Artykuły

Wallenrod w spódnicy

"Samson i Dalila" Camille'a Saint-Saensa w reż. Marka Weissa w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Warto pójść do Teatru Wielkiego na dzieło Camille'a Saint-Saensa choćby po to, by usłyszeć jedno z najpiękniejszych operowych wezwań miłosnych, "Mon coeur s'ouvre a ta voix".

Zrealizowana po raz pierwszy w łódzkim Teatrze Wielki opera "Samson i Dalila" to opowieść o zwycięstwie chuci nad wiarą. Z pomocą librecisty Ferdinanda Lemaire'a Saint-Saens przedstawia historię biblijnego superbohatera, który dał się zwieść na pokuszenie. Historia zaczerpnięta została z Księgi Sędziów, chyba każdy zna słynną scenę pozbawiania Samsona mocy przez obcięcie mu włosów.

Tandetne Filistynki

W trakcie konferencji prasowej reżyser Marek Weiss wyznał, że nigdy jeszcze nie robił spektaklu o kobiecie podłej. Czy rzeczywiście sens postaci Dalili można streścić takim przymiotnikiem? Moim zdaniem to raczej Wallenrod w spódnicy, typ makiaweliczny, przekonany, że cel, którym jest zemsta, uświęca środki. Dalila cel ten osiąga, bo przecież doprowadza do krótkiego, ale jednak zwycięstwa Dagona nad Jahwe, Filistynów nad Hebrajczykami.

Krzysztof Marciniak, zastępca dyrektora do spraw artystycznych, bardzo się cieszył, że łódzka opera będzie mieć w repertuarze tytuł, którym otwiera sezon Metropolitan Opera (w tamtejszej obsadzie łodzianin Tomasz Konieczny jako Abimelech). Amerykańska produkcja ocieka złotem (i kiczem, niestety). W scenografię i kostiumy zainwestowano sporo, pewnie dlatego, że Saint-Saens planował "Samsona i Dalilę" jako oratorium, stąd statyczność dzieła. Łódzcy realizatorzy podjęli decyzję zupełnie inną. Scenografia (Marcel Sławiński, Katarzyna Sobańska) jest minimalistyczna, tworzy ją metaliczny sześcian nasuwający różne skojarzenia - od pułapki po platońską jaskinię i wrota księgi. Trafnie udało się oddać pierwotność historii; Dalila uwodzi Samsona na skalistym łożu, nad którym kołysze się kępa traw. Niezbyt oryginalny jest natomiast pomysł kolorystycznego skontrastowania kostiumów. Skoncentrowani na życiu wiecznym Hebrajczycy mają stroje szarobure, skupieni na doczesności Filistyni - ciemnoczerwone. To kolor krwi, co podkreśli scena przyniesienia zwycięzcom mis z wodą do obmycia rąk.

Nie przekonują mnie też sceny baletowe, kuszące pląsy ubranych w cieliste kostiumy i czerwone szpilki Filistynek (tandeta!) oraz Bachanalia, w których można popodziwiać obnażony biust - ale nie zmysłowo.

Chwyt za biust

Tyle o koncepcji. Co do realizacji - byłam na premierze z "Expressem", słuchałam więc Agnieszki Makówki i Dominika Sutowicza. Sutowicz jako Samson jest świetny, również aktorsko. Ma mocny głos, czego nie można powiedzieć o Makówce, której uwodzenie jakoś nie przekonuje (nawiasem mówiąc, jak można wykonywać pieśń miłosną tyłem do kochanka?? Czy to reżyser kazał Makówce "namiętnie" chwytać się za biust?). Ciekawe, jak w tej roli wypadną Bernadetta Grabias i dysponująca ciekawym głosem, odsunięta na dalszy plan Olga Maroszek. Oczekiwania spełniła orkiestra prowadzona przez Vladimira Kiradijeva, który potrafił wydobyć i atmosferę wzniosłą (scena zniewolonych Hebrajczyków), i figlarną. W "Samsonie i Dalilii" ogromną rolę odgrywa chór, dobrze przygotowany.

"Samson i Dalila" w reż. Marka Weissa i pod kierownictwem muzycznym Vladimira Kiradijeva to przedstawienie zrealizowane poprawnie, ale nie zachwycające. Mnie statyczność spektaklu nie przeszkadzała, cieszyłam się muzyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji