodziewany opór.

Piękna, inteligentna, emocjonalnie nie rozbudzona kobieta, świadoma swoich obowiązków wobec męża i "świata", długo walczy ze swoim uczuciem i namiętnością Goethego. Przez dziesięć lat chełpi się miłością poety i poczuciem, że to ona kształtuje jego niezwykłą osobowość. Gdy przychodzi jej wyznać, jak bardzo kocha Goethego, jest już za późno. Kochanek śle z Włoch ostatnie listy. Mąż przygląda się temu związkowi bez słowa i taką też rolę, niemej-kukły, powierza mu Peter Hacks w swoim tekście.

Spowiedź kontrolowana

Weimar, 1786 rok. Zdradzona i porzucona Charlotta von Stein, świadoma, że na jej upokorzeniu ucierpi także rodzina, czyni przed mężem spowiedź z występnego związku. W "Rozmowie w domu państwa Stein..." nie ma żadnej rozmowy, to monolog Charlotty która może wreszcie głośno mówić o uczuciu, wykreować je na nowo podczas tej "spowiedzi", przedstawić siebie tak, jak rzeczywiście chce. Tylko w chwilach słabości ukazuje udrękę kobiety ubezwłasnowolnionej miłością. W inscenizacji Augustyniaka nie czuć obecności pana von Steina i trudno określić, do kogo Charlotta kieruje lawinę wzburzonych słów. Na rozrachunek z samą sobą zbyt dużo w tym pozy. Choć wielkiego koniuszego von Steina zastąpił w spektaklu drewniany koń gimnastyczny (bo który facet wytrzyma godzinną tyradę żony o kochanku i odczytywanie jego miłosnych listów?), jednak zabrakło rozmowy - napięcia, zażenowania, gniewu.

Monotonia krzyku

Może zamiast angażować do roli służącej utalentowaną aktorkę Magdalenę Warzechę, która bez słowa wnosi kawę i czasem podsłuchuje zza kolumny, należało wziąć średnio zdolnego aktora, który dałby swą obecnością odpór w rozmowie. Nie ma wątpliwości, że aktorka klasy Budzisz-Krzyżanowskiej nie potrzebuje w monodramie takiej protezy, pod warunkiem, że prowadzi ją silna ręka reżysera. Tymczasem Teresa Budzisz-Krzyżanowska pozostawiona jest tu sama sobie. W jej burzliwym monologu brakuje odcieni, emocjonalnego zróżnicowania, zmian napięcia. A przecież zwierza się nam (bo przecież nie drewnianemu koniowi) z dziesięciu lat uniesień, miłosnych wzruszeń, uczuciowej udręki.

Charlotta jawi się jako zgorzkniała sekutnica, utyskująca na kochanka nad głową tępo milczącego męża. Prawda, von Stein była podobno kobietą chłodną, nie okazującą uczuć, emocjonalnie okaleczoną, ale Goethe rozbudził jej kobiecość i głębsze doznania, więc nie może mówić o nim na jedną nutę. Gniew i wzburzenie są zrozumiałe w sytuacji, w jakiej zastajemy państwa Stein, ale z czasem stają się monotonne.

Bez napięcia

Romans Lotty i Goethego w tym spektaklu nie istnieje. Rodzi sic natomiast uczucie żałości na widok wciąż pięknej, dumnej kobiety, która pragnie wierzyć, że miłość nie minęła. W desperacji gotowa jest nawet podążyć za kochankiem, a tak naprawdę, świadoma swej porażki, stara się po prostu zachować twarz. To jest główny rys portretu kreślonego przez Budzisz-Krzyżanowską: z jednej strony Lotta zdejmuje maskę kobiety niedostępnej, zdradzając się z uczuciem, z drugiej kreuje naprędce wizerunek tej, która w związku z Goethem trzymała lejce w garści (dopóki ich jej nie wyrwał...).

Wydaje się, że ten monodram potrzebuje czasu, by wiarygodnie oddać historię długoletniego związku dwóch silnych osobowości. Trzeba poczekać na moment, gdy Teresa Budzisz-Krzyżanowska jako pani von Stein dopuści do głosu to, co teraz zagłusza krzykiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji